Najczęściej bez specjalnej elegancji, wkładając kij we wszystkie mrowiska. Jej ostry język i nietuzinkowe poczucie humoru powodują zadyszkę, a jeszcze częściej intelektualną biegunkę u największych krytyków literackich w naszym kraju. Ale kiedy oni tupią nogą, ona bije kolejne rekordy. Jaka jest, jak zmienił ją sukces, o czym marzy i czego bardziej potrzebuje do życia, pieniędzy czy seksu? Na te i wiele innych pytań odpowiada w rozmowie dla polki.pl
Na początek pytanie filozoficzne, ale w konwencji Twoich książek. Gdybyś była postawiona przed koniecznością wyboru: z czego zrezygnować w życiu – z seksu czy pieniędzy – to na co byś postawiła?
W zależności na jak długo… bo do końca życia to nie dałabym rady zrezygnować ani z jednego, ani z drugiego. Nie da się żyć bez pieniędzy, a teoretycznie bez seksu się da. Gdyby jednak miała to być decyzja do końca życia, to nie sądzę, bym miała możliwość zrezygnować z pieniędzy. Natomiast jeśli miałaby być to decyzja tylko na jakiś czas, np. dotycząca kolejnego związku, to nie zrezygnowałabym z seksu. Związek na pieniądzach oprzeć się nie może, a na seksie owszem.
Jaka była Blanka Lipińska 365 dni temu, a jaka jest dzisiaj?
365 dni temu byłam przede wszystkim bardzo zakochana, bo to były początki mojego aktualnego związku. Byłam osobą bardzo zapracowaną – pracowałam w klubach, mało spałam. Wydaje mi się, że byłam wtedy osobą spokojniejszą, bo nie stał za mną sukces. Sukces zawsze rodzi jakieś oczekiwania… Człowiek chce więcej i wymaga więcej. Wtedy byłam bardziej beztroska, teraz jest poukładana. Ale nie wiem, która Blanka Lipińska jest fajniejsza… obydwie są fajne, tylko inne.
Mówisz, że książki napisałaś dla siebie, a dla kogo je wydałaś?
Zaczęło się od tego, że ktoś mi powiedział, że nie dam rady tego zrobić, bo to jest trudne wydać książkę. Później, kiedy okazało się, że to nie było aż tak skomplikowane, usłyszałam, że moje książki nie odniosą sukcesu. A prawda jest taka, że jak ktoś mi powie, że nie dam rady, to tym bardziej muszę to zrobić, aby pokazać takim osobom próbującym podciąć mi skrzydła wielki środkowy palec. Na tym zależało mi najbardziej, bo mam przerost ambicji.
Czy pomijając ambicję i chęć udowodnienia, że potrafisz – przeanalizowałaś też rynek polskiej literatury i dostrzegłaś dla siebie niszę?
Pisząc swoją książkę, nie znałam w ogóle polskich autorów z nurtu literatury erotycznej, potem okazało się, że ci inni istnieją i jest ich całkiem sporo. Jest nawet kilku, którzy wydali i po kilkanaście książek, a dalej nie odnieśli spektakularnego sukcesu. Z czasem więc pojawiło mi się pytanie, dlaczego? Bo jak pokazał mój przykład, jeśli jesteś dobrze przygotowany, masz plan, a później konsekwentnie go realizujesz, to osiągniecie sukcesu jest proste.
Co jest takiego w Twoich książkach, że Czytelniczki je natychmiast pokochały?
Prawda. Jak pisałam książkę 5 lat temu i nie miałam seksu, którego bardzo potrzebowałam, to każdą z tych opisywanych rzeczy przeżywałam w trakcie pisania. Ktoś, kto kiedyś zdecyduje się napisać własną powieść, przekona się, że wszystko, co chcemy opisać, trzeba zobaczyć i poczuć. Co więcej, pisanie książki tak nacechowanej emocjami jak moja jest według mnie jak popadanie w obłęd albo choroba psychiczna, bo ty autentycznie czujesz to, co piszesz.
Kiedyś opowiedziałam mojej agentce wydawniczej swój proces twórczy sprzed 5 lat. Powiedziała mi wówczas, że coś takiego zdarza się raz na kilkadziesiąt tysięcy osób piszących i to się właśnie nazywa wena. Piszesz, czujesz, widzisz, odczuwasz niemalże smak i zapach opisywanych potraw. Myślę, że właśnie ta prawda zawarta w moich książkach spowodowała, że tyle kobiet za nią poszło.
A druga sprawa to język, którym zostały one napisane. To nie jest skomplikowany język z całą masą porównań i jakichś zawiłości, gdzie penis nazywany jest berłem namiętności czy konarem płonącym. Wydaje mi się, że siła tej książki tkwi w prostocie przekazu. A dodatkowo stanął za nią żywy człowiek, który jest wiarygodny w tym co mówi.
Spora część autorek powieści erotycznych to są starsze panie, niejednokrotnie z lekką nadwagą – zupełnie odbiegają od postaci, które opisują. A tu nagle pojawia się Lipińska, która właściwie napisała książkę o sobie. Wydaje mi się, że ta prawda także pomogła w procesie odbioru moich powieści przez czytelników.
Najnowsza część serii „Kolejne 365 dni” promowana jest hasłem rewolucji seksualnej. Na czym polega ta rewolucja?
Kiedy wydalam pierwszą książkę „365 dni”, zauważyłam, że ma ona pewną moc sprawczą, że kobiety dzięki niej się otwierają, zaczynają chcieć i oczekiwać więcej. I wtedy przyszło mi do głowy, że moja książka może być czymś dużo większym niż tylko powieścią erotyczną o bogaty facecie i jego chęci posiadania. Że może to być pewnego rodzaju manifest i wstęp, aby stworzyć zalążek rewolucji seksualnej XXI wieku, która zmotywuje kobiety, żeby chciały więcej, przestały tylko dawać i zaczęły brać. Dlatego, że jeżeli seks nie służy prokreacji to służy przyjemności, a ta przyjemność powinna być dzielona 50 na 50.
Nie zgadzam się z doktrynami wbijanymi od dziecka na lekcjach religii, że obowiązkiem kobiety jako żony jest spełnienie zobowiązań w stosunku do partnera. Kobieta nie ma żadnych łóżkowych obowiązków. Jedyne, co musimy, to urodzić się i umrzeć. Poza tym warto, żebyśmy byli dobrymi ludźmi, żyli w zgodzie ze sobą, nie krzywdzili innych, a co do reszty nikt nie ma prawa nam mówić, jak mamy żyć, kogo mamy kochać, czy jak uprawiać seks. Mamy swoje życie przeżyć, a nie przetrwać, żyjemy dla siebie, a nie po to spełnić oczekiwania innych.
Dostajesz mnóstwo wiadomości, że uratowałaś czyjś związek, albo że Twoje książki otworzyły kogoś na zmiany w relacji. Czy czujesz się gotowa „nieść” taką pomoc?
Swoimi książkami dałam zalążek, na podstawie którego ludzie mogą sobie odpowiedzieć czy ich relacja im odpowiada. To, co w nich wykiełkuje i to co oni zrobią z tą roślinką, która z tego zalążka wyrośnie, to jest zupełnie ich sprawa. Ja nie czuję się władna, aby komukolwiek radzić – to moja książka ma wywołać emocje i pomóc w podjęciu decyzji. I wiem, że to się dzieje. Zwłaszcza po ostatniej części kobiety zaczynają patrzeć na swoje życie pod kątem korzyści lub ich braku.
Zaczynają oczekiwać, a kiedy nie dostają tego, czego oczekują – odchodzą. Ale ja im nie mówię CZEGO mają chcieć. To, że Lipińska scala albo rujnuje to jest w głowie każdej kobiety. A każda kobieta czyta moją książkę inaczej i inne słowa do niej docierają, inne sytuacje wywierają na niej wrażenie. Myślę, że ja już swoje zrobiłam. Teraz mogę tylko powiedzieć, co ja myślę, co ja czuję, czego ja chcę, ale to będą tylko myśli i uczucia Blanki Lipińskiej, a nie co powinna zrobić inna kobieta.
Czyli Twoje fanki nie mogą liczyć na indywidualną pomoc?
Jako Blanka Lipińska, mogę radzić tylko osobom, które znam: swoim przyjaciółkom czy koleżankom – osobom, dla których mam czas, żeby pochylić się nad ich problemem. Osoby mi bliskie zawsze mogą liczyć na bardzo szczerą opinię i na mój osąd, czasami nawet kiedy tego nie chcą (śmiech)… Jeśli uważam, że w danej sytuacji powinnam zabrać głos, bo jako obserwator mam bardziej chłodne podejście, to zrobię to czy ktoś sobie tego życzy czy nie. Myślę, że moi bliscy bardzo sobie to cenią – albo nie… (śmiech)
Moim zdaniem kobiety czasami patrzą jednopłaszczyznowo na problem w związku i niekiedy mając zaledwie zdawkowe informacje robią krucjatę facetowi. Podczas gdy rzeczywistość może wyglądać zupełnie inaczej, jeśli popatrzymy na to z boku. Staram się zawsze pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i jestem daleka od oceniania. Jestem także daleka od dawania porad z tego względu, że nie pracuje już jako terapeuta i nie chcę popełnić błędu złej porady w stosunku do osoby, która naprawdę liczy się z moim zdaniem. Takiej odpowiedzialności na siebie nie biorę i nie chcę brać.
Od niemal 365 dni jest o Tobie głośno. Po raz kolejny Twoja powieść okupuje najbardziej opiniotwórczą listę bestsellerów. W mediach pełno wywiadów z Tobą, a mimo wszystko niewiele o Tobie wiadomo. Jak Ci się to udaje?
Wydaje mi się, że w dobie social mediów jest to bardzo proste. Pewnie jeszcze raptem 10 lat temu to by się nie udało. Jakiś ułamek ciekawości ludzkiej zaspakajam na swoim Instagramie, gdzie dziele się z obserwatorami częścią swojego życia, oczywiście tą, którą chcę się podzielić. Jeśli kłócę się z partnerem, to nie mówię o tym całemu światu, bo ani nie jestem szalona, ani nie jest to kogokolwiek sprawa. Ale wydaje mi się, że w dobie social mediów ludzie mają narzędzie, które pozwala im „upubliczniać się” na swoich warunkach. Gdyby nie było o mnie wiadomo absolutnie nic, to prawdopodobnie media by drążyły, wysyłano by paparazzi, żeby za mną chodzili i wtedy być może zostały by ujawnione fakty z mojego życia, którymi niekoniecznie chciałabym się dzielić.
Natomiast w sytuacji, kiedy ludzie wiedzą, gdzie jadę, co robię, w jakich majtkach czy staniku się ostatnio obudziłam, bo zrobiłam relację z łóżka, kiedy akurat coś mnie rozbawiło, to mam nad tym pewną kontrolę. Można zobaczyć, że Lipińska ma pościel z Ikei, albo że kupiła sobie stolik na taras w Pepco. Nie jestem tak całkiem niedostępna, tylko selekcjonuję, które fragmenty z mojego życia prywatnego i mojej rodziny trafiają w przestrzeń publiczną. Może gdybym żyła sama, nie miała rodziców, brata, faceta, może byłoby o mnie więcej wiadomo. Ale wiem, że moje życie zawsze odbije się rykoszetem na życiu moich najbliższych, a ich najbardziej chęć chronić. Bo to nie oni wybrali taką drogę życiową, tylko ja.
Masz na koncie 3 bestsellery. Jesteś w trakcie prac nad ekranizacją debiutu .O czym jeszcze marzy Blanka Lipińska?
Marzę o tym, żeby pewnego dnia przeskoczyć samą siebie. Żeby wydać kolejną powieść, podczas pisania której kolejny raz przyjdzie do mnie wena, o której wcześniej wspominałam. Żebym jeszcze raz poczuła to, kiedy świat realny przestaje istnieć, a istnieje tylko ta imaginacja i czary, które towarzyszą procesowi tworzenia. To jest moje egoistyczne marzenie.
Zawodowo chciałabym, aby ta kolejna powieść przeskoczyła tą pierwszą. Marzę też o serialu, bo to jest coś, czego jeszcze nie zakontraktowałam. Mam umowy dotyczące ekranizacji filmowej wszystkich swoich powieści, więc kolejnym krokiem byłby właśnie serial na Netflixie, chociaż HBO też bym nie pogardziła (śmiech)
Natomiast prywatnie marzę o tym, żeby mieć tyle pieniędzy, żeby moi rodzicie mogli pójść na emeryturę w każdej chwili, w której tylko będą tego chcieli i żeby drugą połowę swojego życia przeżyli na pełnej petardzie nie zastanawiając się nigdy czy ich na coś stać. Chciałabym, żeby mnie było stać na każde jedno marzenie, które sobie wymyślą.
fot. Materiały prasowe