Reklama

Zawsze byłem tym, który siada na końcu stołu. Ciszej mówi, rzadziej się śmieje. Od dzieciństwa miałem wrażenie, że nie pasuję. Do swojej rodziny, do szkoły, do ojca, który był jak huragan – zawsze głośny, dominujący, a ja... raczej przeciwny żywiołom. Po rozwodzie moich rodziców nasza rodzina zaczęła istnieć jakby w kawałkach. Spotkania rodzinne? Rzadko, niemal nigdy.

Każdy miał swoją wersję "normalności"

Nie miałem zamiaru przychodzić na jego urodziny. Po co? Ale... nie wiem. Może chciałem zobaczyć, jak wygląda człowiek, którego twarz przez lata nosiłem jak ciężar. A może zwyczajnie byłem ciekaw. Ostatecznie to tylko obiad. Co może się wydarzyć?

Telefon od ojca przyszedł w sobotnie przedpołudnie. Odbierałem go z wahaniem, z cichym westchnieniem.

– Robert, hej! – jego głos brzmiał jakby chciał zabrzmieć "normalnie". – W przyszłą niedzielę robię mały obiad. Taki, wiesz... rodzinny. Może byś wpadł?

– Obiad? – zapytałem, udając zaskoczenie, choć wiedziałem, że dzwoni nie bez powodu.

– Tak, z okazji moich urodzin. Ma być parę osób, nic wielkiego. Fajnie by było, żebyś był – dodał, a jego ton był dziwnie wymuszony, jakby grał kogoś, kim nie jest.

– No... pomyślę – odpowiedziałem bez większego entuzjazmu.

– Pomyśl, pomyśl. Daj znać do czwartku. Będzie miło, naprawdę.

– Jasne, pa – odparłem i odłożyłem słuchawkę. Nie czułem, żeby było miło. Nigdy nie jest.

A jednak poszedłem

Wszedłem do mieszkania ojca z lekkim opóźnieniem. Nie chciałem być pierwszy. Wolałem, żeby już ktoś tam był, żebym nie musiał wdawać się w żadne wymuszone small talki z człowiekiem, z którym łączyło mnie tylko nazwisko i biologiczny przypadek. Przywitała mnie babcia – seniorka rodu, kobieta z wiecznie spiętą fryzurą i uśmiechem, który wyglądał, jakby był nakładany specjalnie na okazje.

– Robercik, jak miło, że jesteś – powiedziała i ucałowała mnie w policzek. Pachniała starymi perfumami i jakąś nutą nostalgii. Skinąłem głową, podziękowałem za zaproszenie, choć nie byłem pewien, komu tak naprawdę dziękuję.

Ojciec już krzątał się przy stole, jakby wszystko miało być idealne. Białe talerze, cięte kwiaty, nawet kieliszki do wina wyglądały, jakby je wypolerował sam. Uśmiechnął się na mój widok, ale ten uśmiech nie dotarł do oczu.

– Robert, świetnie, że wpadłeś – powiedział, zbyt entuzjastycznie, jakby próbował coś zakryć. – Usiądź, zaraz zaczynamy. Mam dla was niespodziankę.

Zacząłem się rozglądać. Było już kilku gości, ciotka z kuzynką, znajomy ojca z pracy, a także moja matka. Siedziała sztywno przy końcu stołu, ubrana w granatową sukienkę, z nieodłącznym chłodem na twarzy. Kiwnęliśmy sobie głowami. Między nami było tylko to – skinięcie, nieme przyzwolenie na dalsze funkcjonowanie obok siebie.

Usiadłem, nalałem sobie wody i próbowałem nie czuć tej niezręczności, która zawsze wypełniała pokój, gdy byliśmy wszyscy razem. Ojciec stał na środku salonu z kieliszkiem i uniósł go lekko.

– Chciałbym coś ogłosić – powiedział, z tym swoim teatralnym tonem. – Zaprosiłem dzisiaj kogoś specjalnego. Kogoś, kto... jest teraz bardzo ważną częścią mojego życia.

W drzwiach pojawiła się ona.

Anna.

Zamarłem. Przez sekundę myślałem, że mam halucynacje, że coś mi się pomyliło. Ale nie. To była ona. W tej samej sukience, którą miała na sobie w dniu, gdy się poznaliśmy. Jakby czas się cofnął, tylko że tym razem był to jakiś absurdalny sen. Z ręki wypadł mi kieliszek, który z brzękiem roztrzaskał się na podłodze.

Z Anną... To było dawno. Rozstanie bolało. Nie dlatego, że się pokłóciliśmy. Po prostu zgasło. Zgasło, ale zostawiło po sobie dużo popiołu. Rok ciszy. Zero kontaktu. Wtedy myślałem, że już nigdy nie będę musiał jej widzieć. O, jak bardzo się myliłem.

– Przepraszam – wymamrotałem, ale nikt się nie ruszył. Wszyscy patrzyli na nią. Na mnie. Na niego.

– To jakiś żart? – szepnąłem, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.

Babcia zmarszczyła brwi i spojrzała na Annę, potem na ojca.

– Znam ją skądś... – powiedziała cicho, ale już nikt nie zwracał uwagi na niuanse.

Ojciec objął Annę ramieniem, a ona – jakby skurczona, jakby nieobecna – tylko skinęła lekko głową, spuszczając wzrok.

– Jesteśmy razem – oznajmił ojciec z dumą. – Chciałem wam ją przedstawić, oficjalnie. To... Anna.

Nie odpowiedziałem

W środku eksplodowało mi serce, a potem wszystko się zapadło. Czułem się, jakby ktoś wyciągnął mi krzesło spod nóg. Nie mogłem oddychać. Nie mogłem się ruszyć. Tylko siedziałem, wpatrzony w nią, w niego, w ich cienie na ścianie. Wiedziałem, że od tego momentu nic już nie będzie takie samo.

Wyszedłem z mieszkania bez słowa. Nie spojrzałem na ojca, nie spojrzałem na Annę. Nawet nie przeprosiłem za rozbity kieliszek. Po prostu wstałem, złapałem za kurtkę i wyszedłem, trzasnąwszy drzwiami z takim impetem, że echo rozniosło się po całej klatce schodowej. Wiedziałem, że nie wrócę tam szybko, jeśli w ogóle.

Szedłem przez miasto bez celu. Ulice były szare, ludzie – jak cienie. Miałem ochotę zniknąć. Wsiąść w pierwszy pociąg i wyjechać byle gdzie, byle nie musieć tego przeżywać. Ale nogi zaprowadziły mnie do mieszkania. Mój azyl, moje cztery ściany, w których mogłem pozwolić sobie na rozpacz. Zamknąłem drzwi, oparłem się o nie i powoli osunąłem na podłogę.

W głowie miałem jedno pytanie: czy oni byli razem już wtedy, gdy ja i Anna się rozstawaliśmy?

Z trudem podniosłem się i usiadłem na kanapie. Otworzyłem galerię w telefonie. Zdjęcia sprzed lat. Ja i Anna na Mazurach. Wspólne selfie z rowerowej wycieczki. Nasz kot, który zdychał ze śmiechu, gdy Anna podrzucała mu kulkę papieru. Filmik, jak tańczymy w kuchni przy winie, nie przejmując się niczym. Uśmiechaliśmy się tam do siebie z takim przekonaniem, jakby nic nie mogło się nam przydarzyć.

Ale się przydarzyło.

Zatrzymałem się na jednym zdjęciu – plaża, moje ramię obejmujące ją w słońcu. Miała wtedy tę sukienkę. Tę samą, w której dziś stanęła w salonie mojego ojca. Czy to możliwe, że był już wtedy? Czy może dopiero po wszystkim? Czy ona powiedziała mu, kim dla mnie była? Czy on w ogóle wiedział, kogo do siebie wpuszcza?

Przypomniałem sobie moment, gdy odchodziła

Nie płakała. Powiedziała tylko, że nie może już, że coś w niej pękło. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz próbowałem połączyć kropki. Może wtedy już się wszystko zaczęło. Może nie byłem wystarczający, może ojciec był... lepszy?

Nie, nie chodziło o jakość. Chodziło o granice. O zasady. O coś, czego się nie przekracza. A on właśnie to zrobił – przekroczył granicę, zadeptał ją, zostawił tylko ślady butów na mojej godności.

Czułem się zdradzony. Przez nią. Przez niego. Jakby ktoś rozerwał mi serce na pół i powiedział: teraz sobie z tym radź, chłopcze.

Zacisnąłem pięści, patrząc na ekran telefonu. Ich śmiechy, pocałunki, wspomnienia, które jeszcze przed chwilą były moje, teraz zaczynały cuchnąć.

Wieczorem siedziałem przy biurku z lampką wina, której nie planowałem wypić. Przeglądałem zdjęcia, ale już nie ze smutkiem. Z wściekłością. Każde ujęcie mnie i Anny wydawało się teraz prowokacją. Uśmiechy wyglądały fałszywie. Ujęcia pocałunków – żenująco naiwne.

W końcu trafiłem na jedno, które miało w sobie coś więcej. Byliśmy przytuleni na tle starego muru, śmialiśmy się. Było w tym zdjęciu ciepło, które zabolało. Dodałem do niego podpis: „5 lat temu. Ciekawe, czy ojciec też wtedy robił z Tobą zdjęcia.” Klik. Opublikowane.

Patrzyłem, jak komentarze rosną w oczach. Stare znajome, koledzy ze studiów. „To ta Anna?!”, „Twój stary oszalał?”, „Serio?!”. Jeden z nich – Kamil – napisał tylko: „Zasłużył.”

Telefon zadzwonił. Ojciec. Nie odebrałem. Anna chwilę później. Też nie. Cisza była jedynym, czego teraz chciałem.

Wpatrywałem się w ekran z dziwnym uczuciem – ulgi i rozdarcia. Czy zrobiłem dobrze? Czy to była zemsta, czy może desperacka próba odzyskania choć kawałka własnej godności?

Wiedziałem jedno: teraz wszyscy wiedzą. A milczenie już nie jest moją słabością.

Pojechałem do mamy bez zapowiedzi

Otworzyła drzwi w fartuchu, trzymając w ręku ścierkę. Spojrzała na mnie uważnie i od razu wiedziała, że coś się stało.

– Wejdź. Kawa czy coś mocniejszego?

Usiedliśmy w kuchni, jak zwykle – ja przy oknie, ona przy blacie. Podała mi filiżankę i bez ceregieli zapytała:

– To prawda? On naprawdę związał się z twoją byłą?

Skinąłem głową. Milczeliśmy chwilę, jakby próbując ogarnąć skalę tej absurdalnej sytuacji. Potem matka uderzyła prosto, bez zbędnych wstępów:

Jacek zawsze był egoistą. Najważniejszy był on. Jego potrzeby, jego zachcianki. Zrobiłby wszystko, żeby znowu poczuć się młody.

W jej głosie nie było złości. Raczej rezygnacja, jakby mówiła o kimś, kogo znała aż za dobrze.

– Myślisz, że Anna... że ona to zaplanowała? – zapytałem cicho.

Spojrzała na mnie z powagą.

– Nie wiem. Ale wiem jedno – żadna kobieta, która naprawdę kocha mężczyznę, nie wiąże się później z jego ojcem. Może ta dziewczyna wcale nie była taka zakochana, jak ci się wydawało.

Zabolało. Nie dlatego, że nie miała racji, tylko dlatego, że dopiero teraz to do mnie dotarło.

– A może oboje są siebie warci – dodała, jakby chciała mnie w czymś upewnić.

Pokiwałem głową, ale nie czułem się pewniejszy. Czułem się jeszcze bardziej zagubiony. Bo nie rozumiałem, dlaczego to się wydarzyło. I czy powinienem to zostawić, czy jeszcze coś zrobić.

Robert, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama