„W noc poślubną oznajmiła mi, że chce żyć w czystości. Czystą mogę mieć podłogę w salonie, a nie żonę w sypialni”
„Paulina postawiła sprawę jasno: chcę zaczekać do ślubu. Było to dla mnie nowe. Intrygujące. Początkowo wydawało mi się wręcz romantyczne. Męskie ego mówiło: czekaj, bo warto. Serce mówiło: ona jest wyjątkowa”.

- listy do redakcji
Mam na imię Michał. I choć moje życie można by uznać za zwyczajne – trzydziestka na karku, praca w agencji reklamowej, mieszkanie w bloku z wielkiej płyty – to moment, w którym poznałem Paulinę, wszystko wywrócił do góry nogami.
Była zupełnie inna niż wszystkie kobiety, które wcześniej znałem. Skromna, wyciszona, z wiecznym delikatnym uśmiechem. Jej oczy miały w sobie coś... jakby głębię, jakby cały świat ukryty za spojrzeniem. Poznałem ją na ślubie wspólnej znajomej. Wyglądała, jakby to nie był jej świat. I może właśnie dlatego do niej podszedłem.
– Wiesz, że cię kocham, Paulinko – powiedziałem to pierwszy raz podczas spaceru w Łazienkach, miesiąc po tym, jak zaczęliśmy się spotykać.
– Wiem, Michał. I właśnie dlatego jeszcze trochę poczekajmy – odpowiedziała spokojnie, niemal szeptem.
Przez dwa lata byliśmy razem. To były lata rozmów przy herbacie z miodem, długich spacerów po deszczu i czułości. Ale bez zbliżeń. Paulina postawiła sprawę jasno: „Chcę zaczekać do ślubu”. Było to dla mnie nowe. Intrygujące. Początkowo wydawało mi się wręcz romantyczne. Męskie ego mówiło: „czekaj, bo warto”. Serce mówiło: „ona jest wyjątkowa”.
Zaręczyny były skromne, ale szczere. Sam układałem bukiet z frezji, które tak lubiła. Gdy powiedziała „tak”, miałem wrażenie, że świat staje się cichszy. Że zaczyna się coś prawdziwego.
Ślub... był piękny. Paulina wyglądała jak anioł. Delikatna koronka na ramionach, delikatny wianek z białych róż. A ja? Czułem, że to będzie początek czegoś wielkiego. Czekałem na noc poślubną jak dzieciak czekający na gwiazdkę.
Nie wiedziałem wtedy, że ta noc stanie się początkiem mojego największego dylematu.
Noc poślubna
Po weselu wróciliśmy do wynajętego pokoju w małym pensjonacie na skraju lasu. Czekało tam na nas wino, płatki róż i łóżko z baldachimem, które miało być naszym nowym początkiem. Wszedłem pierwszy, zdjąłem marynarkę, poprawiłem mankiety koszuli i usiadłem na brzegu łóżka, próbując się uspokoić. Czułem w sobie napięcie, ale i radość, ekscytację, a nawet odrobinę strachu. To miała być nasza noc. Nasza, wreszcie. Czekałem dwa lata. I teraz mogłem ją mieć – całą, blisko, intymnie, naprawdę.
Paulina weszła chwilę po mnie, w białym szlafroku, z rozpuszczonymi włosami i tym swoim spokojem w oczach. Uśmiechnęła się lekko, jakby chciała mnie uspokoić, jakby wiedziała, co we mnie się kotłuje. Podeszła do mnie i usiadła obok. Delikatnie położyła dłoń na moim kolanie.
– Michał – powiedziała cicho – muszę ci coś powiedzieć.
Zamarłem, spojrzałem na nią pytająco. Było w jej głosie coś poważnego. Otworzyła usta, zawahała się i w końcu wypowiedziała zdanie, które na moment zatrzymało mój oddech.
– Chcę żyć w czystości. Do końca.
Najpierw się zaśmiałem. Cicho, z ulgą, jakby właśnie opowiedziała mi dziwny żart. Ale ona nie śmiała się razem ze mną. Patrzyła mi prosto w oczy, spokojna, ale nieugięta.
– Jak to... do końca? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Tak wybrałam. Są dla mnie ważniejsze rzeczy niż ciało – odparła łagodnie.
Czułem, jak wewnątrz mnie coś się napina. Próbowałem zrozumieć, pojąć logikę, znaleźć sens w jej słowach. Przecież się pobraliśmy. Jesteśmy mężem i żoną.
– Ale ja jestem twoim mężem – powiedziałem, głosem drżącym od emocji.
Paulina skinęła głową. Pogładziła mnie po policzku.
– I właśnie dlatego wierzę, że zrozumiesz. Miłość nie musi być fizyczna, Michał. Nasze dusze są już razem. Czy to nie wystarczy?
Nie odpowiedziałem od razu. Wstałem, podszedłem do okna, w którym odbijały się lampki z girlandy. Czułem się, jakby ktoś mi odsunął ziemię spod stóp. Przez lata uczyłem się kochać ją tak, jak chciała. Czekałem. Byłem cierpliwy. I teraz... miałem czekać dalej? Do końca? Nie czekać wcale?
Nie krzyknąłem. Nie zrobiłem awantury. Ale coś we mnie zaczęło wtedy pękać. Coś cichego, co długo nie dawało o sobie znać.
Próby zrozumienia
Pierwsze dni po ślubie były dziwne. Zachowywaliśmy się jak każde młode małżeństwo – wspólne śniadania, spacery, wieczory z książką. Z tą różnicą, że kiedy zbliżał się wieczór, między nami rosła ściana. Spałem obok niej, słyszałem, jak spokojnie oddycha, czułem jej zapach, ale nie mogłem jej dotknąć jak mąż. Wmawiałem sobie, że to minie, że zmieni zdanie, że może to tylko emocje po ślubie.
Zacząłem o tym rozmawiać z Mateuszem, moim przyjacielem. W końcu wyrzuciłem z siebie wszystko.
– Michał, tak się nie da żyć – powiedział. – Małżeństwo bez bliskości? Przecież to nie przyjaźń, to związek.
Wróciłem do domu z zamętem w głowie. Próbowałem rozmawiać z Pauliną. Delikatnie, nie chcąc jej zranić.
– Wierzę, że nasza miłość może przetrwać bez tego – mówiła spokojnie.
– A ja wierzę, że miłość to też ciało, Paulina – odpowiedziałem, próbując nie dać się emocjom.
Ale ona tylko się uśmiechała. Nie z szyderstwem. Z czułością. Jakby wiedziała coś, czego ja nie rozumiem.
Ostatnia próba
Minęło kilka miesięcy. Nasze małżeństwo było ciche. Wieczory spędzaliśmy obok siebie, ale osobno. Nie szukałem jej już w nocy, nie przytulałem, nie całowałem bez powodu. Coraz częściej czułem, że jesteśmy współlokatorami, a nie mężem i żoną. Unikaliśmy rozmów o tym, co dla mnie stało się najtrudniejsze.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy na kanapie. Paulina coś czytała, ja patrzyłem w wyłączony telewizor. W końcu nie wytrzymałem.
– Nie chcę cię zmuszać, Paulina. Ale czuję się, jakbym był... tylko twoim przyjacielem w garniturze – powiedziałem cicho, prawie szeptem.
Podniosła wzrok. W jej oczach nie było zaskoczenia. Jakby spodziewała się tych słów.
– To twoje słowa, Michał. Ja cię kocham – odparła z łagodnością.
Zamilkłem. Nie chciałem jej ranić. Ale w środku coś we mnie wrzeszczało. Kochałem ją, a jednocześnie czułem się samotny jak nigdy wcześniej. Wiedziałem, że jeśli nic się nie zmieni, przestanę być sobą. A może już przestałem.
Wyprowadzka
Obudziłem się o świcie. Paulina jeszcze spała. Leżała spokojnie, z ręką pod głową, jakby nic się nie stało, jakby nasze małżeństwo nie było puste. Patrzyłem na nią przez chwilę, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czułem się z nią szczęśliwy. Nic nie przychodziło mi do głowy. Cisza wypełniała wszystko.
Wstałem. W ciszy spakowałem kilka ubrań, kosmetyki, ładowarkę. Zostawiłem garnitur w szafie. Znalazłem kartkę i długopis. Napisałem kilka zdań, nie potrafiłem więcej.
„Miłość może być różna, ale ja nie chcę być tylko przyjacielem w garniturze”.
Położyłem kartkę na stole w kuchni. Wyszedłem, zamknąłem drzwi za sobą. W windzie poczułem, jak coś ściska mi gardło. Nie płakałem. Jeszcze nie.
Spotkałem się z Mateuszem tego samego dnia. Siedzieliśmy na ławce w parku, jak za czasów studiów.
– Czuję się jak zdrajca – powiedziałem w końcu.
– Michał, nie jesteś zdrajcą. Po prostu przestałeś grać w coś, co cię niszczyło – odpowiedział spokojnie.
Nie wiedziałem, co dalej. Miałem tylko torbę, trochę gotówki i pustkę w środku.
– Może jestem słaby. Może nie zasługuję na taką miłość – pomyślałem. – Ale ja... ja chciałem dotyku. Chciałem nas.
Od tamtej wyprowadzki minęło trochę czasu. Nie pytaj, ile dokładnie – dni zaczęły mi się zlewać. Wciąż się uczę oddychać bez niej, chociaż czasem łapię się na tym, że chcę do niej napisać. Zapytać, czy wypiła już herbatę, czy znowu zapomniała szalika, gdy zrobiło się chłodniej. Ale nie piszę. I nie dzwonię. Bo wiem, że nie jesteśmy już razem. Nie tak, jak myślałem, że będziemy.
Dużo myślę o miłości. O tym, czym naprawdę jest. I czego się o niej dowiedziałem. Miłość to nie tylko czułość i rozmowy przy świecach. To też tęsknota za skórą drugiego człowieka, za jego zapachem, za dotykiem, który mówi więcej niż słowa. Zrozumiałem, że nie można budować małżeństwa na nadziei, że ktoś się kiedyś zmieni. Ani na swojej własnej sile, by wszystko znosić. Bo w końcu człowiek pęka. Nawet jeśli bardzo kocha.
Nie potępiam Pauliny. Nie czuję nienawiści. Wierzę, że postępowała zgodnie ze sobą. Ale ja też muszę być wierny sobie. A ja… ja potrzebuję bliskości. Potrzebuję spojrzenia, które mówi: chcę cię. Potrzebuję ciała obok, które oddycha razem ze mną.
Nie wiem, czy się jeszcze kiedyś zakocham. Ale jedno wiem na pewno: nie chcę już być tylko przyjacielem w garniturze. Chcę być czyimś wszystkim – tak, jak ja byłem dla niej.
Michał, 31 lat
Czytaj także:
- „Za namową dzieci sprzedałam dom, zostałam bogatą emerytką i przeniosłam się do miasta. Już nie żałuję”
- „Przez przystojnego rolnika zrezygnowałam ze studiów w Warszawie. Nie sądziłam, że na wsi będę taka szczęśliwa”
- „Żal mi było samotnej sąsiadki, bo nikt jej nie odwiedzał. Opowiedziała mi, dlaczego jest sama jak palec”