Dziesięciolecia koegzystencji w bloku demoludów owocowały przede wszystkim wyjazdami Polaków nad Balaton i dostępnością w polskich sklepach nieśmiertelnego czerwonego – „Byczej krwi” czy żółciutkiego Tokaja, które to trunki miały niewiele wspólnego ze współczesnymi o wysokiej jakości. Pewnie nikt wówczas nie zastanawiał się, z jakich szczepów Węgrzy robią swoje wina, w jakich regionach uprawiają winorośl. Potem było już tylko gorzej. Pierwsze lata transformacji to zachwyt wszystkim, co zachodnie, również winami. Nieważne jakie, byle by „europejskie”, co jednoznacznie przekreślało „mało atrakcyjne” kraje demokracji ludowej.
Jednak od kilku lat zauważyć można ciekawe zjawisko. Polacy zmieniają swoje myślenie o sąsiadach z dawnego bloku. Apartamenty w Bułgarii, kamienice w Budapeszcie, własne lokum nad Balatonem, wyprawy nad ciepłe węgierskie źródła i przede wszystkim renesans węgierskich win. To z jednej strony swoista moda, z drugiej zaś autentyczne przeżywanie tego, co tak naprawdę nigdy nie było niedostępne.
- Polacy zrozumieli, że całkiem niedaleko mogą znaleźć wina, które nie tylko mogą równać się z najlepszymi europejskimi markami, ale poprzez unikatowość niektórych szczepów wręcz nie mają żadnej konkurencji. To samo dotyczy porównania winnic węgierskich z również ostatnio popularnymi uprawami z Nowego Świata – tłumaczy Tomasz Wlazło, bezpośredni importer win, właściciel firmy Visfera.
Kierunek Balaton obierają nie tylko młodzi turyści, ale również wytrawni znawcy win, poszukujący nowych wrażeń w ciemnych piwniczkach po północnej i południowej stronie jeziora. Największy ruch enoturystów odbywa się oczywiście w okresie winobrania, jednak Balaton przyciąga ich również na początku wakacji. - Szczególnie teraz warto przyjrzeć się winnicom na północnym brzegu Balatonu, gdzie wytwarza się doskonałe białe wina na bazie szczepów olaszrizling czy pinot gris, dobrze pasujące do tej pory roku – dodaje Tomasz Wlazło.
Winnice położone nad Balatonem mają niezaprzeczalny atut – zróżnicowanie terenu sprawia, że każda z nich produkuje wina o innym smaku, zaś uprawa winorośli odmiennych szczepów w niewielkim oddaleniu od siebie nikogo tam nie dziwi.
Jednak dobre wino nie może się obyć bez towarzyszącego mu jedzenia. Amatorzy balatońskich wypraw doskonale wiedzą, że obowiązkowym punktem programu musi być bodajże spróbowanie króla Balatonu, czyli Sandacza Balatońskiego (nawet do 120 cm długości i 10kg) i słynnej pikantnej zupy rybnej (halaszle), najczęściej z kawałkami suma i karpia.