„Mąż zabronił mi pracować i dawał kieszonkowe. Potem miał pretensje, że nic w życiu nie osiągnęłam i żyję za jego kasę”
„Miał gest, poczucie humoru i nieodparty urok osobisty. Po niespełna pół roku randkowania wsunął mi na palec pierścionek zaręczynowy z ogromnym diamentem. Pobraliśmy się parę miesięcy później. Skąd mogłam wiedzieć, że wbijam sobie gwóźdź do trumny?”.

Miałam 22 lata, kiedy poznałam Pawła. Właśnie obroniłam licencjat, a moja głowa była pełna marzeń i wspaniałych planów na przyszłość. Pragnęłam robić karierę w marketingu, zaczynając od stażu w międzynarodowej korporacji. Co prawda zarabiałabym przysłowiowe grosze, ale zdobyłabym doświadczenie. Tak się jednak złożyło, że zakochałam się na zabój.
Byłam nim oczarowana
Starszy o 10 lat Paweł od razu mi zaimponował. Nie dość, że był przystojny niczym model z żurnala, to na dodatek prowadził firmę, miał własne mieszkanie i luksusowy samochód – tak lśniący, że można było się w nim przeglądać jak w lustrze. Dostawałam mnóstwo kosztownych prezentów, chodziliśmy na kolację do drogich restauracji. On za wszystko płacił bez mrugnięcia okiem. Nieustannie powtarzał, jaka to jestem piękna i wspaniała.
– Jestem największym szczęściarzem na ziemi – gdy to słyszałam, cała się dosłownie rozpływałam.
Miał gest, poczucie humoru i nieodparty urok osobisty. Po niespełna pół roku randkowania wsunął mi na palec pierścionek zaręczynowy z ogromnym diamentem. Pobraliśmy się parę miesięcy później. Skąd mogłam wiedzieć, że wbijam sobie gwóźdź do trumny?
Zniechęcił mnie do pracy
Paweł doskonale wiedział o moich planach dotyczących kariery, gdyż mu o nich powiedziałam.
– Daj spokój z tym stażem – machnął ręką. – Tak marne pieniądze nie są warte zachodu. Ja zapewnię ci wszystko, czego potrzebujesz.
Byłam zakochana, więc uwierzyłam mu na słowo. Nie brakowało mi pieniędzy. Ubierałam się ekskluzywnych butikach, kupowałam kosmetyki z najwyższej półki. Dokładałam wszelakich starań, aby podobać się ukochanemu mężowi.
– Nie zasłużyłem na ciebie, wyglądasz jak milion dolarów – wówczas nie miałam zielonego pojęcia, że to nie jest miłosne wyznanie, a zwykła manipulacja.
– Dla ciebie zrobię wszystko – odpowiadałam i było to akurat zgodne z prawdą.
Co jakiś czas przebąkiwałam coś o pracy, ale Paweł uparcie trwał przy swoim.
– Po co ci praca? Jesteś moją żoną i nie chcę, abyś zawracała sobie swoją śliczną główkę tak przyziemnymi sprawami.
– Nie wydaje ci się, że to by było dla mnie dobre?
– No co ty, kochanie, wystarczy, że ja wiem, co jest najlepsze dla ciebie. Jesteś moją królową.
Byłam święcie przekonana, że to tylko przejściowe, bo w końcu mąż zmieni zdanie. Postanowiłam zatem zbytnio się tym nie przejmować – miałam do Pawła pełne zaufanie.
Dostawałam kasę i pretensje
Lata mijały, a moja sytuacja nie zmieniała się na lepsze – wręcz przeciwnie. Temat pracy powracał coraz rzadziej, ponieważ za każdym razem, kiedy go poruszałam, Paweł się strasznie irytował. Moim zadaniem było ładnie wyglądać i oszałamiająco prezentować się u jego boku. Traktował mnie jak trofeum oraz jak służącą. Dom musiał błyszczeć. Nie było też mowy o kulinarnych wpadkach. Zawsze mówił, co chce zjeść, a ja miałam mu to przygotować i podać pod nos. Odpowiedzialność za prowadzenie domu całkowicie spoczywała na moich barkach. Nie tak to sobie wyobrażałam. Między nami skończyła się sielanka. Paweł pokazał swą prawdziwą twarz.
Komplementy, kwiaty i prezenty już dawno odeszły do lamusa. W zamian Paweł nie szczędził mi przykrych uwag, a czepiał się dosłownie wszystkiego.
– Co ty robisz przez cały dzień? Nie masz niczego lepszego do roboty niż bieganie do fryzjerki? I to za moje pieniądze?
Od męża dostawałam kieszonkowe. Poza tym rozliczał mnie z każdego wydatku. Ciągle wypominał, że gdyby nie on, nie miałabym nic. Kilka razy nazwał mnie darmozjadem. Szydził, że nie mam własnych pieniędzy. Oczywiście próbowałam mu przypomnieć, iż wielokrotnie chciałam iść do pracy, ale on nie wyrażał na to zgody.
– Nie masz za grosz wdzięczności – taka była jego reakcja.
Obudziłam się z ręką w nocniku
Pewnego dnia stanęłam przed lustrem i uważnie się sobie przyjrzałam. To, co zobaczyłam, wcale mnie nie zachwyciło. Małżeństwem byliśmy od 10 lat. To kawał czasu. Mogłam zbudować karierę i cieszyć się finansową niezależnością. Nie miałam jednak nic. Moje CV świeciło pustkami.
Zero doświadczenia i zero szans na znalezienie nieźle płatnej pracy. Nie znałam języków obcych, po angielsku ledwo mówiłam. Nie ukończyłam żadnego kursu, nie miałam kwalifikacji. Z samym licencjatem zrobionym dawno niewiele mogłam. Byłam załamana. Na pomoc rodziców nie miałam co liczyć, bo oni byli wpatrzeni w Pawła niczym w obrazek. Na zewnątrz nasz związek sprawiał wrażenie udanego i szczęśliwego, ale w rzeczywistości było to pogorzelisko.
Nie chciałam dłużej tak żyć
Kiedy Paweł oznajmił, że wyjeżdża na kilka dni, uznałam, że lepszej okazji nie będzie. Musiałam działać, teraz albo nigdy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli nie zbiorę się do kupy, to w moim życiu nic się nie zmieni. Znalazłam pokój do wynajęcia. Zabrałam z domu trochę pieniędzy – wiedziałam, gdzie Paweł trzyma gotówkę. Nie miałam wyrzutów sumienia. Jedyną osobą, na którą się złościłam, byłam ja sama.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, zamówiłam taksówkę i się wyprowadziłam. Zabrałam też biżuterię, którą mi podarował. Była warta majątek, więc potraktowałam ją jak solidne zabezpieczenie. Po powrocie wydzwaniał do mnie jak szalony i się odgrażał, że jeszcze go popamiętam. Złożyłam pozew o rozwód. Niczego od niego nie chciałam. Pragnęłam jedynie uwolnić się z tego toksycznego związku.
Od tamtej chwili minęły 2 lata. Stanęłam na nogi, chociaż na początku było ciężko. Obecnie mam jednoosobową działalność. Zajmuję się marketingiem internetowym oraz pisaniem różnych tekstów na zlecenie. Prowadzę również bloga, aby pokazać kobietom, że nie ma sytuacji bez wyjścia i że zawsze są jakieś drzwi. Nie dorobiłam się jeszcze własnego mieszkania, ale stać mnie na wynajmowanie przytulnej kawalerki. Polubiłam swoje życie i czuję się naprawdę dobrze. Raz przez przypadek spotkałam Pawła.
– Widzisz, a mogłaś opływać w luksusy – nie omieszkał rzucić kąśliwej uwagi.
– Może i tak – odparłam z uśmiechem – ale zyskałam coś więcej.
– Niby co takiego?
– Odzyskałam siebie.
Przekonałam się, że pokochanie siebie i wzięcie odpowiedzialności za swoje życie to prawdziwa wolność.
Julia, 35 lat
Czytaj także:
- „Wnuk przestał się do mnie odzywać, bo nie dałam mu 30 tysięcy na samochód. Powiedział, że jestem stara i skąpa”
- „Zakochałam się w facecie, który ma bagaż. Z miłości do niego stanę się kobietą, która rozbije małżeństwo”
- „Żona nagle zrobiła się rozrzutna. Myślałem, że po cichu wzięła pożyczkę, ale miała całkiem inną tajemnicę”

