Mieszkanie z poddaszem

wnętrze, dom, aranżacja, ludzie mieszkają fot. Hanna Długosz
To wnętrze przeżywa swoją drugą młodość. Właściciele wrócili do niego po latach i zrobili gruntowny remont. A teraz cieszą się przestrzenią pełną bieli i światła.
/ 14.05.2010 09:56
wnętrze, dom, aranżacja, ludzie mieszkają fot. Hanna Długosz
Podobno nic dwa razy się nie zdarza. A jednak... Po latach pobytu za Oceanem właściciele mieszkania, architektka i malarz, postanowili wrócić do Polski. Czekało na nich wymagające remontu dwupoziomowe mieszkanie w Warszawie-Śródmieściu. Urządzone w innej rzeczywistości, pełne drewna i licznych podziałów, przystosowane do potrzeb trzyosobowej rodziny. Teraz, gdy dorosły syn wyprowadził się już z domu, można było pomyśleć o przearanżowaniu przestrzeni, jej maksymalnym uproszczeniu i oczyszczeniu. O pomoc przy projekcie właściciele poprosili swoją przyjaciółkę, architektkę Annę Bielecką z pracowni architektonicznej ADD. Wspólnie przystąpili do pracy nad koncepcją remontu. Postanowili „uwolnić myślenie, zachować tylko to, co niezbędnie potrzebne i dać upust swobodzie”. Przeprowadzono bardzo gruntowne zmiany z wyburzaniem ścian i dodaniem nowych okien. Ponieważ mieszkanie pełni równocześnie funkcję pracowni malarskiej, bardzo ważnym zagadnieniem było zapewnienie odpowiedniego oświetlenia. Pracownia ulokowana została od północnej strony, gdzie panuje bardziej rozproszone światło, salon zaś od południa. Jednak to był dopiero początek zmian. Stare, ciężkie, drewniane schody między kondygnacjami zastąpiono lekkimi, podwieszanymi, metalowymi (blacha liczy zaledwie 4 mm grubości!). Dzięki tym wszystkim modyfikacjom osiągnięto symetryczną kompozycję pełną naturalnego światła.

Kolorem dominującym we wnętrzu uczyniono biel. Powstała przestrzeń jak czysta kartka papieru. Można było zacząć pisać na niej zupełnie nową historię. Jednak właściciele nie odcinają się od przeszłości. Zachowali stare parkiety, jednak wycyklinowali je i pomalowali białym olejem. Niezbędne drewniane słupy podtrzymujące strop wyczyszczono. Dzięki temu uzyskano akcenty czystego drewna, które w naturalny sposób ocieplają nieco sterylną przestrzeń. W mieszkaniu znalazło się także miejsce dla starych, pozostających w rodzinie mebli. Pieczołowicie odrestaurowane stoją obok klasyków designu (krzeseł „DAW” i „DKR” Ray i Charlesa Eamesów) i sprzętów z IKEA. Ta mieszanka ma naturalny wdzięk. Zaakceptowana została w całości przez architektkę. – Nigdy nie pozostawiam wnętrz na tyle skończonych, żeby nie można było do nich wprowadzić własnego życia – mówi Anna Bielecka. – Przedmiot czy obraz zgodny z najgłębszymi życzeniami właścicieli stwarza dobre relacje. Tutaj dzięki połączeniu starej tkanki z pewnym minimalizmem i dawnymi meblami powstała wielowarstwowa kompozycja – dodaje.

Właściciele podkreślają, że przedmioty, które znalazły się tutaj nie są przypadkowe. – To cytaty z naszego życia – mówią. Marzą, by kiedyś kupić fotele projektu Alvara Aalto, które kojarzą im się z Finlandią (gdzie także przez kilka lat mieszkali). Dbają jednak o to, by pamiątki rodzinne i mnogość sprzętów nie przytłoczyły klarownej przestrzeni. Pani domu jest bowiem przekonana, że prawdziwa sztuka urządzania domów polega na odejmowaniu, a nie dodawaniu. – Less is more, czyli mniej znaczy więcej – uśmiecha się i dodaje, że wciąż stara się, nie ulegać „różnym designerskim pokusom”. Wiele wysiłku włożyła także w maksymalne uproszczenie wnętrza. Wszystkie elementy możliwe do schowania, jak na przykład grzejniki, starannie ukryto w ściennych niszach lub w podłodze. Na górze wykorzystano naturalne skosy, by umieścić w nich schowki, szafę, a także pomieszczenie na pralkę. Szuflady i drzwiczki są bezuchwytowe (podobne rozwiązanie zastosowano w kuchni). Dzięki temu nic, nawet najmniejszy detal, nie zakłóca harmonii wnętrza. Spokój, emanujący już od progu, zachęca, by zostać tu na dłużej. Godzinę? Dzień? Tydzień? Najlepiej całe życie.

Redakcja poleca

REKLAMA