Reklama

Mam 65 lat i życie zaczęło się dla mnie na nowo. Przez całe dekady byłam żoną, matką, pracownicą – ciągle coś do zrobienia, coś do zaplanowania. Ale teraz, na emeryturze, mogłam wreszcie zadbać o siebie. Chory kręgosłup wymagał więcej uwagi, ale w końcu miałam na to czas.

Reklama

Miałam dobry kontakt z dziećmi

Regularnie chodziłam na rehabilitację, zaczęłam ćwiczyć w domu. Popołudnia spędzałam z książką albo na spacerach z grupą znajomych z domu seniora. Polubiłam te chwile, gdy zamiast „muszę” myślałam „chcę”. Wreszcie mogłam też sobie pozwolić na drobne przyjemności – bilet do teatru, kino, czasem jednodniową wycieczkę.

Nie ukrywam, że tęskniłam za czasami, gdy dom był pełen dziecięcego gwaru, ale moje dzieci miały już własne życie. Zaglądały do mnie na kawę, przywoziły ciasto, czasem zapraszały mnie na rodzinne obiady. Z moją najstarszą córką, Mają, byłam szczególnie blisko. Często rozmawiałyśmy godzinami.

Miałam zostać babcią

Maja zadzwoniła do mnie pewnego ranka. Już po jej głosie wiedziałam, że ma dla mnie coś ważnego.

– Mamo, będziesz babcią! – oznajmiła z entuzjazmem.

Byłam szczęśliwa, ale wkrótce dowiedziałam się, że ciąża od początku jest problematyczna. Plamienia zmusiły Maję do leżenia, więc od razu rzuciłam się do pomocy. Gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy. Zawsze powtarzałam sobie, że to chwilowe – do czasu, aż Maja poczuje się lepiej.

Kiedy urodził się Wiktorek, byłam przeszczęśliwa. Maleństwo było zdrowe, ale cesarskie cięcie bardzo osłabiło Maję. Nadal potrzebowała pomocy, więc zostałam, by wspierać ją w pierwszych tygodniach.
Stopniowo Maja wracała do sił. Dawała sobie radę coraz lepiej, a ja z czasem zaczęłam odwiedzać ich coraz rzadziej. Nadal brałam Wikusia na spacery i wpadałam na herbatę, ale coraz częściej miałam czas dla siebie. Czułam, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Aż do dnia, gdy Maja niespodziewanie zapytała:

– Mamo, mogłabyś się zająć Wikusiem, kiedy wrócę do pracy?

Nie planowałam być nianią

Byłam w szoku. Przez dziewięć miesięcy macierzyńskiego Maja nie wspomniała słowem o tym, że planuje zostawić mi dziecko. Teraz, gdy urlop się kończył, nagle okazało się, że od początku zakładała, że to ja będę opiekunką Wiktorka.

– Ale Maju, nigdy o tym nie mówiłaś. – Starałam się mówić spokojnie, choć wewnątrz czułam narastającą złość.

– Mamo, przecież jesteś na emeryturze. Kochasz Wikusia. Żłobek to zło, a na nianię nas nie stać – odpowiedziała, jakby to wszystko było oczywiste.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez lata byłam dla moich dzieci podporą, zawsze mogli na mnie liczyć. Ale nie wyobrażałam sobie codziennego niańczenia małego dziecka. Kręgosłup dawał o sobie znać, ledwo miałam siły na codzienne czynności.

– Kochanie, naprawdę cię rozumiem, ale to nie jest takie proste. Nie dam rady. – Próbowałam tłumaczyć, ale Maja patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Proszę, mamo. Przecież to tylko na chwilę, aż coś znajdziemy – nalegała.

W końcu się zgodziłam. Nie chciałam zostawiać ich na lodzie.

To było ponad moje siły

I tak zaczęła się moja nowa rzeczywistość. Codziennie od ósmej do osiemnastej byłam z Wiktorkiem. Kocham wnuka, ale opieka nad małym dzieckiem to nie bułka z masłem. Raczkujący maluch wymagał nieustannej uwagi.

Zaczęły się kłopoty z moim zdrowiem. Plecy bolały mnie tak bardzo, że musiałam zwiększyć dawki leków. Fizjoterapeuta pytał, czemu przestałam przychodzić na rehabilitację. Nie miałam czasu ani sił na zajęcia, które dotąd trzymały mnie w formie. Znajomi próbowali mnie pocieszać.

– To minie. Zobaczysz, znajdą żłobek – mówili.

Ale czas mijał, a z żłobka czy nianią ciągle coś było nie tak. W końcu przestałam pytać, bo za każdym razem słyszałam to samo: choroby, wszawica, nieodpowiednie osoby. Byłam zmęczona, wyczerpana, a codzienność zaczęła przypominać więzienie.

Córka grała mi na emocjach

Pewnego wieczoru, po szczególnie wyczerpującym dniu, nie wytrzymałam.

– Maju, musimy porozmawiać. Nie daję rady. Plecy mi wysiadają, nie mam ani chwili dla siebie. To miało być tymczasowe, a minął już rok.
Maja spojrzała na mnie z oburzeniem.

– Naprawdę? Chcesz teraz to wszystko rzucić? To jakbyś mnie i Wikusia nie kochała.

Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

– Kocham was. Ale to nie oznacza, że mogę się poświęcać kosztem własnego zdrowia. Musicie znaleźć inne rozwiązanie – powiedziałam stanowczo.

Nazajutrz Maja zabrała dziecko i przestała odbierać moje telefony.

Miałam święty spokój

Kolejne dni były pełne ciszy. Maja nie przywoziła Wiktora. W końcu zadzwoniłam do zięcia.

– Maja jest na ciebie zła. Powiedziała, że już nie potrzebuje twojej pomocy – wyjaśnił ostrożnie.

Nie wiedziałam, co robić. Po raz pierwszy od miesięcy miałam czas na rehabilitację, na rozmowy z przyjaciółmi, na odpoczynek. Czułam ulgę, ale tęskniłam za wnukiem. Po kilku dniach pojechałam do Mai, ale zamknęła mi drzwi przed nosem.

– Jeśli opieka nad nami jest dla ciebie ciężarem, to już nie musisz się przejmować – powiedziała chłodno.

Nie mogłam uwierzyć, że moja własna córka tak mnie traktuje.

Straciłam kontakt z wnukiem

Mijały miesiące, a Maja nie chciała się odezwać. Rodzina próbowała nas pogodzić, ale Maja z uporem odrzucała próby rozmowy. Relacje z Mają wciąż były napięte. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Było mi ciężko, ale starałam się nie tracić nadziei, że w końcu się odezwie. Jednak kolejny cios przyszedł w grudniu, kiedy zorientowałam się, że moja córka nie zamierza zaprosić mnie na Święta.

Zawsze spędzaliśmy Wigilię razem, całą rodziną. Lubiłam te chwile – gwar, śmiechy dzieci, dzielenie się opłatkiem. W tym roku po raz pierwszy nikt z ich domu się ze mną nie skontaktował. O tym, że Maja organizuje Wigilię, dowiedziałam się przypadkiem od mojego syna.

– Mamo, wiesz, Maja powiedziała, że w tym roku to tylko dla najbliższej rodziny. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy – tłumaczył się nerwowo.

„Najbliższej rodziny” – te słowa bolały bardziej, niż chciałam przyznać. Przez całe życie byłam dla niej wsparciem, a teraz traktowała mnie jak intruza. Zastanawiałam się, czy Wiktorek w ogóle o mnie pamięta. Czy wiedział, że ma babcię, która go kocha? Było mi przykro.

Helena, 65 lat

Reklama

Czytaj także: „Chciałam zaszaleć na zakupach świątecznych, ale ktoś ukradł mi portfel. Będzie miał bajeczne Święta za moją kasę”
„Pracuję na pełny etat jako matka, żona i kucharka. Rodzina tak mnie wykończyła, że nie potrafię odpoczywać”
„Odkąd urodziłam dziecko, mąż zaszył się w pracy. Robiło się fajnie, ale zmieniać pieluch to już się mu nie chce”

Reklama
Reklama
Reklama