Reklama

Doskonale pamiętam dzień, w którym uświadomiłam sobie, że właśnie stuknęła mi magiczna trzydziestka.

– Wszystkiego najlepszego – usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki. – Zdrowia, szczęścia i pieniędzy. No i oczywiście powodzenia u płci przeciwnej – dodała szczebiotliwie. A ja przypomniałam sobie, że jest to dzień, w którym stałam się trzydziestoletnią kobietą.

– Dzięki – burknęłam. – Zwłaszcza za życzenia powodzenia w miłości – dodałam zrzędliwie.

Kaśka jeszcze nie wiedziała, że dwa dni wcześniej rozstałam się z Markiem. I nie było to moje pierwsze niepowodzenie miłosne. Tak naprawdę był to mój standard, gdyż każdy mój dotychczasowy związek rozpadał się szybciej, niżbym sobie tego życzyła. A ja za każdym razem zadawałam sobie pytanie, co ze mną jest nie tak.

– Ojej – westchnęła przyjaciółka, gdy wszystko jej opowiedziałam. – Najwidoczniej na ciebie nie zasługiwał. A ty w końcu spotkasz tego jedynego – próbowała mnie pocieszyć.

A ja tylko westchnęłam. Bo ileż można czekać na tego jedynego? Od kilku lat każda kolejna relacja przynosiła mi same rozczarowania. Wszyscy wokół poznawali swoje drugie połówki i zakładali rodziny, a ja wciąż byłam sama. I jak na razie nic nie zapowiadało, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

– Pewnie tak – odpowiedziałam dla świętego spokoju. Jakoś nie miałam ani zapału ani chęci do tłumaczenia, że wcale to nie wierzę.

Byłam zrezygnowana

Po kolejnym niepowodzeniu miłosnym postanowiłam, że zupełnie odpuszczę tę sferę mojego życia. "I tak nic z tego nie będzie" – sama sobie tłumaczyłam podjętą decyzję. I całkowicie skupiłam się na pracy.

– Przecież tak nie można... – usłyszałam od mamy, którą poinformowałam, że zamierzam zostać singielką. – A wnuki? – zapytała ze smutkiem w głosie.

Tylko co ja miałam jej powiedzieć? Że do spełnienia jej marzeń o wnukach potrzebny jest facet?

Teraz mam inne sprawy na głowie – powiedziałam trochę zbyt szorstko.

Mnie też nie podobało się to, że nie mogę ułożyć sobie życia prywatnego. Ale nie zamierzałam się do tego przyznawać. Wolałam zgrywać twardą babę, która ma w nosie jakieś głupie porywy serca.

I kiedy już myślałam, że samotność jest mi pisana, to na mojej drodze pojawił się Adam.

– Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie układała się dobrze – usłyszałam pewnego ranka.

Właśnie robiłam sobie kawę w pokoju socjalnym, gdy tuż obok mnie zmaterializował się przystojny brunet.

–Tak? – zapytałam ze zdziwieniem, unosząc brwi.

A potem sobie przypomniałam, że szefostwo postanowiło zatrudnić kierownika marketingu.

– Och tak, oczywiście – powiedziałam szybko.

Próbowałam naprawić swoje gapiostwo, ale chyba i tak nie wypadłam zbyt dobrze.

Na szczęście ta pierwsza wpadka nie miała wpływu na naszą dalszą współpracę. Okazało się, że Adam jest świetnym fachowcem, dzięki któremu nasza firma jeszcze bardziej ruszyła do przodu. A ja dzięki niemu jeszcze lepiej mogłam zaprezentować swoje umiejętności.

I któregoś dnia doczekałam się nagrody.

– To dla pani – powiedział mi szef, podsuwając mi kartkę papieru. Okazało się, że jest to awans i całkiem spora podwyżka.

– Zawsze wiedziałem, że na to zasługujesz – usłyszałam kilkanaście minut później od Adama. A potem niespodziewanie mnie objął i zaprosił na drinka.

– Jest co świętować – powiedział z nieśmiałym uśmiechem.

Ten wieczór zmienił naszą relację

Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. A na dodatek lubiliśmy spędzać czas w swoim towarzystwie. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie pomyślałam, że być może mamy szansę na coś więcej niż zwykła znajomość.

Dasz się zaprosić na kolację? – zaproponowałam kilka dni później.

Adam spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale nie odmówił.

– Przyniosę wino – powiedział tylko.

A gdy pojawił się wieczorem w moim mieszkaniu, to okazało się, że ma nie jedną, a dwie butelki wina. I być może luźna atmosfera sprawiła, że wylądowaliśmy w łóżku.

– Żałujesz? – zapytałam potem Adama.

I chociaż on zaprzeczył, to odniosłam wrażenie, że nie powiedział prawdy. Lecz wtedy to zignorowałam. Tamtego wieczoru poczułam, że się zakochałam i nic innego więcej się nie liczyło. Potem wyrzucałam sobie, że nie byłam bardziej czujna.

Nasze małżeństwo nie było idealne

Przez kolejne miesiące nasza znajomość się rozwijała i wszystko wskazywało na to, że zbliżamy się do podjęcia życiowej decyzji.

Wyjdziesz za mnie? – zapytał mnie w końcu Adam. I chociaż już wtedy miałam wątpliwości, to jednak zgodziłam się. Kochałam go.

Po kilku miesiącach przygotowań wzięliśmy skromny ślub. I chociaż ja po cichu liczyłam na białą suknię i wystawną imprezę, to po namowach Adama zrezygnowałam ze swoich marzeń.

– Źle się czuję w tłumie – argumentował mój przyszły mąż. A ja – chociaż było mi przykro – nie protestowałam. Już dawno temu zauważyłam, że mój przyszły mąż nie jest zbyt wylewny i pogodziłam się z tym. Przecież sama uroczystość ślubna nie jest najważniejsza – próbowałam przekonać samą siebie. Ale w głębi duszy wiedziałam, że tak nie powinno być. A co gorsza – zaczęłam się zastanawiać, czy Adam już nie pożałował, że zdecydował się na te oświadczyny.

Już w pierwszych miesiącach naszego życia przekonałam się, że nasze małżeństwo nie będzie takie, o jakim marzyłam. Adam od samego początku nie był zbyt wylewny w uczuciach. Rzadko kiedy mogłam liczyć na ciepłe słowo, przytulenie czy zwykłego buziaka.

– Przecież to wcale nie świadczy o braku uczuć – Kaśka próbowała mnie pocieszyć, gdy opowiedziałam jej o realiach naszego życia. – Może taki ma charakter – dodała. Ale mnie nie opuściły wątpliwości.

– Nie chodzi tylko o to – powiedziałam cicho.

A potem zwierzyłam się przyjaciółce także z problemów w innej sferze naszego życia. Otóż mój mąż nie przepadał za bliskością. I mimo tego, że wielokrotnie inicjowałam zbliżenia, to zazwyczaj spotykałam się z obojętnością i odrzuceniem. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć, ile razy po ślubie wylądowaliśmy w sypialni w innym celu niż spanie.

– Może to przejściowe? – przyjaciółka próbowała tłumaczyć mojego męża. – Wiesz, jak to jest. Nadmiar pracy, stres, zmęczenie... Daj mu chwilę – powiedziała.

Z wyrazu jej twarzy widziałam, że nie uważa tej sytuacji za normalną. W końcu oboje byliśmy młodzi i zdrowi. I żadnemu z nas nic nie brakowało.

Odkryłam powód oziębłości

Przez kolejne lata w moim małżeństwie nic się nie zmieniło. Przez długi okres czasu próbowałam wszystkiego, aby wnieść do naszego życia nieco namiętności. Wszystko na nic. Adam nadal zachowywał się ozięble i gdy tylko mógł, to unikał sytuacji intymnych. A ja w końcu się z tym pogodziłam. Tak szczerze powiedziawszy, to miałam już dosyć narzucania się i przypominania mu o małżeńskim obowiązku.

Aż któregoś dnia przez zupełny przypadek podsłuchałam rozmowę Adama.

– Ale ja ją nadal kocham. I małżeństwo z Karoliną zupełnie tego nie zmieniło – usłyszałam nerwowy głos męża. Zamarła. – Wiem, że nie powinienem się żenić. Ale co mam teraz zrobić? – zapytał kogoś po drugiej stronie łącza. A ja zamarłam, bo właśnie dowiedziałam się, że mój mąż ożenił się ze mną jedynie po to, aby zapomnieć o innej kobiecie.

Gdy tylko weszłam do pokoju i zobaczyłam minę Adama, to wiedziałam, że on już wie.

– Wszystko słyszałam – powiedziałam mimo to. Adam odwrócił się do mnie plecami. A gdy znowu spojrzał na mnie, to w jego oczach zobaczyłam ból.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. A ja poczułam, że ogarnia mnie złość.

– Co mi po twoich przeprosinach?! – krzyknęłam. Jednak Adam milczał. – Zmarnowałeś mi kilka najlepszych lat życia i teraz mnie przepraszasz?!

– Próbowałem ci powiedzieć – wyszeptał Adam.

A potem wszystko mi wyznał. Okazało się, że na kilka miesięcy przed poznaniem mnie zdradziła go kobieta, w której był zakochany na zabój. A on – chcąc uciszyć ból i rozpacz – postanowił pocieszyć się kimś innym. Ale nie był w stanie obdarzyć mnie uczuciem. Byłam tylko plasterkiem. I to w dodatku nieskutecznym.

Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić – powiedział zbolałym głosem. – Ale nie potrafiłem cię pokochać – dodał.

A dla mnie wszystko stało się jasne. Nic dziwnego, że unikał seksu z własną żoną. Cały czas myślał o innej kobiecie.

– Nienawidzę cię – powiedziałam, chociaż wiedziałam, że to nieprawda.

Cały czas kochałam Adama i pewnie dlatego to wszystko było takie trudne. Złożyłam papiery o rozwód. Oboje doszliśmy do wniosku, że to jedyne wyjście. A mimo to wiem, że jeszcze długo będę dochodzić do siebie.

Karolina, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama