„Bez męża jestem kompletnie nikim. Uświadomiłam to sobie, gdy po 25 latach zostawił mnie dla młodszej”
„Może gdybym mocniej się starała i bardziej o siebie dbała, nie rzuciłby mnie. Długie godziny spędzałam na przeglądaniu albumów ze zdjęciami. Od razu rzuciło mi się w oczy to, że na wszystkich wspólnych fotografiach jestem w cieniu Andrzeja. Na pierwszym planie znajdował się on. Tak też było w codziennym życiu”.

Wychodząc za mąż za Andrzeja, ufałam mu bezgranicznie. Wiele poświęciłam dla niego i dla rodziny. Gdy on robił karierę, ja zajmowałam się domem i dziećmi. Zrezygnowałam ze swoich zawodowych planów i zdałam się na męża. Był to błąd, przed którego popełnieniem chciałabym przestrzec kobiety. Nie warto się poświęcać, stawiając swoje potrzeby na końcu kolejki.
Byliśmy zgodnym małżeństwem
25 lat małżeństwa to kawał czasu. To całe ćwierćwiecze, które zleciało dosłownie w mgnieniu oka. Było pełne zarówno wspaniałych chwil, jak i kryzysów, mniejszych lub większych, ale ze wszystkich trudnych sytuacji wychodziliśmy obronną ręką.
Żywiłam głębokie przekonanie, że wszystko, co się przytrafia, scala nasz związek. Byliśmy zresztą postrzegani przez rodzinę i znajomych jako zgodna i szczęśliwa para. Przyznam szczerze, że tak właśnie myślałam o sobie i o Andrzeju. Wiadomo, że los przynosi różne zawirowania, ale koniec końców nie przecież tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tymczasem okazało się, że mąż miał zupełnie odmienne zdanie na ten temat. Wcale nie zamierzał wywiązać się z przysięgi, którą złożył przed ołtarzem. Nie sądziłam, że mi się to przytrafi, ale niezbadane są wyroki boskie.
– Odchodzę. Nie potrafię już dłużej żyć w kłamstwie – nigdy nie zapomnę dnia, w którym te słowa padły z ust Andrzeja.
– Co takiego? – byłam zdezorientowana i nie kryłam zaskoczenia.
– Zakochałem się, odchodzę.
Nic więcej nie powiedział. Zero wyjaśnień. Po prostu spakował walizki i się wyprowadził, zostawiając mnie samą w czterech ścianach. Poszedł do kobiety starszej zaledwie o 2 lata od naszej córki. Byłam w ciężkim szoku. Pierwszych dni bez niego praktycznie nie pamiętam, jakby mój umysł zasnuła mgła. Czułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. Potem wcale nie było lepiej.
– Mamo, to nie twoja wina. To tata postąpił okropnie – nieustannie powtarzały mi dzieci.
Niestety, nie mogłam nic poradzić na to, że siebie obwiniałam za to, co się stało. Może gdybym mocniej się starała i bardziej o siebie dbała, nie rzuciłby mnie. Długie godziny spędzałam na przeglądaniu albumów ze zdjęciami. Od razu rzuciło mi się w oczy to, że na wszystkich wspólnych fotografiach jestem w cieniu Andrzeja. Na pierwszym planie znajdował się on. Tak też było w codziennym życiu.
Wszyscy mówili o mnie „żona Andrzeja” – jakbym nie miała swojego imienia i była pozbawiona tożsamości. Znajomi czy krewni nie mieli w zwyczaju pytać, co u mnie słychać. Byli natomiast ciekawi, jak się powodzi Andrzejowi i jak mu idzie biznes. Ja znajdowałam się na drugim planie. Byłam cieniem nie tylko męża, ale przede wszystkim samej siebie. Zrozumiałam, że bez niego nic nie znaczę i że to on nadawał ton naszemu małżeństwu. Bez niego byłam nikim, szarą myszką bez pasji i zasobnego portfela. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy mam własne zdanie na różne tematy i czy w ogóle umiem myśleć samodzielnie. To Andrzej trzymał ster. Po jego odejściu byłam jak roztrzaskany statek dryfujący bez żadnego celu po wzburzonym oceanie.
Byłam załamana
– Mamo, przestań się wreszcie zadręczać – prosiła córka.
Od rozstania z Andrzejem przypieczętowanego orzeczeniem przez sąd rozwodu minęło pół roku, a ja wciąż tkwiłam w martwym punkcie.
– Dam sobie radę – raczej nie Anię chciałam oszukać, a siebie.
– Słuchaj, może warto by było wybrać się do psychiatry albo terapeuty? – zaproponowała córka, a ja popatrzyłam na nią zdumiona.
– Jak to do psychiatry? Po co?
– Martwimy się z Tomkiem o ciebie i uważamy, że możesz mieć depresję.
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Nie przypuszczałam, że jest ze mną aż tak źle. Myśl o błąkaniu się po lekarzach napawała mnie przerażeniem. Postanowiłam się ogarnąć, ale nie bardzo wiedziałam, od czego zacząć. Poszłam zatem do zaprzyjaźnionej fryzjerki i poprosiłam, żeby zrobiła coś z moimi włosami.
– Co konkretnie byś chciała?
– Obojętnie - wzruszyłam ramionami. – Byle było inaczej niż teraz.
– Jasne, jak sobie życzysz.
Dla kogoś może to tylko zmiana fryzury, ale dla mnie był to ważny krok. Z każdym kolejnym było coraz lepiej. Powoli stawałam na nogi. Początkowo nie dostrzegałam efektów zmian, ale wreszcie nadszedł dzień, że stanęłam przed lustrem i ujrzałam w nim odmienioną kobietę.
W przeciągu dwóch lat od rozwodu moje życie przeszło niewyobrażalną metamorfozę. Po raz pierwszy, odkąd pamiętam, odważyłam się być sobą. Znalazłam nową pracę, założyłam literackiego bloga, pojechałam do Toskanii i Paryża, a do tego zapisałam się na kurs malarstwa. Zajęłam się tym, czego od dawna pragnęłam, a co wiecznie spychałam na dalszy plan, byle tylko być wzorową żoną. Nabrałam wiatru w żagle i czułam się bosko.
Mąż błagał o drugą szansę
Pewnego sobotniego wieczoru, który spędzałam na ulubionej kanapie, pisząc opowiadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, ale oczywiście poszłam otworzyć. W progu stała Andrzej. Koleżanki mówiły, że to prędzej czy później nastąpi.
– Ich związki z młódkami takie są, jemu też się znudzi, zobaczysz.
No cóż, sceptycznie do takich stwierdzeń podchodziłam, ale jednak dziewczyny miały rację.
– Co tu robisz? – zapytałam spokojnie.
– Chcę porozmawiać. Mogę wejść?
– Nie. Jeśli masz coś do powiedzenia, to w słuch się zamieniam.
Usłyszałam ckliwą historię o największym błędzie, jaki popełnił i którego bardzo żałuje. Błagał, abym mu wybaczyła i dała szansę.
– Przysięgam, że się zmieniłem, dostałem nauczkę.
Młoda kochanka puściła go z torbami. Trochę mi się go szkoda zrobiło. Skłamałabym, gdybym nie przyznała, iż moje serce nie zabiło nieco szybciej, ale rozsądek wziął górę nad emocjami.
– Przykro mi, ale tutaj nie masz już na co liczyć – odparłam. – Nie chcę być z tobą, ten rozdział jest już zamknięty.
Nie takiej reakcji się spodziewał. Później zadzwonił jeszcze do mnie kilka razy, lecz pozostałam nieugięta. Uważam, że warto pamiętać o przeszłości, ale nie wolno nią żyć. Zazwyczaj powinna zostać tam, gdzie jej miejsce, czyli za zamkniętymi drzwiami.
Dorota, 53 lata
Czytaj także:
- „Wnuk przestał się do mnie odzywać, bo nie dałam mu 30 tysięcy na samochód. Powiedział, że jestem stara i skąpa”
- „Zakochałam się w facecie, który ma bagaż. Z miłości do niego stanę się kobietą, która rozbije małżeństwo”
- „Żona nagle zrobiła się rozrzutna. Myślałem, że po cichu wzięła pożyczkę, ale miała całkiem inną tajemnicę”

