Reklama

Kiedy wychodziłam za mąż za Pawła, to byłam przekonana, że czeka mnie długie i szczęśliwe życie u boku kochanego i kochającego męża. Gdy kolejne koleżanki opowiadały o wyczynach swoich partnerów, to ja uśmiechałam się pod nosem i mówiłam, że mnie to nigdy nie spotka. Myliłam się. Kilka lat po ślubie odkryłam, że mój mąż wcale nie jest takie święty, a ja pozwalam się oszukiwać jak małe dziecko.

Oświadczyny były spełnieniem marzeń

Swojego przyszłego męża spotkałam na targach książki. Okazało się, że oboje uwielbiamy kryminalne historie i to one po części powodowały, że tak świetnie się dogadywaliśmy.

– Myśli pani, że napisze jeszcze coś tak spektakularnego jak jej ostatnia seria? – usłyszałam obok męski głos. Właśnie trwała przerwa w spotkaniu z moją ulubioną autorką kryminałów, a ja postanowiłam skorzystać z okazji i napić się kawy.

– Czy ja wiem... – powiedziałam. Seria o policyjnym psychologu biła wszystkie rekordy popularności i tak szczerze powiedziawszy, nie byłam pewna, czy jeszcze kiedykolwiek autorka napisze tak coś dobrego. – A pan jak myśli? – zapytałam. I dopiero wtedy spojrzałam na swojego rozmówcę. Okazało się, że obok mnie stoi przystojny brunet, na ustach którego tlił się figlarny uśmiech. Od razu zrobiło mi się gorąco.

– Może, może – usłyszałam. – Ale może porozmawiamy o tym na kolacji? – zapytał nieznajomy. A ja od razu się zgodziłam. I chociaż zazwyczaj daleko mi było do tak szybkiego umawiania się z mężczyznami, to tym razem czułam, że nie ma na co czekać.

I faktycznie nasza znajomość potoczyła się bardzo szybka. Okazało się, że Paweł jest nie tylko przystojniakiem, ale też niezwykle inteligentnym i elokwentnym mężczyzną. A ja z każdym kolejnym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Na szczęście ja również nie byłam Pawłowi obojętna. Po niemal dwóch latach znajomości doczekałam się w końcu tego, że moje marzenie zostało spełnione.

– Wyjdziesz za mnie? – usłyszałam. Kilka minut temu postanowiliśmy pójść na wieczorny spacer. Było ciepło i przyjemnie, a rozgwieżdżone niebo dodatkowo potęgowało romantyczny nastrój.

Długo nie widziałam jego wad

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wprawdzie już od kilku miesięcy marzyłam o tym, że Paweł w końcu zdecyduje się na oświadczyny, ale tak naprawdę nic nie wskazywało, że do tego dojdzie. A tu taka niespodzianka.

– Kaśka? – usłyszałam pytający głos Pawła. Chyba opacznie zrozumiał moje milczenie i przestraszył się, że nie zgodzę się na taki krok.

– Tak! – wykrzyknęłam szybko. A potem rzuciłam mu się na szyję i jeszcze wielokrotnie powtórzyłam, że się zgadzam. A kiedy w końcu pierścionek zaręczynowy wylądował na moim palcu, to stwierdziłam, że wreszcie spełniło się moje największe marzenie. W myślach już planowałam nasze wesele i późniejsze życie. Byłam przekonana, że będziemy żyli szczęśliwie przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Niestety to marzenie się nie spełniło.

Pierwsze lata po naszym ślubie były najszczęśliwsze w moim życiu. Paweł robił wszystko, aby nasze małżeństwo było udane. Przynosił mi śniadania do łóżka, organizował romantyczne wycieczki, a gdy byłam chora, to podawał leki i zajmował się wszystkimi sprawami. A ja czułam się jak księżniczka. Z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. I chociaż nadal nie mogłam powiedzieć złego słowa o swoim mężu, to nasze życie dalekie było od idealnego. Paweł znalazł pracę jako przedstawiciel handlowy, co wiązało się z częstymi wyjazdami i nagminnymi nieobecnościami w domu. A to bardzo mi przeszkadzało, bo chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu.

Tak wygląda prawdziwe życie – próbowała pocieszyć mnie przyjaciółka, której zwierzyłam się z tego, że nasze małżeństwo chyba przechodzi kryzys. – A poza tym to chyba dobrze, że Paweł ma dobrą pracę – dodała.

– Wiem, wiem – burknęłam. Bo oczywiście doceniałam to, że mój mąż ciężko pracuje, dzięki czemu możemy sobie na wiele pozwolić. Ale jednocześnie brakowało mi tego wszystkiego, co było między nami na początku związku. Miałam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy. A co gorsza – że mojemu mężowi wcale to nie przeszkadza.

– A może po prostu przesadzasz – zasugerowała Anka. A ja pomyślałam, że najwidoczniej jestem przewrażliwiona. I chociaż wewnętrznie czułam, że w naszym małżeństwie nie dzieje się dobrze, to chyba łatwiej mi było zaakceptować fakt, że to ja przesadzam, a nie bić się z myślami, że mój mąż ma coś jednak za uszami. Dopiero potem okazało się, że moja intuicja dawała mi jednak dobre sygnały.

Przez kolejne miesiące w naszym związku nic się nie poprawiło. Paweł coraz częściej bywał poza domem, a z czasem zaczął też wyjeżdżać na weekendy.

– Taka praca – tłumaczył, gdy mówiłam mu, że wcale mi się to nie podoba. I w sumie mogłabym to przyjąć do wiadomości. Jednak przez cały czas nie dawało mi spokoju to, że z takich weekendowych wyjazdów mój mąż wracał niezwykle radosny. Wyglądało to tak, jakby weekendowa praca cieszyła go bardziej niż czas spędzony z własną żoną.

Odkryłam tajemnicę swojego męża

Sama nie wiem, kiedy zaczęłam podejrzewać, że mój mąż nie mówi mi całej prawdy. Może to było wtedy, gdy Paweł kolejny weekend z rzędu postanowił spędzić poza domem. A może wtedy, gdy kolejny raz odsunął się ode mnie w małżeńskim łóżku i powiedział, że jest zmęczony.

– Czy chcesz mi coś powiedzieć? – zapytałam w końcu. Doszłam do wniosku, że wolę znać najgorszą prawdę, niż żyć w niepewności i niepotwierdzonych domysłach.

– No co ty – fuknął mój mąż. A potem – zanim odwrócił się do mnie plecami – poinformował, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. „Chyba jednak nie” – pomyślałam. I postanowiłam, że muszę dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi.

Okazja do poznania prawdy o moim mężu przyszła bardzo szybko. Doskonale pamiętam, że był to bardzo ciepły i słoneczny dzień, a ja postanowiłam, że namówię Pawła na jakiś romantyczny wyjazd. „Dobrze nam to zrobi” – pomyślałam. I w oczekiwaniu na powrót Pawła z delegacji postanowiłam sprawdzić oferty krótkich wycieczek. Praga wydawała się idealna.

Gdy tylko Paweł wrócił do domu, to od razu poszedł wziąć prysznic. A ja postanowiłam rozpakować jego walizkę. W planach miałam nastawienie pralki, więc nie chciałam zostawiać brudnych ubrań. Poza tym chciałam uporać się ze wszystkimi domowymi pracami, aby potem móc w spokoju porozmawiać o naszej wycieczce.

„A to co?” – pomyślałam, gdy mój wzrok padł na zawartość walizki. Na samym wierzchu leżała damska bielizna. Była piękna seksowna i dokładnie taka, o jakiej zawsze marzyłam. Nie zgadzało się tylko jedno – komplet był w rozmiarze S, a ja nigdy nie nosiłam tak małego rozmiaru. I trudno było mi uwierzyć w to, że mój mąż aż tak się pomylił.

– Co to jest? – zapytałam Pawła, gdy tylko wyszedł z łazienki. W ręce trzymałam seksowny komplet i z wyrzutem patrzyłam na męża.

– Grzebiesz w moich rzeczach? – zapytał oburzony. W jego oczach widziałam złość. Ale nie tylko. Pojawiło się też poczucie winy.

– Odpowiedz – powiedziałam. Byłam spokojna, chociaż w moim sercu właśnie rozpętała się burza.

Majtki były ważniejsze niż małżeństwo

Chociaż nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, to uświadomiłam sobie, że najbardziej wiarygodnym wytłumaczeniem było to, że mój mąż ma kochankę. Ale mimo to łudziłam się, że za chwilę Paweł wszystkiemu zaprzeczy i przedstawi jakieś wiarygodne wytłumaczenie tej sytuacji.

– Nie chciałem tego – usłyszałam mimo to. I już wiedziałam, że mój świat właśnie legł w gruzach.

Okazało się, że Paweł poznał swoją kochankę w pracy. A ona zawróciła mu w głowie tak bardzo, że nie potrafił jej się oprzeć.

– Zakochałem się – powiedział cicho. A potem próbował się jeszcze tłumaczyć. Jednak nie chciałam już tego słuchać. Kazałam mu się spakować i opuścić nasz dom.

– Wynoś się z mojego życia – powiedziałam. A kiedy za Pawłem zamknęły się drzwi, to nie potrafiłam już powstrzymać łez. I sama nie wiem, czy bardziej płakałam z powodu zdrady męża, czy też dlatego, że tak długo dawałam się oszukiwać.

Od tego dnia minęło kilka miesięcy. W sądzie toczy się nasza sprawa rozwodowa, a ja próbuje na nowo poukładać swoje życie. I chociaż nie jest mi łatwo, to staram się wierzyć, że i dla mnie zaświeci jeszcze słońce. Kochałam Pawła. Ale teraz wiem, że zbyt długo nie zauważałam oczywistych sygnałów. I pewnie dlatego teraz tak cierpię.

Katarzyna, 33 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama