To efekt doskonałej współpracy między właścicielką a projektantką Moniką Goszcz, która zaproponowała wyrafinowaną kompilację różnorodnych stylistyk. – Lubię poprzez projekt pokazać "duszę" właściciela – twierdzi autorka projektu. – Wnętrza mojego autorstwa utrzymane są zawsze w czerni i bieli, ale różnią się niuansami, które odzwierciedlają osobowość właściciela. W tym przypadku miałam zresztą do czynienia z kimś wyjątkowym. Ewelina interesuje się designem i sporo wie na temat architektury. Bardzo dużo podróżuje. Dlatego nasza współpraca przebiegała na zasadach partnerskich. Pomogłam jej przebudować wnętrze, zmieniając jego układ funkcjonalny oraz złożyć w logiczną całość różnorodne inspiracje. Na jej prośbę wzięłam też na siebie nadzór wykonawczy. Nie było między nami sporów, gdyż mamy podobny gust i zbliżone poczucie estetyki.
Tak projektantka wspomina współpracę, której owoce podziwiam, siedząc wraz z gospodynią przy wielkim stole na klasycznym Thonetowskim krześle. Za plecami mam dalekowschodnią komodę z indyjskiego palisandru i umieszczoną na ścianie kolekcję indonezyjskich i lankijskich masek. Przed oczyma zaś – salon z telewizorem, wygodną kanapą przy stoliku w kolonialnym stylu oraz gigantyczną designerską lampą. Dostrzegam też filary obłożone białą cegiełką, które oddzielają przestrzeń dzienną od strefy kuchennej.
Tak mógłby wyglądać elegancki loft w modnej dzielnicy Paryża, Nowego Jorku lub innej metropolii. Międzynarodowy charakter tej przestrzeni nie wynika jednak z przywoływanej tutaj na różne sposoby podróżniczej pasji gospodarzy. To raczej kwestia wyrafinowanego i eleganckiego zestawienia barw z przewagą czerni, bieli i szarości oraz znakomita jakość materiałów wykończeniowych. – Przy urządzaniu tego wnętrza mąż dał nam wolną rękę – opowiada Ewelina. – Z wyjątkiem kuchni. Uchwyty szafek z kryształów Swarovskiego są jego pomysłem. Mnie zresztą także bliskie jest zamiłowanie do bizantyjskiego przepychu. Rzecz w tym, żeby nie przesadzić. Mąż bardzo lubi Ukrainę, a i ja mam do niej sentyment, bo z okolic Lwowa pochodziła moja babcia. Oboje chętnie bawimy się elementami, które wielu osobom kojarzą się jedynie z blichtrem.
Z kuchni przechodzimy do biblioteki, która sprytnie dzieli swoją funkcję z przedpokojem. – Chciałam mieć otwartą bibliotekę, ponieważ bardzo lubimy książki, muzykę i filmy – tłumaczy właścicielka. – Poszczególne części regału można ukryć za szybą zamontowaną na szynie i ozdobioną nazwami miejsc, które zwiedziliśmy. Ale też tymi, które są ciągle w planach. Nasz przyjaciel, gdy to zobaczył, powiedział tylko: "O, credo gospodarzy!" – uśmiecha się Ewelina.
W sypialni moją uwagę zwraca dekoracja z luster nawiązująca formą do ceglanego filaru w salonie. Duże wrażenie robi także wykończona żywicą i betonem łazienka z klasycyzującą mozaiką oraz bogato zdobionym lustrem w stylu hiszpańskiego baroku. Okazuje się, że poza sypialnią gospodarzy w mieszkaniu są jeszcze dwie inne, gościnne. Wszystkie te pomieszczenia udało się rozplanować na powierzchni liczącej niewiele ponad sto metrów. I to z rozmachem typowym bardziej dla mieszkań w starej kamienicy niż w nowym budownictwie. Sięgające do sufitu drzwi dodatkowo optycznie podwyższają to liczące 2,9 metra wysokości wnętrze. Podobną funkcję pełnią wewnętrzne okiennice (tzw. shuttersy) o świadomie wydłużonych proporcjach. – To rzecz, która genialnie "ubiera" wnętrze. Nie chciałam tutaj zasłon ani firan. Minął też czas, kiedy podobały mi się rzymskie rolety. Podczas jednej z podróży zachwyciły nas wewnętrzne okiennice i tak już zostało – mówi Ewelina.
Tymczasem późne popołudnie przechodzi w wieczór. Gospodyni uruchamia nastrojowe oświetlenie zainstalowane w ścianach i podłodze. Kiedy zapala reflektory w kuchni i salonie, robi się wręcz teatralnie. Zasłuchana w barwne podróżnicze opowieści pani domu przestałam kontrolować czas. Żegnam się więc i wychodzę na spokojną uliczkę nieopodal otoczonego rozległym parkiem pałacyku Królikarnia. Zaledwie pięć minut drogi stąd jest stacja metra, zatem wszystko, co ma do zaoferowania stolica, pozostaje w zasięgu ręki. A w chwilach wolnych można się rozkoszować ciszą, niebem i zielenią za oknami.
tekst Arletta Liro
stylizacja Anna Tyślerowicz
zdjęcia Hanna Długosz