Philips Lumea Prestige do depilacji światłem - opinie, recenzja, cena

Philips Lumea Prestige fot. Materiały prasowe Philips
Z Lumea Prestige korzystam od trzech miesiący. Efekty? Przeczytaj recenzję i dowiedź się, czy warto kupić to urządzenie!
08.07.2019 13:51
Philips Lumea Prestige fot. Materiały prasowe Philips
Od ponad trzech miesięcy testuję depilator Philips Lumea Prestige. Czy urządzenie jest skuteczne? Jak działa? I czy jest w pełni bezpieczne? Zobaczcie same.

Pierwsze wrażenie ma znaczenie

Tak jak większość kobiet, nienawidzę golenia. Po pierwsze – strata czasu, po drugie – zacięcia. Kto nigdy nie zaciął się podczas depilacji, ten nie zrozumie. To dlatego tak bardzo nie mogłam doczekać się efektów Philips Lumea Prestige, który dostałam do testów.
 
Zacznę od początku. Gdy wyjęłam z pudełka Philips Lumea, to pomyślałam sobie: „O! Wygląda jak suszarka!”. W zestawie znajduje się urządzenie, 4 wymienne nakładki, ładowarka oraz biała torba na wszystkie elementy. Producent zapewnia, że urządzenie (jeśli tylko będzie odpowiednio używane) ma przerwać naturalny cykl odrastania włosów (aż do 92% redukcji owłosienia już po 3 zabiegach). Brzmi obiecująco! Tym bardziej nie mogłam doczekać się efektów.
 

Jak używać i czy to w ogóle działa?

Początkowo zabieg wykonywałam co dwa tygodnie, na ogolonej skórze. Ja akurat korzystam z Philips Lumea wieczorem. To taki mój weekendowy rytuał: ulubiona muzyka i depilacja światłem. Z urządzenia można korzystać w zasadzie wszędzie: siedząc na kanapie i oglądając filmy. Lumea jest cicha, poręczna i intuicyjna.
 

Jak to działa?

Najpierw wybieramy nakładkę (do twarzy, do ciała, do nóg lub do okolic bikini). Urządzenie należy po prostu włączyć, ustawić moc własnoręcznie lub korzystając z czujnika SmartSkin automatycznie dobiera właściwy poziom intensywności światła i przyłożyć do skóry (najlepiej pod kątem 90 stopni), a następnie nacisnąć przycisk. Philips Lumea za pomocą impulsów emituje delikatne, rozproszone i niejednorodne światło. Wygląda to trochę tak, jakby się strzelało. W efekcie mieszki włosowe ulegają uszkodzeniu i z każdym kolejnym zabiegiem wchodzą w fazę coraz głębszego spoczynku, czyli uśpienia. W konsekwencji włosy w sposób naturalny wypadają, a ich odrost zostaje na długo zahamowany.

Czy bolało?

Przyznam, że tego bałam się najbardziej, bo mam bardzo delikatną skórę. Obawiałam się, że na moim ciele zostaną jakieś zaczerwienienie, czy inne „efekty uboczne”. Jak się okazało, moje obawy były całkowicie bezpodstawne. Na początku czułam delikatne ciepło. Cały zabieg depilacji nóg zajął mi około 30 minut. Samo korzystanie z urządzenia jest całkowicie bezbolesne.

Efekt 

Wykonałam już w sumie 8 zabiegów. Na początku włoski oczywiście odrastały. Potem były coraz cieńsze i nie rosły tak szybko. Po 7 zabiegu w zasadzie już nie pojawiały się wcale. Moja skóra jest delikatna, a włoski nie odrastają. Najlepsze jest to, że rano nie muszę się już martwić o golenie, maszynkę i piankę. No i w końcu nie tracę czasu.

 

1. Wybierz końcówkę

 

2. Dobierz poziom intensywności światła

 

3. Przyłóż urządzenie do skóry, aż zaświeci się kontrolka „Ready” i naciśnij przycisk

 

Użyteczny, stylowy i bezpieczny, czyli co wyróżnia Philips Lumea Prestige? 

  • Urządzenie jest przede wszystkim bardzo intuicyjne. W sumie można by pominąć czytanie instrukcji, bo od razu wiadomo, co i jak.
  • Dodatkowo jest eleganckie i świetnie wygląda w łazience.
  • Specjalnie wyprofilowane nasadki o różnym rozmiarze stworzone dla optymalnego kontaktu z depilowanym obszarem ciała.
  • Czujnik SmartSkin automatycznie dobiera właściwy poziom intensywności światła. Można go zaakceptować lub wybrać samodzielnie moc urządzenia.
  • Lumea Prestige działa zarówno na zasilaniu akumulatorowym, jak i po podłączeniu kabla sieciowego. To duże ułatwienie, dzięki któremu z urządzenia można korzystać w zasadzie wszędzie (np. odpoczywając na sofie, przed telewizorem, czy nawet w ogrodzie na hamaku).

Zobacz, jak wyglądał nasz test

 

Redakcja poleca

REKLAMA