„Teściowa miała mi pomóc przy organizowaniu Wielkanocy, a tylko maluje pazury. Rodzina mi nie wierzy, że haruję sama”
„Wanda dotarła dopiero w czwartek, twierdząc, że jeden dzień i tak nie robi różnicy. Byłam przekonana, że ostro weźmie się do pracy, ale ona stwierdziła tylko, że jest zmęczona podróżą i musi trochę się położyć”.

- Listy do redakcji
Moja teściowa zupełnie nie wpisuje się w wizerunek z dowcipów. Daleko jej do nobliwej starszej pani, która ubiera się w eleganckie garsonki, dba o pozory i opowiada wszystkim, że w jej czasach było zupełnie inaczej. Taka właśnie jest teściowa Dominiki – mojej najbliższej przyjaciółki. Starsza, poważna pani, która zupełnie nie odnajduje się w nowinkach technicznych i ma zupełnie inne poglądy na świat niż pokolenie jej dzieci. Po tegorocznej Wielkanocy doszłam jednak do wniosku, że na tamtą kobietę można byłoby liczyć, a na matkę Grześka już niekoniecznie.
Wanda wydała mi się bardzo wyluzowana
Doskonale pamiętam moje pierwsze spotkanie z przyszłą teściową. Poznałam ją dość późno, bo razem z Grześkiem studiowaliśmy daleko od domu i nie było okazji, żeby wpadać na kurtuazyjną kawę czy niedzielne obiadki do swoich rodziców. Czas mieliśmy szczelnie wypełniony. A w wolnej chwili zwyczajnie woleliśmy wybrać się na randkę czy umówić ze znajomymi, a nie tłuc wiele kilometrów pociągiem do moich lub jego rodziców.
Gdy jednak obrona zbliżała się wielkimi krokami, a mój chłopak mi się oświadczył, nie mogliśmy dalej odkładać na później obowiązku wizyty w jego rodzinnym domu. Moich rodziców Grzegorz poznał już wcześniej, bo czasami wpadali do miasta, gdzie studiowaliśmy i nocowali w naszym wynajętym mieszkaniu. Jego ojciec, z którym Wanda była po rozwodzie, również nas odwiedził, gdy był akurat w okolicy w podróży służbowej.
Wanda jednak nigdy nie miała na to czasu. Ta kobieta była wiecznie zabiegana i zajęta. Na pewno wiele wam powie to, że pierwszą wizytę przekładała aż trzy razy, bo cały czas coś stawało jej na drodze.
– Na pewno polubisz moją mamę. Uwierz, spoko z niej babka. Oczywiście jak na swój wiek – Grzesiek puścił do mnie oko, próbując rozładować napiętą atmosferę.
Jak to kobieta, przejmowałam się tą wizytą i pieczołowicie wybierałam strój, w którym pojawię się w rodzinnym domu swojego narzeczonego.
– Myślisz, że ta sukienka w kwiaty spodoba się twojej mamie? Nie ma za dużego dekoltu? – dopytywałam całkiem poważnie, na co Grzegorz jedynie wybuchnął śmiechem i stwierdził, że wyglądam bosko.
Gdy pojawiliśmy się na miejscu, zrozumiałam, dlaczego wtedy tak się śmiał. Akurat był upał, a jego matka miała na sobie jeansowe szorty i kolorowy top, który więcej odsłaniał niż zasłaniał. Początkowo dla mnie był to szok. Moja mama na co dzień pracowała w urzędzie i ubierała się zupełnie inaczej.
Gdy jednak bliżej poznałam Wandę, zrozumiałam, że ona mentalnie bardziej przystaje do moich koleżanek z roku niż pokolenia rodziców. Kochała modę, wciąż śledziła nowinki, a szafę miała pełną spódnic, sukienek, bluzek i spodni w młodzieżowych fasonach. Nawet na naszym ślubie pojawiła się w obcisłej sukience mini, na widok której wszystkie moje ciotki zrobiły wielkie oczy.
Teściowa bardzo dbała o wygląd
Na co dzień prowadziła butik w galerii handlowej, była na bieżąco z trendami i kochała dobrze wyglądać. Do tego akurat spotykała się z nowym facetem, który był chyba kilka lat młodszy od niej. Sama miała dopiero nieco ponad czterdzieści lat. Grześka urodziła tuż po swojej osiemnastce. Rodzice naciskali na małżeństwo, ale szybko okazało się, że zupełnie nie pasują do siebie z ojcem Grzegorza, dlatego się rozstali. Teraz on ma nową rodzinę, a mój chłopak trójkę przyrodniego rodzeństwa.
Wanda również wyszła ponownie za mąż i urodziła Malwinę, która jest aż dwanaście lat młodsza od mojego męża. Jednak kolejne małżeństwo również zakończyło się rozwodem. Wanda z Malwiną mieszkają z dziadkami i taki układ doskonale im się sprawdza. Nastolatka ma na co dzień opiekę i ciepły obiad na stole, a jej matka może skupić się na swojej pracy i, co tu dużo kryć, randkach z kolejnymi narzeczonymi – jak ich żartobliwie nazywa babcia Helenka.
Teściową naprawdę lubię, ale spotykamy się dość rzadko. Mieszkamy od siebie daleko i wszyscy jesteśmy na co dzień na tyle zajęci, że zwyczajnie nie mamy czasu na częste odwiedziny.
Zaproponowała wspólną Wielkanoc
Nic więc dziwnego, że naprawdę byłam zdziwiona jej telefonem. Moja komórka zawibrowała dokładnie o szóstej rano, a na ekranie wyświetlił się numer Wandy. Byłam przekonana, że stało się coś złego. Czyżby coś z dziadkami?
– Jagoda, co ty na to, gdybyśmy zorganizowali Wielkanoc u was w tym roku? – powiedziała bez żadnych wstępów.
– Hm… – ta nieludzka pora i zdziwienie sprawiło, że nie udało mi się powiedzieć nic sensownego. Przecież ja zwyczajnie jeszcze spałam!
– To jesteśmy umówione. Będziemy my z Malwiną, dziadkowie i mój Witold. Z Grześkiem ustalisz, czy chce zapraszać także rodzinę ojca, bo wiesz, że my często święta spędzamy wszyscy razem.
No tak, idealnie zgodna, patchworkowa rodzinka, w której byłe żony i mężowie zgodnie spędzają czas ze swoimi nowymi partnerami, dziećmi i jeszcze teściami. Nigdy nie miałam do czynienia z takimi układami, dlatego nawet po dwóch latach małżeństwa, wydają mi się nieco… krępujące.
Wanda jednak już dawno się rozłączyła, obiecując na koniec rozmowy, że przyjedzie kilka dni wcześniej i pomoże we wszystkich przygotowaniach. Jasne, mogłam zaprotestować.
Ale doszłam do wniosku, że to nie będzie do końca głupi pomysł. Nie będziemy już musieli pędzić w święta z własnego domu do moich rodziców, a później do Wandy i ojca Grzegorza. Spotkamy się wszyscy razem na niedzielnym śniadaniu i zwyczajnie unikniemy pośpiechu. Gdybym tylko wiedziała, w co się pakuję, od razu bym odmówiła. A tak to wpadłam niczym ta śliwka w kompot. A może raczej lepszym porównaniem byłoby jajko w wielkanocnym żurku?
Stanęło na tym, że Wanda przyjedzie już w poniedziałek przed świętami i pomoże mi wszystko ogarnąć. Jej rodzice z Malwiną dojadą w sobotę po święceniu koszyczka w ich własnym kościele. Ojciec Grześka z rodziną uprzejmie podziękowali za zaproszenie, twierdząc, że mają swoje własne plany wyjazdowe. Z moimi rodzicami umówiłam się na sobotę.
– To co tam, córcia, mam naszykować? Może zrobię jajka faszerowane i bigos. No i upiekę ze dwa mazurki, sernik i wielkanocne babki?
– Daj spokój mamo, nie musisz tyle szykować. Wanda obiecała mi pomoc. Wystarczy, że zrobisz jajka i może mazurki, bo mnie nigdy nie wychodzą takie dobre. Z resztą poradzimy sobie we dwie.
I to był mój błąd. Byłam przekonana, że teściowa mi pomoże w tych przygotowaniach. Zwłaszcza, że zaplanowała prawie tygodniową wizytę u nas, twierdząc, że jej wspólniczka dopilnuje butiku. I co się okazało? Znacie to stare przysłowie: „umiesz liczyć, licz na siebie”? To przysięgam, że już nigdy nie będę się śmiała z mądrości ludowych. To, do czego ludzie dochodzili pokoleniami, to nie bajdurzenie, ale lata doświadczeń.
Wciąż przesuwała swój przyjazd
– Teraz mamy młyn w sklepie. Wiesz, jak wygląda handel przed Wielkanocą. Ruch jest straszny, klientki wciąż się kręcą. Iza z dziewczynami nie dadzą sobie rady beze mnie – rzuciła do telefonu. – Ale środa przecież w zupełności wystarczy. Przecież tego szykowania nie ma aż tak dużo, prawda? – zakończyła i pobiegła, bo ponoć musiała osobiście poszukać marynarki dla stałej klientki.
Nie ma aż tak dużo szykowania? Na dziewięć osób? Gdy człowiek chce, żeby święta były idealne? W efekcie sama musiałam wziąć na szybko urlop, chociaż szefowa patrzyła na mnie z wyraźną pretensją w oczach.
– No dobrze, ale o takich rzeczach naprawdę powinno informować się wcześniej. Wiesz Jagoda, inni ludzie też szykują się do Wielkanocy – jakby wzrok mógł zabijać, to już leżałabym martwa na środku jej wymuskanego biura.
Skończyło się na tym, że sama harowałam, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Już mycie okien i sprzątanie na błysk całego naszego domu mnie wykończyło.
Wanda dotarła dopiero w czwartek, twierdząc, że jeden dzień i tak nie robi różnicy. Byłam przekonana, że ostro weźmie się do pracy, ale ona stwierdziła tylko, że jest zmęczona podróżą i musi trochę się położyć.
Na pomoc w krojeniu cebuli, mięsa i kiełbasy do domowego bigosu nie miałam więc co liczyć. Podobnie jak na wzięcie na siebie pieczenia ciast, przygotowania mięs do piekarnika czy pokrojenia warzyw do tradycyjnej sałatki, która ponoć musi być na wielkanocnym stole.
– U nas od zawsze była domowa sałatka z majonezem – stwierdziła teściowa, gdy próbowałam przekonać ją, że gyros, sałatka z makaronu z wędzonym kurczakiem i ze śledzi powinny wystarczyć.
Jasne, że sałatka była. Przy wielkanocnym stole babcia Helenka wytłumaczyła mi, że to ona dotychczas zawsze ją szykowała.
– Ale sama widzisz dziecko, że już powoli opadam z sił. A Wandzia obiecała, że przy twoim drobnym wsparciu zajmie się wszystkim – i jak niby miałam powiedzieć staruszce, że jej dobrotliwa córka tak naprawdę nie zrobiła niemal nic?
Ja harowałam, a ona malowała paznokcie
Bo to ja przygotowałam praktycznie wszystko na te święta. Teściowa zawsze miała jakieś wymówki. Dużo się wtrącała, ale niewiele pomagała. Większość czasu spędziła na wędrowaniu z kuchni do swojego pokoju, rozmowach przez telefon i sprawdzaniu, co nowego na Facebooku.
Ba, w Wielki Piątek, gdy było najwięcej pracy, rozłożyła się z lampą do hybryd, twierdząc, że koniecznie musi zrobić paznokcie. Czy to jest normalne? Żeby ona malowała pazury, gdy ja z wywieszonym językiem próbowałam ogarnąć wszystko sama?
Teraz chwali się rodzinie zachwyconej pysznościami na stole, że nasze wspólne przygotowania naprawdę się udały, dlatego za rok musimy to powtórzyć. Ale nie ze mną te numery. Wcale nie planuję powtórki z rozrywki. Co to, to nie. Obiecałam sobie, że kolejną Wielkanoc spędzamy z Grześkiem sami. Najlepiej na wyjeździe, żeby teściowa czasami nie przyjechała do nas bez zapowiedzi.
Jagoda, 26 lat
Czytaj także:
- „Na Wielkanoc nagotowałam żurku dla dzieci, a one nawet nie zadzwoniły. Czekają już tylko na moją trumnę i spadek”
- „W wielkanocny poranek dowiedziałam się, że mąż obrabia kilka ogródków. Prawdę poznałam przez koszyk jajek do święconki”
- „Chciałam pomóc teściowej przygotować się na rodzinną Wielkanoc, a ona się obraziła. W tym roku żur i jajka zjem sama”