Reklama

Pracuję w magazynie, gdzie każdego dnia wykonuję te same, powtarzalne czynności. Życie jest do bólu przewidywalne, a jedynym urozmaiceniem, na które sobie pozwalam, jest gra w totolotka. Od dwudziestu lat co tydzień stawiam te same liczby, z nadzieją, że kiedyś odmienią moje życie. Dla mnie to nie kwestia pieniędzy, a nadziei, że może kiedyś fortuna się do mnie uśmiechnie.

Reklama

Jeden raz zapomniałem

Tamtego wieczoru wracałem z pracy zmęczony jak nigdy. Robert znów mi dogryzał, że pewnie nigdy nic nie wygram, co zawsze trochę mnie irytowało, ale tego dnia miałem już serdecznie dosyć. Zwykle po drodze do domu zatrzymywałem się w kiosku, żeby kupić kupon. Tego dnia jednak, zmieniając trasę, postanowiłem iść prosto do domu, czując jak zmęczenie wlewa mi się w kości.

Ania już czekała z kolacją. Siedzieliśmy przy stole, rozmawiając o rachunkach i codziennych sprawach. Spojrzała na mnie, zauważając, że jestem jakiś nieobecny.

– Co się stało? – zapytała.

– Nic takiego – wzruszyłem ramionami. – Po prostu jestem zmęczony.

Po kolacji poszedłem prosto do łóżka. Gdy już prawie zasnąłem, przypomniałem sobie o kuponie. Myśl ta przeszła przez moją głowę jak szybki błysk. Ale zaraz wzruszyłem ramionami: „I tak bym nie wygrał”. Ania, leżąc obok mnie, wzięła oddech, jakby zamierzała coś powiedzieć.

– Nie sądzisz, że to już czas, żeby przestać grać? Może te pieniądze można by lepiej zainwestować? – zasugerowała spokojnie.

– Może – odparłem, wiedząc, że na razie nie zrezygnuję.

I zasnąłem z tą myślą, że kolejny dzień będzie taki sam, jak poprzednie.

Moje numery wygrały

Następnego ranka obudziłem się wcześnie, czując się nieco bardziej wypoczęty. Zaparzyłem kawę i jak zawsze usiadłem przed telewizorem. Włączając go, byłem jeszcze półprzytomny, ale kiedy zaczęło się losowanie, nagle wszystko we mnie się rozbudziło. Moje liczby pojawiały się jedna po drugiej na ekranie, a ja zamarłem, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Cisza była przytłaczająca, a moje ręce zaczęły drżeć. Sprawdziłem jeszcze raz – i jeszcze raz. Wszystko się zgadzało, moje liczby... to były te, które obstawiałem od dwudziestu lat. Wszystko we mnie krzyczało, ale wtedy dotarło do mnie coś okropnego: nie kupiłem kuponu. Zanim zdążyłem zebrać myśli, Ania weszła do pokoju. Zauważyła, że coś jest nie tak, patrząc na moje przerażone oczy.

– Co się stało, Marek? – zapytała z troską w głosie.

Wygrałem... to znaczy... wygrałbym – wyjąkałem, patrząc na nią z niedowierzaniem.

– Co masz na myśli? – Ania nie rozumiała. – Mówisz serio?

– Tak – potwierdziłem, czując, jak moje serce tonie. – To były moje liczby. A ja nie kupiłem kuponu.

Przez chwilę stała nieruchomo, a potem opuściła ręce z rezygnacją.

Miałeś jedyną szansę w życiu i ją zmarnowałeś – powiedziała, a jej słowa ciążyły mi na sercu.

Czułem się wrakiem człowieka

Z sercem pełnym rozgoryczenia, postanowiłem pójść do kiosku, gdzie przez lata kupowałem swoje kupony. Przez całą drogę myślałem o tym, co mogłoby się zmienić, gdybym tylko nie zapomniał. Gdy wszedłem do środka, Ekspedientka spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

– Panie Marku, gdzie pan był wczoraj? – zapytała z uśmiechem, jakby nie zdawała sobie sprawy z ciężaru tych słów. – Tyle lat pan kupował i akurat wczoraj nie?

– Tak jakoś wyszło – odparłem, próbując się uśmiechnąć, choć czułem, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg.

Z ciężkim sercem poszedłem do pracy, gdzie Robert, jak zwykle, już czekał z kolejnymi żartami na mój temat.

– Znowu nic nie wygrałeś? – zakpił, nieświadomy, jak bardzo te słowa teraz bolą.

Nie tym razem – rzuciłem krótko, starając się nie okazywać emocji.

Przez resztę dnia czułem się, jakbym poruszał się w koszmarze, którego nie mogłem się obudzić. Byłem uwięziony w myślach o tym, co by było, gdyby... Jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie zapomniał kupić tego jednego losu? W głowie miałem chaos, a serce pełne niewysłowionego żalu. Myśl, że wszystko mogło się zmienić, była nie do zniesienia.

Moje utracone marzenia

Każdego dnia, od momentu gdy dowiedziałem się o niewykorzystanej wygranej, czułem, jak coś mnie drąży od środka. Zacząłem obsesyjnie analizować swoje życie, próbując zrozumieć, jak mogłem dopuścić do takiego błędu. W wyobraźni widziałem siebie kupującego dom nad morzem, rzucającego pracę, spełniającego marzenia... Ale za każdym razem, gdy te myśli przechodziły mi przez głowę, brutalna rzeczywistość przypominała o sobie – nie kupiłem losu.

Pewnego wieczoru Ania nie wytrzymała. Wybuchła kłótnia, której starałem się unikać.

– N możesz żyć tym wspomnieniem na zawsze! – powiedziała ze złością, widząc, jak się załamuję. – Sam jesteś sobie winien i musisz to jakoś przepracować.

– Łatwo ci mówić! – krzyknąłem, unosząc się gniewem, który w rzeczywistości był skierowany przeciwko mnie samemu. – Straciłem więcej niż pieniądze, straciłem swoje marzenia!

Ania próbowała mnie uspokoić, ale widać było, że jest również zmęczona tą sytuacją.

– Nie możemy żyć przeszłością. Musimy iść dalej – powiedziała, a jej słowa, choć miały nieść pocieszenie, brzmiały jak wyrok.

Czułem, jak popadam w coraz głębszą apatię, przekonany, że straciłem coś więcej niż tylko szansę na wygraną. Straciłem marzenia, które trzymały mnie przy życiu.

Pora na konsekwencje

Każdy kolejny dzień stawał się dla mnie coraz trudniejszy. Zaczynałem tracić wszelkie zainteresowanie życiem, przestawałem chodzić do pracy, bo wydawało mi się to teraz bezcelowe. Moje myśli krążyły wokół tego, co mogłem mieć, gdyby tylko nie ten jeden zapomniany los. Moi koledzy z pracy zauważyli, że coś jest nie tak, ale unikałem rozmów. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział, jaki błąd popełniłem. To była moja osobista klęska, której nie mogłem się przyznać. W końcu nawet Robert przestał żartować, widząc, że coś mnie trapi.

Ostatecznie musiałem stawić czoła prawdzie, podczas jednej z trudniejszych rozmów z Anią. Siedzieliśmy w kuchni, w milczeniu. W końcu to ona przerwała ciszę.

– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. – Nie możesz się poddawać przez jeden błąd.

– A jeśli to nie tylko ten jeden błąd? – zapytałem, czując ciężar tych słów. – Może to coś więcej... Może nigdy nie powinienem był wierzyć, że los może się zmienić.

Ania westchnęła, wyraźnie zmartwiona.

– Musisz zdecydować, co dalej. Życie toczy się dalej, nawet jeśli czasem boli – mówiła cicho.

Stałem przed wyborem – dalej żyć w cieniu niewykorzystanej szansy, czy spróbować odnaleźć siebie na nowo. Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję.

Nie daruję sobie tego

Przez kilka kolejnych dni myśli o utraconej szansie nie opuszczały mnie. Czułem się, jakbym był uwięziony w pułapce własnego umysłu, nie mogąc się z niej wyrwać. Każdego dnia próbowałem się zmusić do powrotu do normalności, ale to było jak wspinaczka pod górę bez końca. W końcu, pewnego wieczoru, gdy siedziałem na balkonie z kubkiem zimnej już kawy, dotarło do mnie, że muszę podjąć decyzję. Nie mogłem dalej żyć w przeszłości. Być może nigdy nie zapomnę o tej straconej szansie, ale musiałem znaleźć sposób, by iść dalej.

Zdecydowałem, że przestanę grać w totolotka. Nie mogłem pozwolić, by kolejne przegrane przypominały mi o tym, co mogłem mieć. Ania, gdy jej o tym powiedziałem, spojrzała na mnie z ulgą, ale także z obawą, że może to tylko chwilowa decyzja.

– To dobra decyzja – powiedziała, kładąc dłoń na mojej. – Wiem, że to nie jest łatwe, ale razem damy radę.

Mimo że była to dla mnie trudna decyzja, czułem, jakby kamień spadł mi z serca. Nie mogłem cofnąć czasu ani zmienić przeszłości, ale mogłem spróbować znaleźć nowy sens w życiu, wolny od iluzji i pustych nadziei.

Czy zapomnę? Nie wiem. Ale jedno jest pewne – muszę iść dalej, bez względu na to, co mnie czeka.

Marek, 45 lat

Czytaj także:
„Nawoziłam syna miłością i kasą, a on potraktował mnie jak śmiecia. Wstyd mi przed sąsiadami za to, co robi moje dziecko”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama