Pamiętasz tę radość, kiedy czułaś wiatr we włosach? Nie wmawiaj sobie, że w twoim wieku to nie wypada. Ślizganie się jest doskonałym sposobem nie tylko na poprawę nastroju, ale i zdrowia! Jest skuteczniejsze (i przyjemniejsze!) niż trening na siłowni: ćwiczy mięśnie całego ciała, wzmacnia poczucie równowagi i hartuje.
Kup całej rodzinie plastikowe ślizgi. Dzieci mówią o nich zwykle „jabłuszka”. Te najtańsze kosztują parę złotych, a są wygodniejsze niż sanki – można wszędzie je ze sobą zabrać i lepiej nadają się do uprawiania śniegowego fitnessu. Gdy zjeżdżasz na „jabłuszku” z górki, musisz podkurczać nogi – pracują wówczas te partie mięśni, które są odpowiedzialne za płaski brzuch. Jeśli na równym terenie staniesz na „ślizgu” i będziesz wykonywać ruchy skrętne, zmusisz do działania mięśnie obręczy barkowej i mięśnie skośne brzucha (talia!). Godzinę spędzoną na wchodzeniu pod górkę, wywracaniu się, tarzaniu w śniegu oraz ślizganiu można porównać z zajęciami na siłowni. Poza tym spędzasz czas na dworze, dzięki czemu dotleniasz organizm i zapewniasz mu porcję witaminy D (nawet jeśli słońce jest schowane za chmurami).
Wybierz się na lodowisko. Lubisz muzykę i tańce? Kup albo wypożycz łyżwy i zabierz dzieci (będą zachwycone) na wyprawę na lodowisko albo ślizgawkę. Podczas jazdy możesz się bawić jak na dyskotece i pewnie nawet nie zauważysz, że gimnastykujesz mięśnie nóg, pleców, ramion i brzucha (następnego dnia możesz poczuć, co to zakwasy: weź ciepłą kąpiel i wmasuj w bolące miejsca maść przeciwzapalną). Podczas godziny intensywnej jazdy możesz spalić aż 800 kcal!