„Jeszcze nie minął miesiąc miodowy, a mój mąż już miał inną. Powiedział, że ma zbyt dobre geny i nie chce ich marnować”
„– Co to ma znaczyć?! – wykrzyknęłam zszokowana, gdy pewnego dnia po powrocie z pracy nakryłam w naszej sypialni mojego męża z kochanką. Nawet nie mógł temu zaprzeczyć, bo scena rozgrywająca się przed moimi oczami była jednoznaczna”.

Nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Wszyscy moi dotychczasowi faceci okazywali się niewypałem. Jeden chciał żyć na mój koszt, drugi przez cały związek mnie zdradzał, a trzeci okłamywał, że ma firmę, mimo że nie był w stanie utrzymać żadnej pracy. A jakby tego było mało, to jeszcze napatoczył mi się cudzoziemiec, który chciał ożenić się ze mną dla obywatelstwa. Nic więc dziwnego, że gdy poznałam Adama, to w końcu zaczęłam mieć nadzieję, że tym razem wszystko się ułoży. Nic bardziej mylnego – ten związek też okazał się pomyłką.
Postanowiłam zostać singielką
Kolejny raz przejechałam się na relacji z facetem.
– Ja to mam pecha – płakałam w rękach przyjaciółce, której zwierzyłam się z mojej kolejnej porażki miłosnej. Właśnie rozstałam się z Marcinem, który okazał się nałogowym bawidamkiem. – Może ja nie jestem stworzona do bycia w związku? – pytałam żałośnie.
Anka pogłaskała mnie po ramieniu i powiedziała, że to nie moja wina.
– Jeszcze po prostu nie trafiłaś na tego jedynego – próbowała mnie pocieszyć. Ale łatwo jej było tak mówić. Sama była w szczęśliwym związku i właśnie planowała ślub. A ja rozstałam się z kolejnym facetem, który okazał się zwykłą kanalią. Wcześniej miałam nieszczęście być z oszustem, leniem i pasożytem. I jak miałam uwierzyć, że jeszcze wszystko przede mną?
– Chyba zrezygnuję ze związków – chlipnęłam. – Najwidoczniej nie nadaję się do życia we dwoje – dodałam. A potem zakomunikowałam jej, że od dzisiaj oficjalnie zostaję singielką. I byłam przekonana, że w najbliższym czasie nic tego nie zmieni.
I faktycznie przez kolejne miesiące unikałam facetów jak ognia. W końcu skupiłam się na sobie i na swoim życiu. Dużo pracowałam, co miało przełożenie na awans i podwyżkę. Zapisałam się na siłownię, co pozwoliło mi w końcu zgubić kilka kilogramów. No i wreszcie wróciłam do czytania książek, czego w ostatnich latach bardzo mi brakowało.
– Teraz czuję się naprawdę dobrze – zapewniałam przyjaciółkę, która martwiła się o mnie. I dokładnie tak myślałam. Nie zamierzałam też wracać do związków, bo po prostu nie były mi one potrzebne. Ale los bywa przewrotny. Kilka dni po tym postanowieniu poznałam Adama, który sprawił, że znowu się zakochałam.
Los w końcu się do mnie uśmiechnął
Po kilkunastu miesiącach bycia singielką doszłam do wniosku, że to wcale nie jest takie złe.
– I nie tęsknisz za męskim ramieniem? – zapytała mnie Anka, której powiedziałam, że w najbliższym czasie nie planuję zmiany swojego życia.
– Nie – odpowiedziałam od razu. Ale chociaż moja odpowiedź zabrzmiała tak kategorycznie, to w głębi duszy czułam, że nie do końca tak jest. W samotne wieczory przed telewizorem czułam, że dobrze by było, aby obok mnie był jakiś mężczyzna. Chociażby do tego, aby przykręcić szafkę w kuchni.
Ale gdy tylko przypominałam, co spotykało mnie wcześniej, to od razu zmieniał się mój punkt widzenia. I od razu zapewniałam siebie, że dobrze jest, jak jest. „Niepotrzebny mi żaden facet” – mówiłam do siebie. Jednak los jak zwykle potrafi spłatać figla. Kiedy pewnego wieczoru poszłam na siłownię, spotkałam Adama. Okazało się, że podobnie jak ja lubi trening na rowerze spinningowym i korzysta z każdej okazji, aby spędzić trochę czasu na siłowni.
– Dużo pracuję – powiedział, gdy zapytałam go, dlaczego nie spotkałam go wcześniej. – Ale teraz na pewno będę tu częstym gościem – zapewnił mnie z uśmiechem.
I faktycznie tak było. Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się na treningach, które zaczęły przynosić mi jeszcze większą radość. Aż któregoś dnia Adam zapytał, czy dam się zaprosić na kolację.
– Pomyślę – powiedziałam. I chociaż widziałam jego zdziwioną minę, postanowiłam nie mówić mu, że jestem zadeklarowaną singielką.
Koniec końców zgodziłam się na wspólną kolację. A od tej kolacji wszystko potoczyło się już szybko. Nie mogłam oprzeć się czarnym oczom i uroczemu uśmiechowi Adama, który każdego dnia zapewniał mnie, że jestem dla niego niezwykle ważna. A ja nieśmiało pomyślałam, że być może tym razem będzie inaczej. Chciałam wierzyć, że Adam okaże się tym jedynym, który nie tylko mnie nie skrzywdzi, ale także sprawi, że w końcu uwierzę w miłość.
I tak się stało. Mój związek z Adamem rozkwitał każdego dnia i nieuchronnie zmierzał do czegoś więcej. A kiedy zaczęłam myśleć, że Adam jednak nie chce pójść o krok dalej, to on zrobił mi niespodziankę.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał. Właśnie wspinaliśmy się na Kasprowy Wierch, więc nie byłam w stanie złapać tchu.
– Tak – wysapałam, a potem dałam sobie założyć pierścionek zaręczynowy. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Ale kiedy teraz o tym myślę, to jestem przekonana, że także jeden z najgorszych.
Moje małżeństwo okazało się klapą
Szybko zabraliśmy się za przygotowania do ślubu.
– Nie ma na co czekać – powiedziałam przyjaciółce, która jednak doradzała mi ostrożność. – Jestem pewna, że Adam jest miłością mojego życia. Z nim będę szczęśliwa – zapewniałam ją. I tak właśnie myślałam. Nawet nie przyszło mi do głowy, że z tym ślubem trzeba było jednak trochę poczekać.
Sakramentalne „tak” wypowiedzieliśmy w ciepły letni dzień. A stojąc przed księdzem w kościele, już snułam plany na naszą wspólną przyszłość. I tylko nie przewidziałam, że plany mojego męża będą jednak trochę inne. Do dzisiaj żałuję, że jeszcze przed ślubem nie porozmawiałam z Adamem o dzieciach. Bo nagle okazało się, że mamy na ten temat zupełnie inne zdanie.
– Poczekajmy jeszcze trochę – mówiłam do męża dwa tygodnie po ślubie. Adam dzień wcześniej zakomunikował mi, że jak najszybciej chciałby zostać ojcem. Ja tymczasem wolałam z tym poczekać. Chciałam, aby decyzja o potomstwie była przemyślana.
– Oby jak najkrócej – burknął mój mąż. I zabrał się za organizowanie naszej podróży poślubnej. A ja pierwszy raz poczułam, że być może nie nadajemy na tych samych falach.
Na Bali wszystko wróciło do normy. Adam znowu był zakochanym mężczyzną, który robił wszystko, abym czuła się szczęśliwa. A ja szybko zapomniałam o tym, że próbował wymusić na mnie decyzję o dziecku. Nie przewidziałam, że wszystko to obróci się przeciwko mnie. Niespełna dwa tygodnie po powrocie z podróży poślubnej odkryłam, że Adam ma kochankę. I co więcej – wcale się z tym nie krył.
– Co to ma znaczyć?! – wykrzyknęłam zszokowana, gdy pewnego dnia po powrocie z pracy nakryłam w naszej sypialni mojego męża z kochanką. Nawet nie mógł temu zaprzeczyć, bo scena rozgrywająca się przed moimi oczami była jednoznaczna.
– To, co widzisz – odparł Adam. A gdy spojrzałam mu prosto w oczy, to przekonałam się, że nie ma w nich ani krztyny poczucia winy.
– Wytłumaczysz mi to? – zapytałam nieco spokojniej, chociaż miałam ochotę wrzeszczeć na cały głos i wyrywać włosy z głowy.
Adam spojrzał na mnie z wyższością, a potem poprosił kochankę, aby opuściła nasze mieszkanie. A dziewczyna posłusznie zebrała swoje rzeczy z podłogi i udała się w stronę wyjścia.
– A czego się spodziewałaś? – zapytał mój mąż butnie, gdy tylko jego kochanka wyszła. – Przecież nie chcesz mieć dzieci. A ja nie mogę pozwolić na to, aby moje geny przepadły – powiedział. A ja poprosiłam, aby powtórzył, bo nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. – Mam zbyt dobre geny, aby miały się one zmarnować. Dlatego postanowiłem zadbać o to, aby na świecie jak najszybciej pojawił się mój potomek –usłyszałam.
– Przecież mówiłam tylko, aby jeszcze trochę poczekać – powiedziałam bezradnie. Już sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
– Ale ja nie chciałem czekać – odpowiedział mój mąż. A potem wyszedł z sypialni i jak gdyby nigdy nic poszedł robić sobie kolację.
Długo nie mogłam się po tym pozbierać. Początkowo myślałam, że być może to była moja wina. „Gdybym tylko zadeklarowała chęć posiadania dzieci” – myślałam z wyrzutem. Ale potem Anka postawiła mnie do pionu.
– To był tylko pretekst do zdrady – próbowała przemówić mi do rozsądku.
I w końcu przyjęłam to do wiadomości. Mój mąż okazał się kolejnym facetem, który złamał mi serce i sprawił, że moja wiara w miłość kolejny raz została zachwiana. Teraz już nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze uwierzę, że mam prawo do szczęścia. Mimo wszystko staram się mieć nadzieję.
Maria, 30 lat
Czytaj także:
- „Na grillu w majówkę żona z wściekłości skwierczała bardziej niż kiełbasa. Cóż, nie umiem trzymać łap przy sobie”
- „Marzę o rozwodzie, ale wypłata męża trzyma mnie na miejscu. On udaje, że mnie kocha, a ja, że w to wierzę”
- „W noc poślubną oznajmiła mi, że chce żyć w czystości. Czystą mogę mieć podłogę w salonie, a nie żonę w sypialni”

