Reklama

Poznaliśmy się z Tomkiem w najbardziej romantycznych okolicznościach, jakie mogłam sobie wymarzyć – w ogrodzie na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej. To miejsce zawsze mnie zachwycało. Pachnące kwiaty, wijące się ścieżki i mostki skąpane w słońcu tworzyły klimat, w którym człowiek czuł, że może wszystko.

Reklama

Tomek szedł wtedy zaczytany w jakimś kryminale. Ja spacerowałam powoli, pochłonięta jakąś nowością. Wpadliśmy na siebie – dosłownie. Nie jestem pewna, czy bardziej przepraszał mnie, czy swoją książkę, ale od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać.

Pół roku później byliśmy małżeństwem. Ślub był cichy, bez przepychu – taki, jak sobie wymarzyliśmy. Byliśmy dojrzali, z bagażem doświadczeń i gotowi zaufać swojej intuicji. Rodzice w większości zaakceptowali naszą decyzję, choć teściowa nie ukrywała niezadowolenia.

Z czasem przywykłam do jej krytycznego spojrzenia. Wiedziałam, że nigdy nie przestanie mieć zdania na każdy temat, ale zawsze pocieszała mnie jedna myśl – mieszkała daleko, a nasze wizyty były rzadkie i krótkie.

Dobrze, że teściowa była daleko

Na początku byłam wdzięczna, że Tomek od razu postawił granice w relacjach z mamą. Nie pozwalał jej wtrącać się w nasze życie, choć ona próbowała przy każdej okazji. W dzień ślubu siedziała obrażona w kącie, ale my skupiliśmy się na sobie i najbliższych.

Odwiedzaliśmy ją rzadko – głównie na święta i inne oficjalne okazje. Zawsze kończyło się na krytyce wszystkiego, co dotyczyło naszego życia. Najpierw chodziło o mieszkanie, później o wychowaniu naszego syna Wojtka.

Tomek był kąpany codziennie, a wy co? Raz na 2-3 dni? To niehigieniczne – słyszałam na przykład.

Choć słowa teściowej potrafiły dopiec, uczyłam się puszczać je mimo uszu. Życie daleko od niej było najlepszym buforem ochronnym. Nie była zła, raczej samotna i wiecznie znudzona, co przekładało się na potrzebę kontrolowania innych.

Cieszyłam się, że dzieli nas dystans 50 kilometrów. Wydawało mi się, że to wystarczająca przestrzeń.

Zaczęliśmy budowę

Decyzję o budowie domu pod miastem podjęliśmy 3 lata temu. Tomek dostał działkę po babci, która sąsiadowała z ziemią jego matki. Nie mieliśmy innego wyjścia – nasze dwa pokoje przestawały wystarczać, a kredyt hipoteczny był nieunikniony.

Kiedy tylko ruszyły prace, teściowa poczuła się jak samozwańcza kierowniczka budowy. Codziennie doglądała robotników, komentowała każdy ich ruch i oczywiście krytykowała projekt domu.

– Za małe okna. Kuchnia powinna być od wschodu, a nie od zachodu! – wyliczała.

Tomek był mistrzem dyplomacji i jakoś radził sobie z jej wtrącaniem. Ja unikałam budowy, by nie narażać się na jej komentarze. Żartowaliśmy z mężem, że zbudujemy wysoki mur, kolczasty drut i fosę z aligatorami, by chronić nasz azyl.

Ostatecznie postawiliśmy solidne ogrodzenie i furtkę z dzwonkiem. Teściowa mogła odwiedzać nas, tylko dzwoniąc wcześniej. Byliśmy pewni, że to wystarczy, by utrzymać granice między nami.

Chciałam urządzić dom po swojemu

Urządzanie domu wciągnęło nas bez reszty. Tomek zajął się malowaniem, glazurą i panelami, ja zaś wystrojem wnętrz. Każdą wolną chwilę spędzałam na bazarach staroci, szukając wyjątkowych mebli i dodatków.

Meble składowaliśmy na piętrze, gdzie czekały na swoje miejsce. Oczywiście teściowa nie omieszkała skomentować każdego z nich.

– Stare rupiecie! Tomek zasługuje na porządne rzeczy – rzuciła kiedyś, patrząc na moją dumnie zdobytą komodę.

W tym czasie marzyłam też o ogrodzie w stylu angielskim. Snułam plany o dzikich różach i powojnikach, ale budżet brutalnie mnie sprowadził na ziemię.

– Kochanie, teraz ogród to najmniej istotna sprawa – powiedział Tomek.

Miał rację, ale to mnie zabolało. Nawet teściowa usłyszała naszą rozmowę i pokręciła głową. Byłam wściekła – i na nią, i na niego. Wyszłam z budowy, marząc o chwili oddechu.

Teściowa mnie zaskoczyła

Wieczorem, gdy wróciłam na budowę, zobaczyłam teściową w jej ogrodzie. Rozsypywała nawóz z takim skupieniem, jakby od tego zależały losy świata. Chciałam ją zignorować, ale jej wymowne spojrzenie mnie zatrzymało.

Poszłam na piętro, gdzie Tomek malował sypialnię. Chciałam zaoferować pomoc, ale oświadczył, że tylko bym przeszkadzała. Znów wyszłam, tym razem na hałdę bloczków. Siedziałam tam długo, wpatrując się w przestrzeń.

Teściowa podeszła, trzymając dwa parujące kubki.

– Herbaty? – zapytała, zaskakująco ciepłym tonem.

Wzięłam kubek niepewnie. Wtedy wyciągnęła zwitek banknotów i wcisnęła mi go przez siatkę.

– Kup rośliny. Mój ogród to moja duma, a twój też taki będzie.

Po raz pierwszy pomyślałam, że może jednak mamy szansę się dogadać.

Może między nami będzie lepiej

Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Teściowa nie tylko dała mi pieniądze, ale i zaproponowała sadzonki ze swojego ogrodu. Byłam zdezorientowana, ale i wdzięczna.

Kiedy wróciłam do domu, opowiedziałam wszystko Tomkowi.

– To coś nowego, ale weźmy to za dobrą monetę – odparł z uśmiechem.

– A co jeśli to podstęp? – spytałam.

Następnego dnia zaprosiła mnie na herbatę i oprowadziła po swoim ogrodzie, opowiadając o każdej roślinie. Nagle poczułam, że z jej strony to nie tylko gest pomocy, ale i chęć budowania więzi.

Razem zasadziłyśmy pierwsze krzewy na mojej działce. To był początek czegoś nowego – delikatnego rozejmu, a może i porozumienia, którego nigdy się nie spodziewałam.

Agata, 35 lat

Reklama

Czytaj także: „Chciałam zaszaleć na zakupach świątecznych, ale ktoś ukradł mi portfel. Będzie miał bajeczne Święta za moją kasę”
„Pracuję na pełny etat jako matka, żona i kucharka. Rodzina tak mnie wykończyła, że nie potrafię odpoczywać”
„Odkąd urodziłam dziecko, mąż zaszył się w pracy. Robiło się fajnie, ale zmieniać pieluch to już się mu nie chce”

Reklama
Reklama
Reklama