„Jestem bulimiczką od 12 lat... to choroba, którą można uśpić, jak raka, ale nigdy wyleczyć… W każdym zawirowaniu życiowym wraca... brak akceptacji siebie, brak pewności siebie, perfekcjonizm, ambicja…”
Zrzucamy całą winę na media, które lansują ultra szczupłe modelki bez grama cellulitu, wciskające się w dżinsy 34 i diety 1000 kcal, które lepiej przecież i tak ograniczyć do 800 kcal. Na okładkach, plakatach, reklamach królują nimfy w wymiarze XS i z nogami gazeli. Nie wiesz jak schudnąć? My ci mówimy - nie jedz, zapisz się na aerobik, pływaj, biegaj, pij ziołowe herbatki. Ćwicz, masuj, pij wodę, pomyśl o letnim bikini, zobacz, jaka piękna jest Gisele Bundchen… Próbujesz więc. Jak jesteś szczęściarą i masz silną wolę, to lądujesz w klubie „ana” - nie widać cię zza kija od szczotki. Jak nie możesz pohamować ataków głodu, to musisz zacząć wkładać palec w gardło i wtedy jesteś bulimiczką. Tak czy inaczej, życie nabiera nowego wymiaru… Tylko wciąż nie czujesz się jak Gisele…
„Witam, choruję od 4 lat, teraz ważę 42 kg, objadam się i wymiotuję po 2 razy dziennie...”
Na we-dwoje.pl też piszemy o modelkach, aktorkach, dietach, fitnessach, kremach wyszczuplających. Na naszych zdjęciach są szczupłe dwudziestolatki, połowa z nich pewnie po obróbce w Photoshopie. Czy powinniśmy czuć się winni, jako tryb wielkiej medialnej maszyny? Z pewnego punktu widzenia pewnie tak, ale z drugiej strony, czy nie należy zakładać, że odbiorca jest świadomą jednostką, umiejącą podejmować własne decyzje i odróżniającą iluzję retuszu i hollywoodzkiego blichtru od sensu życia? Tym trzynasto-, piętnasto- czy nawet trzydziestolatkom widać jednak nie starcza własnej samoświadomości, aby odróżnić szczęście od 60 cm w pasie…
„Jestem chora od 6 lat na bulimię. To już zaawansowana bulimia, gdzie nie muszę wywoływać wymiotów. Na początku tylko się chudnie, potem zaczyna się mieć obrzęki w organizmie, spuchniętą twarz... cały przełyk mam popalony...”
Bo też i anoreksja, i bulimia nie są, jak to się mylnie przyjmuje, chorobliwą pogonią za figurą modelki. To zaburzenia odżywiania mające podłoże psychiczne, klasyfikowane często jako nerwice. Nie jest przypadkiem, że dziewczęta-kościotrupy i panny spędzające dni nad sedesem wpadają zwykle do jednej z dwóch szufladek - zakompleksionych, czujących się gorszymi, niewierzących w siebie bidulek albo piekielnie zdolnych i ambitnych perfekcjonistek, żyjących pod ciągłą presją bycia najlepszymi. Reakcją na to wszystko jest próba przejęcia kontroli nad własnym życiem. Kto nie wybierze alkoholu, narkotyków czy sekty Moon, spojrzy na fotkę idealnej Gisele i zapragnie wtłoczyć się w jej foremkę.
„Mam 31 lat. Na bulimię choruję 14 lat. Wymioty, tabletki przeczyszczające, na zmianę z głodówkami i intensywnymi ćwiczeniami stały się moją codziennością. Przez 14 lat przechodzę katusze i do tej pory nikt się nie zorientował.”
Kiedy się traci kontrolę - nigdy do końca nie wiesz. Jednego dnia wydaje ci się, że po prostu chcesz schudnąć, więc musisz jeść jogurty 0% i zagryzać sucharkami light, następnego, rutyna katowania ciała dyktuje twoim życiem. Zaczynasz ustawiać spotkania towarzyskie pod kątem drakońskich pór posiłków - spóźnienie się o pół godziny z liczącą 50 kcal kolacją powoduje nerwowe spazmy, bądź idziesz na imprezę, zjadasz pół talerza kanapek, dwie rurki z kremem i ptysia, a potem uciekasz przed wszystkimi… do toalety. Co dzień herbatka z liści senesu albo środek przeczyszczający, każdego ranka zestaw przysiadów i pompek. Potem kalorii jest coraz mniej, przysiadów coraz więcej, jedyne szczytowanie to momenty glorii - uczucia kompletnej lekkości w środku.
„Jem, rzygam, ćwiczę, głoduję. Nie umiem przestać.”
Bywa źle - zimno, boleśnie, przerażająco, nawet krwawo i wtedy myślisz, że pora z tym skończyć, ale rano jest nawyk, jest lustro, jest poczucie winy za ten dodatkowy kawałek chleba. Musisz iść dodatkowo pobiegać. Obiecujesz bliskim, którzy płaczą, proszą, błagają i grożą, że od jutra coś zmienisz, ale po dziesiątym razie wiesz, że oszukujesz już samą siebie. Robisz się coraz bardziej nerwowa, obcesowa, przestaje zależeć ci na tym, co mówią ludzie. Tracisz przyjaciół, chłopaka, czasem nawet rodziców, którzy są przecież wrogami próbującymi oszukać na każdym kroku kalorie w twoim jadłospisie. Czemu się od ciebie nie odczepią? Masz przecież prawo decydować o sobie…
„Zwracam pokarm z krwią, zmienia mi się głos z powodu zapalenia krtani, mam nieprzyjemne siniaki na dłoni, włosy mi wypadają i strasznie boli mnie przepona; często mam skurcze brzucha, które powodują, że skręcam się z bólu...”
Są momenty, kiedy masz dość i chcesz z tego naprawdę wyjść, ale potem zdarza się zawsze coś co cię upewnia, że dobrze być „light”, że w lustrze wciąż widać tłuszcz na udach, że po świątecznym jedzeniu czujesz jakbyś zapadała się w straszną, ciemną dziurę otyłości. Kim będziesz bez całego twojego rytuału?
„Zawalam szkołę, zawodzę rodzinę i przyjaciół, niszczę siebie i odpycham ludzi.”
Po drodze dzieją się różne rzeczy. Czasem się zakochasz i zobaczysz, że tak się nie da żyć z drugim człowiekiem, czasem trafisz do szpitala w stanie zagrożenia życia, czasem ktoś zmusi cię do terapii. Zaczniesz jeść i odzyskiwać radość. Czasem nie stanie się nic i będziesz tak walczyć całe życie. Czy powinnam dodać jak bardzo nędzne to będzie życie? I niezależnie od tego, co teraz jest twoim priorytetem musisz wiedzieć, że przyjdzie dzień, kiedy nawet jako zupełnie zdrowa 35-latka uświadomisz siebie, że straciłaś najpiękniejsze lata swojego życie i NIGDY tego już nie odrobisz. Lata, w których powinnaś bawić się, kochać, imprezować, pić wino, szukać przygód, odkrywać samą siebie… a nie stać z placem w gardle nad muszlą klozetową.
„Wypadają mi włosy, zanikają mi cycki, mam suchą skórę i cały czas mi się wydaje, że jestem za gruba.”
Czy masz się więc zgodzić na bycie grubaskiem? Dołączyć do społeczeństwa parówek, które z zazdrością spoglądają na panie z billboardów? Nie! Naucz się kontrolować swoje życie inaczej! Kup krem na cellulit, nie jedz trzech pączków dziennie, ale porządne śniadanie i solidny obiad, a potem idź na godzinę na basen. Nie sztuką jest być wygłodzoną i chudą, ale to porażka w życiu, nie żadne zwycięstwo! Szczupłość jest ładna i zdrowa, ale ma setki odmian, łącznie z tymi zaokrąglonymi, i jedną tylko receptę: zdrowe jedzenie, sport dla rekreacji i dużo czasu w towarzystwie przyjaciół. Bo żyje się dla ludzi, a nie dla jedzenia…
*autorka przez kilka lat zmagała się z anoreksją
Agata Chabierska