„Wiedziałam, że teściowa mnie nie lubi. Ale to, co zrobiła przy moim dziecku, to był cios poniżej pasa”
„Spojrzałam małemu w oczy. Wyrwał się z moich objęć i zaczął histeryzować. Teściowa stała nade mną w dumnej, wyprostowanej pozycji. Uśmiechała się zuchwale. – Antek jest mądry i ma prawo znać prawdę. Nie chce mieć mamy, która kłamie. Antoś, pamiętasz, jak dziś rozmawialiśmy o tym, że mama cię nie kocha?”.

Marzyłam o weselu jak z bajki, a dostałam w pakiecie całą bajkową rodzinę – mama Piotrka czekała zawsze z gorącą szarlotką, a ojciec majstrował z uśmiechem przy domowych sprzętach. Przepisali na nas działkę z dziada pradziada, pomogli postawić fundamenty, zakupili pierwsze wyposażenie kuchni i łazienki.
– My nie chcemy wam za bardzo przeszkadzać – mawiała teściowa, uwijając się z nami w pocie czoła przy wykończeniówce. – Remont remontem, ale musicie starać się o potomka.
„Potomek” – co za głupie słowo. Teściowa miała jednak bzika na punkcie przedłużenia rodu. Pochodziła ponoć z dawnej szlachty, i pomimo upływu lat i zmian ustrojowych, ciągle wydawało jej się, że jej nazwisko tyle znaczy.
Wiedziałam jednak, że najważniejsze jest to, że mamy siebie nawzajem. Piotrek pracował ciężko i zawsze mnie szanował. Nawet nie myślał o tym, by spoglądać na inne kobiety: mój słodziak odwracał wzrok za każdym razem, gdy w jakimś filmie odgrywała się scena intymna. Jak na faceta, był absolutnie niewinny i oddany. Z przygód preferował te rowerowe.
Nie mogliśmy mieć dzieci
– I jak tam, kiedy będzie wnuczek lub wnusia? – pytała wprost teściowa, przynosząc mi kolejne witaminy dla kobiet starających się o dziecko.
Faktycznie: minął rok, a ja nie zobaczyłam jeszcze dwóch kresek. Było to o tyle dziwne, że pilnowaliśmy ściśle dni płodnych. Właśnie wtedy postanowiliśmy zbadać swoją płodność. Okazało się, że szansa na zajście w ciążę jest u mnie niemal zerowa. Nie pomogły nawet drogie terapie.
– I co teraz chcesz zrobić?! Komu przekażecie niby nasze nazwisko? – wrzeszczała teściowa.
Nie znałam jej od takiej strony.
– Przecież istnieje adopcja.
– Wolałabym, żeby mój syn zapłodnił byle jaką kobietę, niż żeby dziecko nie miało nic z jego krwi!
Buntowała mojego męża
Rozpłakałam się i opowiedziałam Piotrkowi o wszystkim. Stwierdził, że jego matka zgłupiała i że nigdy w życiu nie zamieni mnie na inną kobietę. Zgodnie podjęliśmy decyzję o adopcji maluszka. Procedury ciągnęły się jednak w nieskończoność – a to dało teściowej prawdziwe pole do popisu.
– Może jeszcze się zastanowisz? Jesteś młody, a ja mam dużo koleżanek z niezamężnymi córkami.
– Chyba żartujesz. Nie zmienisz mojej decyzji w żaden sposób – odpowiadał stanowczo mąż.
– Jak dla mnie, ona nie jest prawdziwą kobietą. Bo kobieta powinna móc dać ci dziecko.
– Powiedz tak jeszcze raz, a nie przekroczysz więcej naszego progu.
Skoro nie podziałało z Piotrkiem, zaczęła męczyć mnie. Krytykowała moją kuchnię, figurę, raz nie spłukała nawet po sobie toalety i zwaliła to na mnie przy moim mężu. Kiedy zmieniłam pracę, do mojej szefowej dotarł zaś anonim, w którym „ktoś” z bardzo podobnym charakterem pisma skarżył się na mój standard obsługi klienta. Przez to ledwie przetrwałam okres próbny.
– Mamo, masz coś z tym wspólnego? – spytałam wprost.
– Czemu mówisz do mnie mamo? – zmieniła temat.
– Jesteśmy rodziną...
–No nie wiem...
Było dla mnie jasne, że stara się mi umniejszyć i mnie zdyskredytować. Nie mogłam pojąć, jak z serdecznej kobiety mogła zmienić się w bezdusznego potwora, jedynie dlatego, że nie mogę umożliwić Piotrkowi przekazania genów dalej.
Czekała na odpowiedni moment
Antoś, nasz wymarzony synek, pojawił się w naszej rodzinie w swoje drugie urodziny. Od początku obawialiśmy się, że wraz z upływem czasu zacznie twierdzić, że coś tu nie pasuje. Zamiast tego niemal za pewnik przyjął to, że jesteśmy jego rodziną. Nie wiem, czy nic nie pamiętał, czy był po prostu za mały: dla niego byliśmy po prostu mamą i tatą.
– Ma już pięć lat. Jak myślisz, kiedy mu powiemy? – spytał kiedyś mąż.
Ależ minął ten czas! Zdążyłam już przyzwyczaić się nawet do kąśliwych uwag, wygłaszanych wiecznie przez teściową. Zresztą w ostatnim czasie znacznie złagodniały.
– On na razie i tak tego nie zrozumie, tak samo, jak małe dzieci nie rozumieją, czym jest na przykład śmierć. Zrobimy to, gdy podrośnie.
– Ja myślę, że by zrozumiał. Zresztą już niebawem pójdzie do szkoły i wszystko się wyda. Oboje blondyni, a tutaj prawie rudy chłopiec.
– Masz rację. Ale trzeba podejść do tego delikatnie.
Gdybym tylko wiedziała, co stanie się dalej, wraz z mężem przyspieszylibyśmy nasze działania. Niestety. Mniej więcej w podobnym okresie dopuściliśmy do spędzania czasu z małym teściową, która wydawała się nawrócić na dobrą drogę. Dokuczała mi znacznie mniej, łaknęła kontaktu z wnukiem. Dziś wiem, że tylko udawała, żeby zafundować mi najbardziej przykrą niespodziankę.
– Aguś, jesteś taka zmęczona. Przecież z takim malcem nie można nawet w spokoju wypić kawy. Może przyjdę do ciebie w środę? Posprzątasz dom, a my pobawimy się w straż pożarną.
Zgodziłam się. W głębi serca, po tylu latach przykrości, pragnęłam pojednania z teściową.
Skrzywdziła głównie Antosia
– Rozumiesz, dziecko? – usłyszałam pewnego dnia cichy głos.
Zaglądnęłam do pokoju. Bawiła się z małym na dywaniku, wszędzie porozrzucane były klocki. Wróciłam do gotowania. Siedziała z Antkiem od samego rana, byłam jej w sumie za to wdzięczna.
– Nie! To nieprawda! – po jakimś czasie, do moich uszu dobiegł dziecięcy krzyk i szloch.
– Co się stało, słoneczko? – przybiegłam, uklęknęłam i przytuliłam synka.
– Nie jesteś moją mamą! Nie jesteś! Babcia powiedziała!
Spojrzałam małemu w oczy. Wyrwał się z moich objęć i zaczął histeryzować. Teściowa stała nade mną w dumnej, wyprostowanej pozycji. Uśmiechała się zuchwale.
– Antek jest mądry i ma prawo znać prawdę. Nie chce mieć mamy, która kłamie. Antoś, pamiętasz, jak dziś rozmawialiśmy o tym, że mama cię nie kocha?
Moje serce w jednej chwili rozbiło się na milion kawałeczków. Próbowałam złapać synka, ale miotał się w dziecięcym po całym pokoju. Goniłam Antka po domu przez ładne kilka minut, a ten potwór jedynie przyglądał się całej scenie z widoczną satysfakcją.
– Przecież wiesz, że cię kocham. I jestem twoją mamą. Zawsze nią będę – próbowałam przemówić do synka spokojnie, choć chciało mi się wyć.
– Nie jestem z twojego brzucha! Wiem, skąd są dzieci!
Ile zdążyła opowiedzieć mu ta jędza w czasie, gdy ja ogarniałam beztrosko dom? Kiedy Antoś ponownie wybiegł z pokoju, stanęłam przed teściową i ni stąd, ni zowąd dałam jej w twarz. Nie pamiętam następnych minut. Liczyło się tylko to, że opuściła mój dom i że mogłam zająć się dzieckiem.
Nie wiem, co teraz będzie
Mąż zwolnił się szybciej z pracy i natychmiast ruszył do domu. Nie było czasu na wzajemne obwinianie się – liczyło się to, żeby doprowadzić Antka do porządku. Wezwaliśmy też psychologa dziecięcego.
– Chodź tu, synku. Jestem twoim tatą – mąż zaczął od innej strony.
– Wiem. Ale to nie jest moja mama!
Im dłużej słuchałam Antka, tym bardziej zdumiewała mnie wybiórcza logika, którą kierowała się moja teściowa. Przecież dziecko nie ma krwi męża, o co zawsze chodziło tej raszpli! Dlaczego mimo tego postanowiła skrzywdzić tylko mnie? Czy nienawidziła mnie aż tak bardzo?
Kiedy w końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, odetchnęliśmy z ulgą. Pani psycholog zdobyła zaufanie syna, zapewniła mu neutralny grunt i od tej pory przychodzi do nas raz w tygodniu. Choć ucięliśmy kontakt z teściową i zmieniliśmy zamki, dziecięcej psychiki nie można tak łatwo naprawić.
– Wiesz, niektórzy ludzie chcą dla nas źle. Babcia chciała źle. Ale inni ludzie robią same dobre rzeczy. Pamiętasz, ile dobrych rzeczy zrobiła dla ciebie mama? – opowiadałam synkowi.
Antek przytaknął i przytoczył kilka wspomnień. Mimo tego, że pozwalał mi już nazywać się jego mamą, sam od pory feralnej wizyty teściowej ani razu mnie tak nie nazwał.
– Nie mam twoich włosów – powiedział synek. – Dzieci są podobne do rodziców.
– Ale masz moje serce – odparłam szczerze.
Czeka nas długi proces. Mam nadzieję, że przejdziemy przez to wszystko bez szwanku, szczególnie zważając na to, że teściowej nie ma już w naszym życiu.
Agnieszka, 35 lat
Czytaj także:
- „Kupiliśmy z mężem wymarzone mieszkanie na kredyt. Nie miałam pojęcia, że przez swoją naiwność zostaniemy tak oszukani”
- „Mam ponad 60 lat i co noc innego kochanka w pościeli. Dopiero na emeryturze poznałam, jak naprawdę smakuje życie”
- „Prosiłam ojca o kasę jak o dokładkę obiadu. Naiwnie liczyłam, że zawsze będę miała wszystko podane na tacy”

