Joanna Racewicz - Żegnaj, kochany

Joanna Racewicz fot. ONS
Właśnie mieli świętować jego 37. urodziny. Nie zdążyli... W katastrofie pod Smoleńskiem Joanna Racewicz straciła męża, oficera BOR-u, Pawła Janeczka. Teraz dziennikarka została sama z synkiem Igorem.
/ 11.04.2012 15:38
Joanna Racewicz fot. ONS
Wyjątkowy. Dobry, czuły, opiekuńczy, bardzo męski. Mądry i uczciwy. Zarażał mnie tym swoim optymizmem, że choćby się wokół nas paliło i waliło, to razem przetrwamy”, tak o mężu mówiła w jednym z wywiadów Joanna Racewicz (37), dziennikarka TVN. Paweł Janeczek (37), funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, szef ochrony prezydenta, zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Został pochowany 20 kwietnia 2010 roku na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Oprócz rodziny, przyjaciół i znajomych z rodzinnego Zwolenia na jego pogrzeb przyszli  także m.in. Dorota Wellman, Zbigniew Wodecki i Tomasz Karolak.

Ostatni hołd
„Trudno było powstrzymać łzy podczas pogrzebu… Zapamiętam ten dzień na długo. Gdy słyszałam słowa pożegnania wypowiadane przez żonę, płakałam”, wspominała na forum internetowym jedna z koleżanek Pawła Janeczka ze Zwolenia. Msza święta, którą w kaplicy na Powązkach odprawił przyjaciel rodziny Janeczków, ojciec Paweł Chodak, była niezwykle wzruszająca. Wszystkim ścisnęły się serca, gdy podczas czytania Ewangelii rozległ się płacz małego Igora. „To nasz synek...”, powiedziała wzruszona Joanna Racewicz, która całą mszę tuliła w ramionach zdezorientowanego chłopca. Chwilę później odczytała biblijny „Hymn o miłości” i zakończyła: „Miłość nigdy nie ustaje, Pawełku, mój Janosiku”.

„Janosikiem” nazywali go wszyscy: politycy, których chronił, kumple, rodzina. Ten pseudonim nadali Pawłowi koledzy z BOR-u. I to nie tylko dlatego, że z wyglądu przypominał serialowego rozbójnika. Dla przyjaciół był jak starszy brat – wszystkim służył radą i pomocą. „Był szczęśliwy i potrafił dzielić się szczęściem z innymi. Często pomagał słabszym”, mówił o kapitanie Janeczku Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i administracji.

Miłość z chmur
Znajomi Joanny Racewicz i Pawła Janeczka wspominają, że para tworzyła wyjątkowo dobre małżeństwo. – Nigdy nie mówili do siebie inaczej jak tylko „Asiu”, „Pawełku”. Wspierali się w trudnych chwilach, a synek Igor był ich największym szczęściem. Poznali się w samolocie i w samolocie ta miłość została brutalnie przerwana – mówią „Party”.

Gdy w 2002 roku Joanna Racewicz wsiadała na pokład rządowego tupolewa, nie przypuszczała, że spotka tam mężczyznę swojego życia. Przygotowywała wtedy materiał „Siedem dni z życia Leszka Millera” o ówczesnym premierze, dla którego Paweł wtedy pracował. „Usiedliśmy obok siebie. Tak to się właśnie zaczęło, od rozmowy i nieprawdopodobnego porozumienia”, mówiła Racewicz w wywiadzie dla „Gali”. Rok później byli już małżeństwem. Joanna Racewicz przyznaje, że to mąż nauczył ją, że najważniejsze w życiu są miłość i rodzina, a nie praca. Kiedy Racewicz odeszła z „Panoramy”, Paweł utwierdzał ją w przekonaniu, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu. Kilka tygodni później, gdy po stracie pierwszej ciąży przeżywali osobisty dramat, nakłaniał Joasię, by odpoczęła, zadbała o siebie. Przejął wszystkie obowiązki domowe i wspierał ukochaną na każdym kroku. Znajomi dziennikarki śmieją się, że wtedy dostawała tyle kwiatów, że mogłaby z powodzeniem założyć własną kwiaciarnię. Po tych wydarzeniach para pojechała na wspólne wakacje. Z urlopu Joanna wróciła wyciszona i szczęśliwa. Wierzyła, że najgorsze ma już za sobą…

Przyjaciele Pawła mówią, że para marzyła o drugim dziecku. Za kilka miesięcy „Janosik” chciał odejść z pracy. „Paweł miał zostać w BOR-ze do końca prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Potem zamierzał poświęcić się wychowaniu Igora. Mieli tyle planów…”, zdradziła w „Faktach” jego koleżanka Agnieszka Ambroż. Joanna Racewicz czekała na 37. urodziny męża, które mieli obchodzić tydzień po jego powrocie ze Smoleńska. Chcieli też hucznie wyprawić drugie urodziny synka. Nie zdążyli.

Czułe pożegnanie
Dziś przy Joannie Racewicz i Igorze czuwają nie tylko najbliżsi, ale i przyjaciele Pawła z BOR-u. Powód? W dniu śmierci Janeczka przyrzekli sobie, że do końca życia pozostaną na służbie – będą się troszczyć o rodzinę Pawła tak, jak on sam by to robił.

Gdy po mszy kondukt żałobny dotarł do Alei Zasłużonych, odegrano Mazurek Dąbrowskiego. Po hymnie rozległy się dźwięki ulubionej piosenki Pawła Janeczka „Englishman In New York” Stinga. Gdy oddawano salwy honorowe, w przerwach wystrzałów było słychać tylko cichy szloch Joanny Racewicz…        

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>

Redakcja poleca

REKLAMA