„Ze ślubu mojej siostry wyszłam jako rozwodniczka. W jednej chwili mój mąż zbrzydł mi jak przeterminowane śledzie”
„Mama miała łzy w oczach, tata uśmiechał się do gości, a ja czułam się jak statystka w czyimś idealnym filmie. Kuba był obok. Z odpowiednim uśmiechem, w idealnie dopasowanym garniturze. Trzymał mnie za rękę, jakby to coś znaczyło”.

- Redakcja
Gdyby ktoś zobaczył nas z boku – mnie i Kubę – pomyślałby, że jesteśmy udanym małżeństwem. Ładna para, bez dzieci, ale za to z kredytem hipotecznym, psem i wspólnym kontem. Żyjemy w dużym mieście, chodzimy na brunch w niedziele, a raz do roku latamy gdzieś na południe. Ludzie lubią nas oglądać na Instagramie – wyglądamy tam na szczęśliwych.
Żyliśmy w iluzji
Ale prawda jest taka, że od ponad roku nasze życie to teatr. Tyle że gramy coraz gorzej. Kuba jest mistrzem unikania. Zawsze miał ten chłodny uśmiech, którym uciszał każdą próbę rozmowy o czymś ważnym. Kiedyś mnie to fascynowało – jego opanowanie, nonszalancja. Dziś mnie to rani.
Sypiamy razem, ale nie ze sobą. Rozmawiamy, ale tylko o rachunkach, o tym, co kupić na kolację i czy Luna – nasza suka – powinna iść do weterynarza. Mówią, że zdrada zaczyna się od milczenia. Jeśli to prawda, to ja zdradzałam Kubę miesiącami – siedząc obok niego w ciszy.
Nie mam dowodów. Nie złapałam go za rękę, nie widziałam SMS-ów. Ale kobieta wie, gdy mężczyzna przestaje być obecny, gdy robi się zbyt miły albo zbyt nieobecny.
Moja siostra Anka nigdy nie przepadała za moim mężem. Mówiła, że jest zbyt idealny, żeby być prawdziwy. A teraz wychodzi za mąż. Młodsza ode mnie o sześć lat, piękna i wiecznie zadowolona z siebie. Kiedyś się pokłóciłyśmy o jakąś bzdurę i od tamtej pory rozmawiamy głównie przez SMS-y i przez mamę.
Miałam dość udawania
Mimo to zaprosiła na swój ślub mnie i Kubę. Powiedziała, że nie wyobraża sobie tego dnia bez siostry. Może kłamała, może naprawdę tak myślała.
Wesele mojej siostry odbywało się w eleganckim dworku za miastem, z parkietem pełnym lampionów i salą pachnącą świeżymi kwiatami. Anka wyglądała na szczęśliwą. W zasadzie wszyscy tak wyglądali. Mama miała łzy w oczach, tata wyprostowany jak struna uśmiechał się do gości, a ja czułam się jak statystka w czyimś idealnym filmie.
Kuba był obok, jak zawsze. Z odpowiednim uśmiechem, w idealnie dopasowanym garniturze. Trzymał mnie za rękę, jakby to coś znaczyło. Nie odzywał się za wiele.
Podano szampana. Ktoś stuknął nożem w kieliszek i wszyscy powoli zaczęli się uciszać. Anka stała przy mikrofonie, z szerokim uśmiechem, obok niej nowo poślubiony mąż. Opowiadała, jak bardzo się cieszy, że wszyscy przyszli, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Ludzie bili brawo, robili zdjęcia, a ja czułam, jak w środku rośnie we mnie dziwne napięcie. Wzięłam łyk szampana.
Gdy przyszedł czas na mój toast, poczułam się, jakby wszyscy patrzyli tylko na mnie. Wstałam, podniosłam kieliszek i zaczęłam mówić. Na początku było jak trzeba – że miłość, szczęście, piękna para. Ale słowa zaczęły się plątać, jakbym nie miała nad nimi kontroli. I nagle powiedziałam:
– A najważniejsze, żeby zawsze mówić sobie prawdę. Nawet jeśli prawda jest trudna. Na przykład wtedy, gdy ktoś przez przypadek znajdzie obcą szminkę na kołnierzyku męża.
Nikt się nie spodziewał
Zrobiło się cicho. Ktoś się zaśmiał. Myślę, że niektórzy uznali to za żart. Ale ja kontynuowałam:
– Albo gdy ktoś coraz częściej wraca późno do domu i pachnie innymi perfumami. Wtedy warto po prostu zapytać. A może nawet nie trzeba pytać.
Wszyscy patrzyli na mnie, nie oddychali. Poczułam, jak serce mi wali. Kuba wstał powoli. Miał pusty wyraz twarzy, tylko oczy mu się zmieniły. Patrzył na mnie, potem na gości, po czym powiedział na cały głos:
– Skoro już o tym mowa… To nie była tylko jedna – powiedział spokojnie.
I wyszedł z sali. Zapanowała cisza. Stałam, nie mogąc się ruszyć. Czułam, jak w jednej chwili znika powietrze, jak twarze ludzi tracą kontury, a ich spojrzenia zamieniają się w ostrza. Było mi niedobrze. Wstyd palił mnie pod skórą, ale był też cień ulgi. Bo to się w końcu stało. Powiedziałam głośno coś, co latami wisiało między nami. Może to był błąd, ale nie żałowałam.
Wydało się
Następnego dnia nie chciałam wstawać z łóżka. Spałam w pokoju gościnnym u rodziców, obok starego regału z książkami, które kiedyś dzieliłyśmy z Anką. Mama już od rana krzątała się po kuchni, udając, że nie patrzy w moją stronę, kiedy przechodziła korytarzem. W końcu zapukała.
– Anka chciałaby z tobą porozmawiać – powiedziała tylko.
Zeszłam na dół, wciągając na siebie pierwszy sweter, jaki miałam pod ręką. Anka siedziała przy stole w jadalni, w sukience, w której poprzedniego wieczoru tańczyła z mężem pierwszy taniec. Miała rozmazany tusz i zaciśnięte usta. Nie podniosła wzroku, gdy weszłam.
– Nie wiem, od czego zacząć – powiedziałam cicho, siadając naprzeciwko.
– To może zacznij od przeprosin – odpowiedziała zimno.
– Przepraszam – wydusiłam. – Nie chciałam… znaczy, nie planowałam tego. To wyszło…
– Impuls, tak? – przerwała mi. – Bo mi się wydaje, że raczej zemsta. Twój wielki moment. Twoje pięć minut.
Milczałam. Nie miałam siły się bronić.
– To był mój dzień, a ty postanowiłaś zrobić z niego teatr. Twój rozwód w tle mojego ślubu. Świetny pomysł.
– On mnie zdradzał. Niejeden raz – powiedziałam cicho, patrząc w blat stołu.
– A ja co mam z tym wspólnego?! – jej głos podniósł się, drżał ze złości. – To był mój ślub! Mój. Dlaczego nie mogłaś poczekać z tym do poniedziałku? Albo do końca imprezy? Przynajmniej do tortu!
Była wściekła
– Nie wiem… – szepnęłam. – Może naprawdę chciałam, żeby to wyszło. Żeby ktoś to powiedział. Żeby już nie trzeba było udawać.
– To sobie wybrałaś moment. I miejsce. Cała ty – warknęła i wstała. – Wiesz, przez chwilę naprawdę myślałam, że możemy znowu być blisko. Że może coś się między nami ułoży. Ale teraz? Nie wiem nawet, kim jesteś.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że jeśli cokolwiek powiem, to wybuchnę płaczem. A nie chciałam jej dawać tej satysfakcji. Patrzyłam, jak wychodzi z jadalni, jak znika mi z oczu. Za oknem padał deszcz, a mnie przeszył chłód.
Zostałam sama z pytaniami, na które nie miałam odpowiedzi. Czy zrobiłam to, żeby go zdemaskować, czy żeby poczuć się silniejsza? Czy to było dla mnie, czy przeciwko niemu? Czy byłam odważna, czy okrutna? Nie umiałam jeszcze wtedy na to odpowiedzieć.
Chciałam to skończyć
Po południu poszłam do sądu. Złożyłam wniosek o rozwód. Na korytarzu stała kobieta z dzieckiem, starszy mężczyzna z teczką, ktoś z adwokatem. Nikt się nie uśmiechał. Podałam swoje dane, podpisałam dokumenty. Dłoń mi zadrżała.
Wracając do domu, pomyślałam o tym, jak się poznaliśmy. O pierwszej randce w kinie, o tym, jak zgubił rękawiczki i jak wracałam po nie z powrotem, choć padał śnieg. O tym, jak mówił, że przy mnie jest spokojniejszy. A potem o tych wszystkich kolacjach, przy których nic już nie mówił. I o samotnych wieczorach, kiedy wolałam udawać, że śpię.
Nie czułam ulgi, była tylko pustka. Ale w tej pustce pojawiło się miejsce na coś nowego, na oddech.
Edyta, 39 lat
Czytaj także:
- „Po stracie męża zamknęłam się w sobie. Dopiero dzięki jodze, niczym kwiat lotosu, otworzyłam się ponownie na świat”
- „Matka całe życie traktowała mnie jak śmiecia. Zdziwiłam się, że upokorzyła mnie nawet w testamencie”
- „Zatrudniłam ogrodnika, by uporządkował mój ogród. Z małego nasionka, które zasiał, wykiełkował tylko gąszcz problemów”

