Dom ceramiką zainspirowany

mieszkanie, wnętrze, ludzie mieszkają, porecelana fot. Kuba Pajewski
Rzadko się zdarza, by dopasowywano dom do koloru zastawy. Ale wielbiciele miśnieńskiej ceramiki świat widzą na...niebiesko. Sami urządzili swój dom pod Warszawą. Stylowo i z kolekcjonerską pasją.
/ 09.06.2010 13:30
mieszkanie, wnętrze, ludzie mieszkają, porecelana fot. Kuba Pajewski
Dom Agnieszki pewnie nie byłby niebieski, gdyby w dzieciństwie nie dostała od babci dwóch porcelanowych kieliszków do jajek. Zdobił je tzw. cebulowy wzór, który od XVIII wieku był znakiem rozpoznawczym manufaktury w Miśni. Agnieszka przypomniała sobie o nich trzynaście lat temu, kiedy wprowadziła się do swojego nowego domu w Dąbrowie Leśnej pod Warszawą. Ustawiła je na półce w kuchni i nagle poczuła, że to jest to! I że rację mają ci, którzy nazywają porcelanę białym złotem. Zaczęła kolekcjonować deseczki, miski, filiżanki dekorowane podszkliwnie kobaltem. Wspólnie z mężem Jackiem każdy weekend spędzała na pchlim targu na Kole; razem odwiedzali antykwariaty i galerie. Po pewnym czasie doszli do wniosku, że morelowe ściany w ich domu nie są najlepszym tłem dla miśnieńskiej kolekcji. Niewiele myśląc, przemalowali je na niebiesko. Od tamtej pory odnawiali swój dom już trzy razy, ale nigdy nie przyszło im do głowy, żeby zmienić kolor ścian. Wyjątek zrobili tylko dla córek: 13-letniej Zosi i 11-letniej Helenki, które się zbuntowały i mają białe pokoje.

Kobaltowy błękit, choć często uważany za kolor zimny, nieprzytulny, ma jednak wiele zalet. Chromoterapeuci twierdzą, że działa uspokajająco (spowalnia puls i obniża ciśnienie krwi) i nastraja do zadumy. Poza tym optycznie powiększa przestrzeń. Znany rosyjski malarz Wassily Kandinsky mówił o niebieskich ścianach, że są dla nas „niezauważalne, niemal przezroczyste”.

Wygodny dom (o powierzchni prawie 360 m2) Agnieszki, Jacka i ich sześciorga dzieci (czworo zdążyło już dorosnąć i wyprowadzić się) powstał dzięki rozbudowie śmiesznie małego domku, który kupili w stanie surowym. Dodali nową kuchnię, a garaż przerobili na pokój dla syna. Przez dwa lata mieszkali z ekipą ośmiu górali, którzy powiększali i wykańczali ich dom. Nigdy nie korzystali z pomocy architekta wnętrz. Kiedy pytam dlaczego, Agnieszka odpowiada wprost: „Kochamy ten dom i zawsze chcieliśmy sami go urządzić, to była jedna z naszych największych przyjemności”.

Kuchnia jest imponująca, ma kilka okien, wyjście na taras i dużą część jadalnianą, w której mieści się wygodny stół dla 8-osobowej rodziny. Na błękitnych ścianach połyskują srebrem stare, weneckie lustra. Każdy kąt i kącik jest ozdobiony porcelaną. – To taki mój bzik – przyznaje Agnieszka, wskazując na misternie pomalowane porcelanowe deseczki. Istne dzieła sztuki! Wiszą dosłownie wszędzie: obok okien, pod sufitem, w sąsiedztwie miśnieńskich serwisów, półmisków i dzbanków.– Przestaliśmy chodzić na Koło, bo chyba wszystkie deseczki stamtąd już mamy – żartuje. Jasne, błękitne ściany okazały się znakomitym tłem dla zabytkowej porcelany i białych kafli nad szafkami, a także dla niebieskiego obrazu Jerzego Skąpskiego, wuja Agnieszki, oraz drewnianego kredensu w pociemniałym kolorze sosny. Natomiast transparentne krzesła Kartella to nowoczesny kontrapunkt dla starych luster, podobnie jak barokowa lampa „Bourgie” Ferruccia Lavianiego, wykonana z plastiku.

Ściany w salonie są zdecydowanie ciemniejsze niż w kuchni, ale też niebieskie. Podobnie jak tunezyjskie kafelki zdobiące kominek. – Kiedyś dostałam takie cztery kafelki od swoich rodziców – wspomina Agnieszka. – Wymyśliłam, że mogłyby ładnie udekorować kominek, ale było ich za mało. Spakowaliśmy więc walizki i wyruszyliśmy do Tunezji. Inni turyści wylegiwali się na plaży, a my całymi dniami szukaliśmy kafelków. Bez skutku. Straciliśmy nadzieję. Nagle, w jakimś maleńkim sklepie, Jacek aż krzyknął z radości. Były! Kupiliśmy prawie wszystkie: 90 sztuk. Od tamtej pory zawsze przywożą z podróży jakieś drobiazgi do domu. Oczywiście, niebieskie albo przynajmniej z niebieskim akcentem. Na przykład, szkło na kominku to pamiątka z Egiptu, kolorowe talerzyki obok okien w salonie są z Hiszpanii, figurki na komodzie z Meksyku, a błękitno-biała misa – z Maroka. Ale chińskie lampy, które też stoją w tym pokoju, kupili od Cygana na Kole. Nawet nie musieli się targować, cena była niska, od razu zdecydowali się na dwie.

Odcienie błękitu dobrze komponują się z bielą i fioletem, dlatego rolety w salonie zostały uszyte z białego batystu, a drewniane schody na piętro zdobi właśnie dostojny fiolet. W całym domu stoją porcelanowe cacka, wiszą stare, kryształowe lustra i lampy. – Moja córka, która skończyła architekturę, ciągle powtarza: „Mamo, ten dom trąci myszką, tu trzeba wszystko zmienić”. Może kiedyś... – mówi Agnieszka. Na razie ani jej, ani Jackowi niebieski się nie znudził. Wręcz przeciwnie. Teraz ich dom nawet na zewnątrz jest w tym kolorze. Zawsze podobały im się same rzeczy i jedno akceptowało pomysły drugiego. To ich recepta na szczęśliwy dom.

Redakcja poleca

REKLAMA