Apartament w fabryce na wielką skalę

Prawie pięć metrów wysokości! W takim wnętrzu tracimy poczucie proporcji. Kiedyś była tu fabryka. Dziś przestrzeń wypełnia sztuka współczesna. A o przeszłości budynku przypominają tylko metalowe dźwigary.
/ 02.04.2009 12:52
Galeria czy apartament? Pytanie jest prawie nieuchronne i pojawia się w głowie każdego przybysza, który przekracza próg tego wnętrza. Stężenie designu na centymetr kwadratowy powierzchni po prostu onieśmiela. Wnętrze majestatycznie wysokie i bardzo przestronne wypełniają same klasyki wzornictwa: fotel "Jajko" Arno Jacobsena, biała kanapa i fotele Miesa van der Rohe, lampa Mariano Fortuny, Mebel Piera Lissoniego, sprzęt muzyczny Bang&Olufsen...
Do tego pełno tu eksponatów: na ścianach, na meblach, na podłodze. Wszystko wskazuje, że to galeria... A jednak jesteśmy w prywatnym mieszkaniu. Tyle tylko, że należy ono do kolekcjonera. Wkraczamy w prywatną konstelację dzieł sztuki. Nie ma tu mowy o przypadku. Każdy przedmiot zajmuje starannie wybrane miejsce. Każdy jest wynikiem przemyślanej decyzji właściciela. Opowiada swoją historię.

Po części jest to opowieść o jego twórcy, po części: o kolekcjonerze, którego urzekł i w którym wzbudził chęć posiadania. – Zanim znalazłem ten apartament, mieszkałem w zwykłym domu. Stopniowo pozbywałem się kolejnych ścian działowych, aż doszło do tego, że mój dom zaczął przypominać loft... – mówi Philippe. – Kiedy jednak dowiedziałem się, że w okolicy można kupić lokal w starej fabryce, pomyślałem, że to jest propozycja właśnie dla mnie. Zawsze marzyłem o przestrzeni bez ścian. O wnętrzu, w którym swobodnie mogłaby zaistnieć cała moja kolekcja.
Wybrał mieszkanie na rogu budynku o powierzchni 170 metrów kwadratowych. Z oknami na trzy strony świata. Z jednej strony widać dziedziniec, z drugiej – ulicę, siedząc na patio można podziwiać odległą perspektywę miasta.
Wszystko mieści się w ponad stuletniej fabryce włókienniczej na północy Francji, która, podobnie jak wiele innych, skończyła swój przemysłowy żywot w latach 80. ubiegłego wieku i przez ponad
10 lat stała opuszczona. Na szczęście charakterystyczna architektura z czerwonej cegły znalazła uznanie inwestorów i powoli zaczęła zyskiwać status przypisany obiektom z listy konserwatora zabytków. Teraz pięknie odnowiona fasada domu z czerwonej cegły budzi zainteresowanie wielu mieszkańców Lille.

Zdecydowaną część fabryki przeznaczono na lofty: mieszkania dla ludzi, którzy we wnętrzach szukają przede wszystkim przestrzeni. Architektura industrialna, jak żadna inna, stwarza takie możliwości: wysokie i obszerne wnętrza to pole do popisu dla projektantów. Poza tym budynki poprzemysłowe mają jeszcze jedną wielką zaletę: dają możliwość posiadania ogrodu, własnego kawałka ziemi!
Philippe zamiast ogrodu wybrał patio. I zdecydował się kupić narożny fragment budynku, gdzie okna wychodzą na trzy strony świata. Zależało mu, by naturalne światło było w domu jak najdłużej. Wreszcie znalazł miejsce, w którym wszystko było możliwe! Mieszkanie, w stanie surowym, trzeba było wymyślić od podstaw.
Z wyjątkiem wąskich ścianek i belek konstrukcyjnych w apartamencie nie ma podziałów. Dotyczy to również miejsc, które zwykliśmy uważać za przestrzeń całkiem prywatną, czyli sypialni i łazienki. Jest tylko jedno pudełko: pokój gościnny, który przez szacunek dla przyjaciół, Philippe tradycyjnie zamknął w czterech ścianach!
Za to każda rzeźba i każdy obraz ma tyle miejsca i przestrzeni wokół siebie, ile potrzebuje. – W poprzednim mieszkaniu, mimo wszystko, było więcej ścian – mówi właściciel. Dlatego tutaj niektóre płótna po prostu stoją na podłodze...

tekst: Gabriela Wilczyńska
zdjęcia: Christine Besson/PHOTOFOYER/Piękna

Redakcja poleca

REKLAMA