„Mieliśmy z mężem wielkie plany na wyprawę kamperem. Już nigdzie nie pojedziemy, bo wybrał się na drugą stronę lustra”
„Tomek od kilku lat mówił, że trzeba wreszcie spełniać swoje marzenia. Życie za szybko przeciekało nam przez palce, a my tylko planowaliśmy. Więc kupiliśmy kampera, remontowaliśmy go nocami, żeby teraz w końcu móc nim ruszyć. To miał być początek nowego rozdziału w naszym życiu”.

- Redakcja
Mieliśmy z mężem wielkie plany na wyprawę kamperem. Każdy wolny wieczór poświęcaliśmy na mapowanie trasy, wyznaczanie miejsc postojowych i marzenia o wspólnych chwilach spędzonych gdzieś daleko od domu. Patrzyłam na Tomka z zachwytem, widząc, jak entuzjastycznie opowiada o widokach, które zobaczymy, o smaku kawy pitej o świcie z widokiem na góry. Cieszyłam się, że mamy jeszcze tyle przed sobą. Nie przypuszczałam, że los zadrwi z nas w tak okrutny sposób. Te wszystkie wspólne marzenia i plany stały się niczym, gdy mój mąż zdecydował się wyruszyć w ostatnią, samotną podróż – na drugą stronę lustra, skąd już nie powróci.
W drodze po marzenia
– Dobra, Gosia, sprawdźmy to jeszcze raz, żebyśmy potem nie zapomnieli o połowie rzeczy – powiedział Tomek, pochylając się nad stołem, na którym piętrzyły się nasze notatki.
– Przecież to już sprawdzaliśmy setki razy! – zaśmiałam się, chociaż dobrze wiedziałam, że on uwielbiał mieć wszystko poukładane jak w zegarku.
– Ale wiesz, lepiej mieć pewność – rzucił z tym swoim uroczym uśmiechem, któremu nie potrafiłam odmówić.
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, popijając herbatę. Kamper stał przed domem, a my co chwilę wyglądaliśmy przez okno, jakbyśmy się bali, że ktoś go nagle zabierze. Dla nas to nie był tylko pojazd – to była brama do spełnienia marzeń, których trzymaliśmy się od lat.
– No to zaczynamy – westchnęłam, udając zniecierpliwienie. – Łóżko, materace, pościel?
– Jest – odpowiadał Tomek, zaznaczając kolejne pozycje na naszej długiej liście. – Gaz, woda, zapas jedzenia?
– Wszystko gotowe. Nawet twoja ulubiona kiełbasa – rzuciłam, a on zaśmiał się serdecznie.
– Gosia, zobaczysz, to będzie nasza najlepsza podróż. Zasługujemy na to – powiedział z taką pewnością, że aż poczułam dreszcz.
Tomek od kilku lat mówił, że trzeba wreszcie spełniać swoje marzenia. Życie za szybko przeciekało nam przez palce, a my tylko planowaliśmy. Więc kupiliśmy kampera, remontowaliśmy go nocami, żeby teraz w końcu móc nim ruszyć. To miał być początek nowego rozdziału w naszym życiu, pełnego wolności i nieskrępowanych przygód. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie te długie wieczory przy ognisku, gdy będziemy się śmiać, wspominać i kochać się bez końca.
– No, wszystko spakowane – powiedział Tomek, wstając. – Za dwa dni ruszamy.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że nasze szczęście potrwa już tylko chwilę, a droga do marzeń doprowadzi nas w zupełnie inne miejsce, niż planowaliśmy.
Nieoczekiwane spotkanie
– Tomek, zatrzymajmy się na chwilę, proszę cię – powiedziałam znużona, opierając głowę o szybę kampera.
– Gosia, przecież dopiero ruszyliśmy – westchnął lekko poirytowany.
– To tylko chwilka, chciałabym wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem.
Westchnął, ale uległ. Zatrzymał się na małym parkingu przy lesie. Słońce stało wysoko, a powietrze pachniało lasem i spokojem. Wysiadłam pierwsza, rozprostowując nogi. Tomek krzątał się przy kamperze, sprawdzając coś nerwowo.
– Zostaw już, wszystko jest dobrze – rzuciłam mu lekko, próbując załagodzić napięcie. Ostatnio zbyt często się irytował.
Wtedy zauważyłam, że ktoś do nas podchodzi. Była to kobieta, szczupła blondynka w okularach przeciwsłonecznych, mniej więcej w naszym wieku. Zatrzymała się kilka metrów od kampera i spojrzała na nas z zaciekawieniem.
– Przepraszam, czy jedziecie może na południe? – spytała niepewnie.
Tomek spojrzał na mnie pytająco, a ja, czując się niekomfortowo, odparłam:
– Tak, a coś się stało?
– Mój samochód stanął. Czy moglibyście podrzucić mnie chociaż do następnego miasta? – mówiła błagalnym tonem.
Tomek niechętnie skinął głową.
– Jasne, wsiadaj.
Przez chwilę jechało nam się dziwnie cicho. Czułam, jak kobieta przygląda nam się ukradkiem. W końcu przerwała milczenie:
– Też kiedyś jeździłam kamperem z mężem – powiedziała melancholijnie. – Ale już nie jeżdżę, od kiedy… od kiedy go straciłam.
Zrobiło się niezręcznie. Zerknęłam na Tomka, a on unikał mojego wzroku, ściskając nerwowo kierownicę.
– Przykro nam – powiedziałam delikatnie, ale czułam, że niepotrzebnie się zatrzymaliśmy.
Nawet nie przypuszczałam, że to spotkanie obudzi w Tomku coś, co tak bardzo starał się ukryć przede mną, i stanie się początkiem naszej pierwszej poważnej kłótni podczas tej wymarzonej wyprawy.
Dopadły nas cienie przeszłości”
Gdy dotarliśmy do miasta, kobieta podziękowała nam cicho i szybko zniknęła w tłumie. Tomek jednak nadal był dziwnie spięty. Zatrzymaliśmy się przy niewielkiej kawiarni na rynku. Cisza, która zapanowała między nami, była trudna do zniesienia.
– Co się dzieje, Tomek? – spytałam w końcu, czując, jak narasta we mnie irytacja. – Od momentu, gdy tamta kobieta powiedziała o swoim mężu, jesteś jakiś dziwny.
– Przypomniałem sobie o czymś – odparł krótko, unikając mojego wzroku.
– O czym? – naciskałam, bo czułam, że to coś ważnego, czego dotąd nie chciał poruszać.
Tomek westchnął głęboko, jakby się wahał.
– Gosia, kiedyś, zanim cię poznałem, byłem zaręczony z dziewczyną, która… zginęła w wypadku samochodowym. Tak jak mąż tamtej kobiety – wyrzucił z siebie cicho.
Poczułam, jak serce przyspiesza, a gorąco oblewa mnie od środka.
– Dlaczego nigdy wcześniej o tym nie mówiłeś? – mój głos drżał, a emocje zaczęły wymykać się spod kontroli.
– Bo to nie było ważne! – odparł nagle ostro. – To już przeszłość!
– A może jednak nie? Może ciągle ją kochasz i żałujesz, że to ja siedzę tu zamiast niej? – wykrzyczałam w emocjach, nie myśląc racjonalnie.
– Przestań! To nie tak, po prostu... – Tomek zaczął coś mówić, ale ja już nie słuchałam.
Wstałam gwałtownie i wyszłam z kawiarni, nie oglądając się za siebie. Chciałam być sama, uspokoić myśli i zapanować nad chaosem uczuć. Wszystkie nasze marzenia o podróży wydawały się teraz odległe i puste. Siedząc na ławce, uświadomiłam sobie, że może wcale tak dobrze nie znam człowieka, z którym chciałam spędzić resztę życia. A przeszłość, choć ukrywana, rzucała teraz bolesne cienie na naszą wspólną przyszłość.
Punkt bez powrotu
Wracałam do kampera ze ściśniętym gardłem. Czułam wyrzuty sumienia za te wszystkie ostre słowa, które padły między nami. Tomek stał obok pojazdu, paląc nerwowo papierosa, czego nie robił od lat.
– Gosia… przepraszam – powiedział, gdy mnie zobaczył. Jego twarz była blada, a oczy zmęczone.
– Ja też przepraszam – odpowiedziałam szeptem, przytulając się do niego mocno. – Niepotrzebnie wybuchłam.
Przez chwilę staliśmy bez słowa, czując, jak powoli topnieje mur, który nagle wyrósł między nami. Zdecydowaliśmy się ruszyć dalej, mając nadzieję, że droga pozwoli nam odzyskać spokój. Zapadał zmierzch, a droga wiła się wśród lasów i wzgórz. Tomek prowadził ostrożnie, skupiony na jeździe, gdy nagle z przeciwnego pasa z dużą prędkością nadjechał samochód. Wszystko działo się błyskawicznie: oślepiające światła, gwałtowne hamowanie, huk i krzyk.
Poczułam uderzenie, świat zawirował, a w uszach dzwoniło mi echo przeraźliwego hałasu. Kiedy otworzyłam oczy, było cicho. Zbyt cicho.
– Tomek… – wykrztusiłam, odwracając głowę w jego stronę.
Mój mąż nie odpowiadał. Jego twarz była blada, ciało bezwładne. Panika sparaliżowała mnie całkowicie. Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy, a serce waliło jak oszalałe.
– Tomek, błagam cię, obudź się – prosiłam przez łzy, próbując go potrząsnąć. Ale on już mnie nie słyszał.
Z oddali słyszałam głosy, krzyki ludzi, wzywanie pomocy, ale nie miało to już znaczenia. W jednej chwili moje życie rozsypało się na kawałki. Zostałam sama na poboczu drogi, ze świadomością, że Tomek wyruszył w swoją ostatnią podróż. Że przekroczył tę niewidzialną granicę, zza której nie wraca się nigdy. I nagle zrozumiałam, że to właśnie był punkt bez powrotu – miejsce, w którym nasze wspólne marzenia na zawsze legły w gruzach.
Po drugiej stronie lustra
Po pogrzebie Tomka czułam się jak zagubiona w pustce. Dom, który zawsze był naszym schronieniem, nagle stał się zimny i obcy. Każdy kąt przypominał mi o naszych planach, które już nigdy się nie spełnią.
Któregoś wieczoru, porządkując rzeczy po mężu, natknęłam się na pudełko z jego osobistymi przedmiotami. W środku znalazłam zdjęcie młodej kobiety – to musiała być ona, dziewczyna, o której mówił w dniu kłótni. Serce zadrżało mi niespokojnie, gdy zauważyłam z tyłu krótką notatkę Tomka: „Wybacz, że cię zawiodłem. Nigdy nie zapomnę”.
Poczułam ucisk w żołądku. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie przestał jej kochać, a nasz związek był próbą ucieczki przed bólem straty. Łzy popłynęły mi po policzkach, ale jednocześnie poczułam dziwną ulgę. Teraz już wiedziałam, skąd brało się jego ciągłe dążenie do spełniania marzeń, do podróży – uciekał przed przeszłością, szukał ukojenia, którego nigdy nie znalazł.
Następne dni były jak powolne przepływanie przez mgłę. Zaczęłam szukać informacji o tamtej kobiecie, by zrozumieć Tomka lepiej. Dowiedziałam się, że byli szczęśliwi, planowali przyszłość – podobnie jak my. Wreszcie zrozumiałam, że jego życie, nasze wspólne życie, było jak lustro – pełne odbić przeszłości, w której był zagubiony. A teraz on sam przeszedł na drugą stronę lustra, zostawiając mnie z tym wszystkim.
Siedząc samotnie przy stole, wpatrując się w zdjęcie tamtej dziewczyny, wiedziałam już, że muszę pozwolić mu odejść. Uwolnić nas oboje od niewypowiedzianych prawd, sekretów i cieni przeszłości. Po raz pierwszy od wypadku poczułam, że może jeszcze będę w stanie spojrzeć w lustro i zobaczyć w nim siebie – nie tylko cień zmarłego męża. Tylko jak miałam teraz zacząć żyć od nowa?
Ostateczne pożegnanie
Minął rok od śmierci Tomka. Czas nie zagoił wszystkich ran, ale pozwolił mi dostrzec, że życie nadal płynie i że, mimo wszystko, ja również mogę płynąć z nim dalej. W końcu zebrałam się na odwagę, aby odwiedzić miejsce, w którym skończyły się nasze wspólne marzenia.
Było jesienne popołudnie, bardzo podobne do tamtego, kiedy nasze plany uległy brutalnemu przerwaniu. Stanęłam przy poboczu drogi, gdzie ktoś postawił mały drewniany krzyż z inicjałami Tomka. Powietrze było chłodne, a lekki wiatr rozwiewał opadłe liście, nadając temu miejscu dziwną, melancholijną atmosferę.
– Tomek – szepnęłam cicho, z trudem powstrzymując łzy. – Przyszłam cię pożegnać.
Wyciągnęłam z kieszeni kamyk, który zabraliśmy kiedyś razem z plaży nad morzem, obiecując sobie, że wrócimy tam ponownie. Położyłam go u podnóża krzyża, symbolicznie oddając mu część naszych wspólnych marzeń.
– Mam nadzieję, że tam, gdzie teraz jesteś, odnajdziesz spokój, którego tutaj nie mogłeś znaleźć – dodałam z drżeniem w głosie.
Stojąc tam samotnie, zrozumiałam, że choć tęsknota nadal mnie boli, to teraz jestem gotowa puścić go wolno. Czułam, że już czas przestać żyć przeszłością. Tomek przeszedł na drugą stronę lustra, ale ja nadal miałam swoje życie, swoje marzenia – choć teraz zupełnie inne. Kiedy ruszyłam z powrotem do samochodu, spojrzałam w niebo. Chmury się rozstąpiły, a zza nich wyszło słońce, rozświetlając szarą rzeczywistość. Uśmiechnęłam się smutno, ale z nadzieją.
– Żegnaj, kochanie – powiedziałam cicho, obiecując sobie, że od teraz będę żyć odważniej, spełniając marzenia także za niego.
Bo choć moja podróż z Tomkiem dobiegła końca, moja własna droga dopiero się zaczynała.
Małgorzata, 42 lata
Czytaj także:
- „Synowa woziła wnuka w wózku do 4. roku życia. Jednym zdaniem wyjaśniłam, dokąd prowadzą jej durne metody wychowawcze”
- „Córka wyjechała na wymianę studencką i nie widziałam jej przez rok. Przed ostatnim egzaminem zjawiła się z dzieckiem”
- „Mój mąż ma fioła na punkcie oszczędzania. Podliczył paragony i zrobił awanturę, że zbyt dużo zapłaciłam za czereśnie”

