I gdy w niedzielę uśmiechnięta gwiazda stanęła na parkiecie razem z resztą uczestników show, wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście zamierza wystąpić. Stało się jednak inaczej. Oceana wyszła na parkiet, by oświadczyć, że rezygnuje z programu, bo dla dobra dziecka musi unikać wysiłku. W tej decyzji wspierał wokalistkę jej chłopak i ojciec dziecka. Oceana strzeże jego prywatności, nie chce zbyt wiele o nim mówić. Wiadomo, że Nadhir nie jest muzykiem. Pochodzi z Sudanu, urodził się w Emiratach Arabskich, a wraz z rodzicami dyplomatami osiedlił się kilka lat temu w Berlinie. Trzykrotnie był na nagraniach programu „Taniec z Gwiazdami”, ale w tym związku każde z nich ma swoją własną przestrzeń. To spotkanie dwóch silnych i niezależnych osobowości, które dają sobie dużą wolność. Jednak dziecko zamierzają wychowywać wspólnie.
– Kobietę w ciąży wypada na początek spytać, jak się czuje.
Oceana: Wspaniale! Na początku miałam poranne mdłości, ale bardzo szybko minęły. To już szósty miesiąc, czyli drugi trymestr ciąży, a więc czuję potężny przypływ energii. To prawda, jestem teraz wyjątkowo aktywna. Dużo pracuję i dużo podróżuję, również z koncertami: ostatnio wystąpiłam w Luksemburgu, Paryżu i Atenach. I najważniejsze – pracuję już nad swoim drugim albumem.
– Jak sobie dajesz radę?
Oceana: Jestem dobrze zorganizowana. Musiałam się tego nauczyć już dawno temu. Pracuję przecież od 13. roku życia. Zaznaczam,
że nikt mnie do niczego nigdy nie zmuszał, a już na pewno nie rodzice. Po prostu mam taką nieokiełznaną naturę. Od dziecka. Zawsze dużo się działo wokół mnie, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
– Spodziewasz się dziecka...
Oceana: Wiele kobiet, zachodząc w ciążę, radykalnie zmienia swój styl życia, a nawet siebie. Obserwuję je na ulicy albo w poczekalni u lekarza. Spowalniają krok, ostrożnie stąpają, ciężko oddychają, dużo siedzą i analizują każdy swój ruch. Zastanawiają się, czy wystarczająco dobrze jedzą. Pełne obaw, zachowują się tak, jakby były chore. A ja nie czuję się w żadnym razie chora! Gdybym teraz położyła się na kilka tygodni na kanapie, nie byłabym sobą. Jestem wciąż pełna pasji, ciągle coś mnie gna. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mój organizm zmienia się. Nie powinnam się zbytnio forsować, dlatego w „Tańcu z Gwiazdami” ograniczaliśmy ewolucje.
– Nie chciałaś sama zrezygnować z programu?
Oceana: Nie. Ale nie byłam w stanie przewidzieć, co może się zdarzyć. Byłam cały czas w kontakcie z lekarzem. Myślę, że taniec – sam ruch – służył mi. Przecież moje mięśnie muszą być sprawne aż do czasu porodu. A tym bardziej w jego trakcie.
– Żadna gwiazda w ciąży jeszcze nie tańczyła w tym show. Jesteś fenomenem, który zadziwia wiele osób.
Oceana: I dlatego między innymi nie chcałam rezygnować. Ostatnia rzecz, o jakiej myślę, to: „O rany, co ludzie powiedzą?”. Może to zabrzmi egoistycznie, ale tak naprawdę chodzi mi o to, aby robić w życiu rzeczy, w których czuję się najlepiej. Śpiewam, bo mnie to uszczęśliwia. Tańczę, bo uwielbiam się ruszać. Ludzie pytają mnie coraz częściej: „Wszystko w porządku?”. Tak! Tak! Mam zresztą duże doświadczenie w byciu na scenie, a przy moim partnerze z „Tańca...”, Przemku, czułam się bardzo bezpiecznie.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– Znasz już płeć dziecka?
Oceana: To będzie chłopczyk.
– Jak mu dasz na imię?
Oceana: Chciałabym zachować to w tajemnicy do dnia jego narodzin.
– Boisz się porodu?
Oceana: Przecież to będzie mój pierwszy raz! Ale teraz poród wydaje mi się jeszcze bardzo odległą sprawą. Czasami tylko, kiedy zaczynam o tym myśleć, zachodzę w głowę, jak to możliwe, aby dziecko przecisnęło się „tamtędy” na świat? (śmiech)
– Sprawdzono już, że jednak jest to możliwe!
Oceana: Wiem, wiem… Mama też mi mówiła. (śmiech) Natura wymyśliła wszystko za nas. Prawdę mówiąc, bardziej jestem ciekawa tego, jak poród będzie wyglądać, niż skupiam się na swoich lękach.
– Czy wiedziałaś, że jesteś w ciąży, kiedy dostałaś propozycję wystąpienia w „Tańcu z Gwiazdami”?
Oceana: Szczerze? Nie.
– Wszyscy uczestnicy rozwodzą się nad morderczymi treningami, a Ty? Ile codziennie ćwiczysz?
Oceana: Najwięcej cztery godziny i nie we wszystkie dni tygodnia. Muszę się szybko uczyć, bo mam napięty harmonogram pracy.
– Chcesz teraz zrobić jak najwięcej, aby zdążyć przed porodem?
Oceana: Sęk w tym, że nie zamierzam wycofywać się po porodzie ani robić sobie przerwy. Powoli zwalniam tempo, ale akurat wyciszenie artyście bardzo pomaga w procesie twórczym. Praca przy mojej nowej płycie w studiu nagrań w Hamburgu relaksuje mnie. Ludzie, z którymi pracuję, to moi przyjaciele, więc w każdej chwili, kiedy tylko poczuję się zmęczona, mogę ich poprosić o przerwę na… drzemkę. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że w moim zawodzie to ja sama jestem sobie szefem. Nie mam nad sobą nikogo, kto mnie pogania czy zmusza do czegokolwiek. I wierzę, że dziecko pozwoli mi na to, aby dalej być aktywną. Będę pracować, kiedy będzie spało, albo będę zabierać je ze sobą do pracy. Od połowy września mam już zaplanowane koncerty.
– Czy to właściwy moment na dziecko? Jesteś u szczytu kariery.
Oceana: Obawiam się, że nigdy nie ma tego właściwego momentu. Życie, a szczególnie moje, to ciąg niespodzianek. Musiałam dojrzeć wcześniej niż moi rówieśnicy. Miałam 13 lat, kiedy zaczęłam zarabiać własne pieniądze. Śpiewałam, występowałam w reklamach i teledyskach. Decyzja o urodzeniu dziecka wypłynęła bardziej z emocji niż racjonalnych przemyśleń, ale od kiedy jestem w ciąży, czuję, że los jeszcze bardziej mi sprzyja. To dziecko jest jak błogosławieństwo. Od kiedy wiem o jego istnieniu, przydarzają mi się same dobre rzeczy. Spotykam na swojej drodze wspaniałych ludzi, a starzy przyjaciele dzwonią i mówią: „Oceana, jestem właśnie w Meksyku i słyszę w radiu twoją piosenkę”.
– Jak naprawdę masz na imię?
Oceana: Oceana.
– Na serio? Myślałam, że to pseudonim artystyczny.
Oceana: To imię było pomysłem taty. Pochodzi z Karaibów, a mama – z Niemiec. Dla moich rodziców byłam jak ocean, który łączy kontynenty. Do tej pory spotkałam tylko jedną dziewczynę, która miała na imię tak samo jak ja. Otworzyła mi pewnego wieczoru drzwi na imprezie w Los Angeles i przedstawiła się: „Oceana”. Zamarłam, bo myślałam, że tylko ja mam takie niezwykłe imię. Okazało się, że jej rodzice byli hippisami, a ona urodziła się podczas rejsu statkiem.
– Co odpowiadasz, kiedy ludzie pytają Cię, skąd pochodzisz?
Oceana: Jestem Niemką, bo moja mama stamtąd pochodzi, a ja wychowałam się w Hamburgu. Ale sama spójrz, czy ja wyglądam na Niemkę? Nigdy nie czułam się tam do końca jak u siebie. Chodziłam wiecznie uśmiechnięta, a wszyscy pytali mnie: „I z czego się tak ciągle śmiejesz?”. Nawet moja mama często patrzyła na mnie zdziwiona, skąd u mnie taka spontaniczność, skoro wychowałam się w Niemczech. Myślę, że krew to krew, a mój tata pochodzi przecież z Karaibów. Jestem więc mieszkanką afro-karaibsko-europejską.
– Jestem chyba kosmopolitką. Gdzie w takim razie czułabyś się w pełni u siebie?
Oceana: Uwielbiam Paryż, w którym poznali się moi rodzice i w którym mieszkałam z nimi do trzeciego roku życia. Dziś jeżdżę tam do rodziny taty, bo on sam wrócił na Saint-Martin na Karaibach. Lubię go odwiedzać, ale nie mogłabym tam mieszkać – jestem „wielkomiejską” dziewczyną. Podobają mi się Berlin i Nowy Jork, gdzie życie toczy się 24 godziny na dobę. Ale teraz stawiam na rodzinny Hamburg. Tam się wychowałam, znam każdy zaułek, a po urodzeniu dziecka chcę być w bezpiecznym miejscu i blisko mamy, która będzie mi pomagać. Mieszkam w pięknej, spokojnej i zielonej dzielnicy Blankenese.
– Jakie było Twoje dzieciństwo?
Oceana: Szczęśliwe. Kiedy miałam trzy lata, mama wróciła ze mną z Paryża do domu dziadków w Hamburgu. Wychowałam się w ogrodzie z huśtawką. Czułam wielką miłość mojej mamy, może dlatego szybko stałam się dziewczynką świadomą własnej wartości. Mama dała mi siłę. Nie truchlałam, kiedy dzieci w szkole pytały mnie o to, gdzie jest tata. Moi dziadkowie wywarli na mnie duży wpływ, bo są artystami. To nie był zwyczajny dom. Żyliśmy troszkę inaczej niż sąsiedzi. Kiedy patrzę wstecz, widzę siebie jako dziewczynkę, która stoi na stole w salonie i śpiewa. Mama puszczała mi muzykę i kiedy patrzyła, jak tańczę, nie mogła się nadziwić: „A gdzie ty się tego nauczyłaś?”. Byłam dzieckiem, które uwielbiało zwracać na siebie uwagę. Gdybym miała opisać siebie jednym słowem, byłam dzika. Rodzina się ze mną nie nudziła, to na pewno.
– A pierwszy poważny występ?
Oceana: W szkolnym chórze. Miałam mocny głos, więc śpiewałam najgłośniej.
– A co mama powiedziała, kiedy oznajmiłaś jej, że będziesz piosenkarką?
Oceana: Zaakceptowała to, ale od razu zaczęła też sprowadzać mnie na ziemię, mówiąc: „Pamiętaj, że czeka cię ciężka praca”. Wzięłam sobie jej słowa do serca, i to bardzo. Nie opuściłam ani jednej próby mojej szkolnej kapeli. Byłam ambitna. Pamiętam, że kiedyś odwiedził nas brat mojej mamy z rodziną, który mieszkał w Stanach. Mama oznajmiła, że szykuje tego wieczoru przyjęcie i ma nadzieję, że zostanę w domu. Odpowiedziałam wtedy z wyrzutem: „Mamo, ja mam przecież próbę i nie mogę być na jakiejś kolacji”! Miałam wtedy może 11 lat. Dzisiaj zarówno tata, jak i mama, są ze mnie dumni. Mama jest też moim pierwszym i najlepszym recenzentem. Zawsze, kiedy słucha mojej nowej piosenki, mówi: „Mhm, mhm, ale w tym fragmencie można jeszcze coś zmienić”. Ma świetne wyczucie, więc często jej słucham.
– Czy sukces, który odniosłaś, Cię zmienił?
Oceana: Na pewno wzmocnił. Jako artystka czuję się dziś pewniej. Ale przede wszystkim sukces dał mi poczucie wolności. Dziś nikt już mi niczego nie może narzucić. Nie zaśpiewam piosenki, do której nie jestem przekonana. To ja decyduję, co będę robić i jak wyglądać.
– Jak długo czekałaś na taki moment?
Oceana: Całe życie. Pamiętam, jak miałam pięć lat i stałyśmy z koleżanką u mnie w domu przed lustrem. Malowałyśmy się dla zabawy, wygłupiałyśmy się i śpiewałyśmy. Wtedy powiedziałam jej: „Kiedy dorosnę, będę podróżować po całym świecie i będę kimś ważnym”. Trzeba uważać na to, co się mówi. Marzenia się spełniają.
Sylwia Borowska / Party