„Na stare lata poszedłem na kurs montażu wideo. Rodzina dawno postawiła na mnie krzyżyk, a mnie się jeszcze chce żyć”
„Po śmierci Danusi nic mnie nie cieszyło. Spałem źle. Często budziłem się w nocy, wpatrywałem się w puste miejsce obok i czułem, że jeśli czegoś nie zmienię, to się rozpadnę. Ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać”.

Jestem emerytowanym technikiem drogowym. Całe życie układałem asfalt, planowałem objazdy, marzłem na budowach i kląłem pod nosem, gdy coś się sypało. Byłem w tym dobry. Ale prawda jest taka, że największą dumą mojego życia była Danusia, moja żona. Byliśmy razem ponad czterdzieści lat. Kiedy odeszła, poczułem się pusty. I nijak nie wiedziałem, co z tym zrobić.
Zostałem sam
Na początku po prostu żyłem z dnia na dzień. Budziłem się wcześnie, robiłem sobie herbatę, jadłem śniadanie i długo siedziałem w kuchni. Czasem czytałem gazetę, czasem gapiłem się w okno. Telewizor grał, ale nie oglądałem. Marek, mój syn, wpadał od czasu do czasu, ale rozmowy między nami były coraz bardziej zdawkowe. Miał swoje życie, swoją firmę. Julia, moja wnuczka, z kolei nudziła się ze mną. Głównie siedziała z nosem w telefonie i kiwała głową, gdy coś mówiłem.
Po śmierci Danusi nic mnie nie cieszyło. Spałem źle. Często budziłem się w nocy, wpatrywałem się w puste miejsce obok i czułem, że jeśli czegoś nie zmienię, to się rozpadnę. Ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać.
Któregoś dnia odwiedził mnie kolega z dawnych lat, Zbyszek. Usiadł naprzeciwko mnie i wyjął z kieszeni gazetkę Uniwersytetu Trzeciego Wieku, po czym pokazał mi palcem kolorowe ogłoszenie o kursie montażu wideo.
– Zapisz się ze mną – powiedział.
Parsknąłem śmiechem.
– Ja i komputer? Nie potrafię się nawet zalogować na konto bankowe.
– No właśnie dlatego – mruknął Zbyszek. – Nauczysz się czegoś nowego. Nie zaszkodzi, a może pomoże.
Byłem sceptyczny
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
– I co niby miałbym montować?
– Możesz nagrać cokolwiek. Wnuczkę, swoje wspomnienia, nawet jak parzysz herbatę. Nie o treść chodzi, tylko o to, żebyś coś robił.
Nie wiedziałem, czy bardziej jestem niechętny temu pomysłowi, czy ciekawy. Miałbym grzebać w jakimś programie, przesuwać myszką i klikać w tysiące dziwnych ikonek?
Przy następnej okazji, kiedy odwiedził mnie syn, wspomniałem mu mimochodem o propozycji Zbyszka.
– Ty? Kurs montażu wideo? – zaśmiał się. – Tato, przecież to jakby uczyć kurę jazdy na nartach. Jakbyś z tym komputerem usiadł, to chyba tylko po to, żeby go zepsuć.
Zabolało, ale nic nie powiedziałem. Tamtego wieczoru długo myślałem. Reakcja syna nie dawała mi spokoju. Wszyscy widzieli mnie jako starego dziadka, który już tylko czeka na koniec. A ja nagle poczułem, że nie chcę czekać, chcę zrobić coś, czego nikt się po mnie nie spodziewa.
Nie wierzyli we mnie
Pierwsze zajęcia przeraziły mnie. Sala była pełna ludzi w moim wieku, każdy z własnym laptopem, wszyscy równie jak ja zagubieni. Prowadzący, młody chłopak z brodą i w czapce z daszkiem, mówił niezrozumiałym językiem. Timeline, rendering, eksport. Notowałem, choć nie wiedziałem, o co chodzi.
Po zajęciach byłem zmęczony, ale też zadowolony. Po kilku tygodniach coraz lepiej radziłem sobie z programem. Zacząłem przeglądać stare zdjęcia, filmy z komórki, nawet z kaset wideo. Powoli w głowie rodził się pomysł – zrobię film o Danusi.
Pewnego popołudnia poprosiłem moją wnuczkę Julię o pomoc. Zaskoczona, usiadła ze mną przy komputerze.
– Serio to robisz? – zapytała.
– Serio – odpowiedziałem i pokazałem jej kilka klipów, które już zrobiłem.
Nie skomentowała, tylko pomogła mi z przejściami i muzyką. Gdy wychodziła, powiedziała cicho:
– Dobrze ci to idzie, dziadku.
Tamtego wieczoru siedziałem jeszcze długo, montując fragment, w którym Danusia śmieje się na starym filmie z wakacji. Czułem, że robię coś ważnego.
Docenił mnie
Na koniec semestru miała się odbyć uroczysta premiera naszych filmów. W sali Domu Kultury wszyscy uczestnicy kursu pokazywali swoje nagrania. Głównie były to filmiki z wakacji, z wnukami, śmieszne sytuacje. Gdy przyszła moja kolej, ręce mi drżały. Na ekranie pojawiły się pierwsze kadry – zdjęcia z młodości, ślub, wspólne wycieczki. W tle cicho grała nasza piosenka z wesela.
Siedziałem z boku, patrząc na twarze ludzi. Niektórzy ocierali oczy. Gdy film się skończył, przez chwilę panowała cisza, a potem rozległy się brawa. Podchodzili do mnie obcy ludzie i mówili, że się wzruszyli, że tak pięknego filmu dawno nie widzieli.
Jakiś czas później poprosiłem wnuczkę, by pomogła mi założyć konto na Facebooku. Chciałem umieścić tam mój filmik. Po kilku tygodniach film miał kilkaset komentarzy. „Płakałam jak bóbr”, „Dziękuję, że pan to pokazał”, „Przypomniał mi pan o mojej babci”.
Pewnego wieczoru wpadł do mnie Marek. Otworzyłem mu drzwi, a on już w progu powiedział:
– Dumny jestem, tato.
Nie odpowiedziałem, zabrakło mi słów. Spojrzałem na niego i tylko skinąłem głową. Poczułem, że między nami coś się zmieniło. Nadal byliśmy kompletnie różni, nadal nie rozmawialiśmy o uczuciach, ale coś się otworzyło. I wiedziałem, że to nie koniec.
Tadeusz, 70 lat
Czytaj także:
- „Żona nagle zrobiła się rozrzutna. Myślałem, że po cichu wzięła pożyczkę, ale miała całkiem inną tajemnicę”
- „Skończyłam prawo, ale nie chcę brać udziału w wyścigu szczurów. Pasuje mi moja praca na kasie w dyskoncie”
- „Nie zdałam matury i rodzice mnie wydziedziczyli. Dla nich głupi papierek znaczy więcej, niż własna córka”

