„Zazdrościłam siostrze, że jeździ po świecie. Jedna wizyta za oceanem sprawiła, że z pokorą wróciłam do garów”

kobieta w samolocie fot. Colton Stiffler
„Patrzyłam z zazdrością na Patrycję, która wciąż poznawała nowych ludzi i odwiedzała ciekawe miejsca. Teraz mogłam być z nią tam, gdzie tyle się działo. Ale tęskniłam do poranków, kiedy plotkowałam z sąsiadką w kuchni. To było prawdziwe życie!”
/ 09.05.2024 19:30
kobieta w samolocie fot. Colton Stiffler

Od najmłodszych lat towarzyszyło mi uczucie zazdrości. Zazdrosna byłam o cudze wdzięki, zasobny portfel czy osiągnięte sukcesy… Ale przede wszystkim chyba o dalekie podróże. Wciąż zadawałam sobie pytanie: „Co fascynującego może się wydarzyć w tej naszej mieścinie?”. Cóż, zdaje się, że wyprawy po świecie nie były mi przeznaczone.

Przez całe życie jej zazdrościłam

Przez całe życie brakowało mi pieniędzy i zapału na takie wyjazdy. Kiedy wreszcie nadchodziły upragnione dni urlopu, to większość czasu spędzałam na działce, zamiast ruszać w siną dal, szukając przygód w obcych stronach i zostawiając tam swoje ostatnie oszczędności.

Tak właśnie myślałam, chociaż nawet wśród najbliższych zdarzały się wyjątki udowadniające, że ludzie blisko spokrewnieni mają zupełnie odmienne pragnienia. Takim wyjątkiem od reguły była dla mnie moja starsza siostra.

Patrycja wciąż była singielką, pracowała jako fotografka i robiła zdjęcia do gazety. Co chwila gdzieś ją wysyłali, wyjeżdżała w jakieś odległe rejony. Rzadko się ze sobą kontaktowałyśmy – czasem przysłała tylko jakąś pocztówkę – ale i tak zawsze mi imponowała swoim życiem.

Nie żebym chciała zamienić się z nią miejscami, ale kiedy miałam dość tej swojej codziennej harówki, to moje myśli wędrowały do siostry i jej sposobu życia. „Patrycja nie musi słuchać zrzędzenia męża – wzdychałam, gdy mój mąż znowu narzekał. – Pewnie teraz wyleguje się na jakiejś plaży”.

Wiedziałam oczywiście, że codzienność mojej siostry nie jest pozbawiona trosk i problemów. Wielokrotnie narzekała na samotność i ciągłe mieszkanie w pokojach hotelowych. Mimo to od czasu do czasu z przyjemnością wyobrażałam sobie siebie, siedzącą w przytulnej restauracji, gdzieś w odległym zakątku globu. Skrycie snułam takie fantazje, nie dzieląc się nimi i nie mając pojęcia, że przeznaczenie szykuje dla mnie nieoczekiwany zwrot akcji.

Tego dnia niespodziewanie zadzwoniła do mnie Patrycja. Była podekscytowana i wyjątkowo przejęta.

– Słuchaj, przejdę od razu do sedna sprawy – zaczęła pośpiesznie. – Chcę ci coś zaproponować, ale najpierw to przemyśl na spokojnie. Szukamy w firmie kogoś na stanowisko asystentki na innym kontynencie, to dorywcze zlecenie na krótki czas. Zależy nam na kimś takim jak ty: doświadczonym, a nie jakiejś świeżynce po studiach. Wiadomo, że musisz to obgadać z Darkiem, ale uważam, że popełniłabyś błąd, nie łapiąc tej okazji. No bo wiesz, to przecież Ameryka! Daj mi znać do środy, co postanowiłaś.
Lecę do Ameryki!

Byłam totalnie zaskoczona i kompletnie zagubiona. Część mnie nie wyobrażała sobie zostawienia Darka samego z naszymi dziećmi. Choć trzeba przyznać, że to już nie są małe dzieci, ale mój mąż raczej nie należy do panów, którzy sami sobie poradzą z praniem czy prasowaniem…

Z drugiej jednak strony ta oferta mnie oczarowała. Odkąd na świat przyszła Ewa, byłam non stop w domu, a przecież mam wyższe wykształcenie i kiedyś marzyłam o pracy i robieniu kariery! Z niepokojem wyczekiwałam powrotu Darka, żeby mu wszystko opowiedzieć.

Odpowiedź mojego męża kompletnie mnie zaskoczyła:

– W ogóle nie masz się nad czym zastanawiać! – podniósł głos, patrząc mi prosto w oczy. – Jeśli nie zaczniesz teraz korzystać z życia, to kiedy? A o nas się nie martw, damy sobie radę przez te parę tygodni!

– Jesteś pewien? – zmrużyłam oczy, przyglądając mu się uważnie.

Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl, że może on spotyka się z kimś innym, ale szybko ją odrzuciłam. Poza tym miałam znacznie ważniejsze sprawy na głowie. Musiałam czym prędzej skontaktować się z Patrycją i poinformować ją, że wyruszam z nią za ocean.

Kolejne tygodnie spędziłam na przygotowaniach do podróży. Musiałam załatwić wiele formalności, dopilnować rozmaitych spraw – krótko mówiąc, każda minuta dnia była zapełniona po brzegi. Ale nie powiem, żebym nie czerpała z tego przyjemności! Nawet moje dzieci zauważyły we mnie zmianę: nową fryzurę i staranny makijaż!

– Tylko nie zamieszkaj tam na stałe, w tej Ameryce – rzucił pewnego dnia mój syn.

– Daj spokój, jadę tylko do pracy. Znasz przecież ciocię Patrycję, nie da mi chwili wytchnienia – odpowiedziałam, żeby go uspokoić, ale gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl: „Zamieszkać na zawsze to nie, ale przedłużyć sobie ten urlop od zwykłego życia…”.

Wymarzony urlop okazał się harówką

Kiedy nadeszła pora wylotu, wszyscy moi bliscy wzięli sobie wolne, by odwieźć mnie na lotnisko. Nie zabrakło wzruszeń i obietnic, że pozostaniemy w kontakcie, pisząc do siebie regularnie. I tak właśnie wyruszyłam w drogę.

Na miejscu wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam. Nasze zakwaterowanie w ogóle nie wyglądało jak te luksusowe budynki z hollywoodzkich produkcji. W rzeczywistości było to przerobione mieszkanie w starej kamienicy, w dodatku usytuowane w nienajlepszej okolicy miasta. Gdybym chciała dojechać do śródmieścia, musiałabym jechać metrem ponad godzinę. Nawet nie próbowałam, bo zwyczajnie nie było na to czasu!

Nasz szef nieustannie nas popędzał i pilnował, żebyśmy trzymały się harmonogramu, kiedy razem z Patrycją pracowałyśmy nad projektem. Liczył nam dosłownie każdą bułkę, którą zjadałyśmy w pracy! Normalnie szok!

Przez te lata, kiedy siedziałam w domu, przyzwyczaiłam się do własnego rytmu dnia: pobudka z samego rana, przygotowanie śniadania dla dzieci, a później organizowałam sobie czas wolny. W nowej pracy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Non stop ktoś wydawał mi polecenia. Dość szybko dotarło do mnie, że asystentka to tak naprawdę… dziewczyna od wszystkiego!

Dostawałam najgorsze zadania – godzinami stałam w ogromnych kolejkach, przepychałam się wśród tłumu innych asystentek, żeby cokolwiek załatwić… Jeszcze przed południem padałam z nóg, a przecież czekała mnie jeszcze cała masa obowiązków do wieczora.

Mnóstwo ludzi wykonywało swoje obowiązki w podobny sposób, ale w przeciwieństwie do mnie, oni wręcz tryskali entuzjazmem! Gdy zapadał zmrok i marzyłam tylko o tym, by zaszyć się w łóżku, koleżanki z pracy szykowały się do podboju okolicznych pubów i dyskotek. One wszystkie miały mężów lub narzeczonych! Tłumaczyły mi, że takie eskapady to ich sposób na odreagowanie tygodni spędzonych z dala od bliskich, poczucia winy i ciągłego napięcia. Mimo to sprawiały wrażenie bardzo zadowolonych z życia.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Niejednokrotnie docierały do mnie urywki rozmów telefonicznych moich współlokatorek z bliskimi – okazywało się, że wcale nie zarobki były dla nich najważniejsze, a sam fakt przebywania w Nowym Jorku. To, co mnie przytłaczało, im dawało mnóstwo radości. Powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę, że po prostu przywykłam do bardziej leniwego tempa dnia. Dostrzegałam też minusy w tym, co inni uważali za cudowne.

Nocą Nowy Jork mienił się kalejdoskopem barw, prezentując się efektownie na widokówkach, ale za dnia bez przerwy docierały do nas ostrzeżenia o wielu rejonach miasta, których lepiej unikać dla własnego bezpieczeństwa. Spory kłopot sprawiało także zwykłe pójście na zakupy w czasie największego ruchu, bo wszędzie roiło się od ludzi. Było tłocznie, głośno i za szybko!

Powoli zaczęłam rozumieć, że zazdroszczenie innym to głupota. Przez lata patrzyłam z zazdrością na Patrycję, która bez przerwy poznawała nowych ludzi i odwiedzała ciekawe miejsca. Teraz mogłam być z nią tam, gdzie tyle się działo. Ale najchętniej wróciłabym do tych poranków, kiedy siadywałam z sąsiadką w kuchni, popijając kawę i plotkując przy stole przykrytym ceratą. To dopiero było prawdziwe życie!

Najbardziej denerwowało mnie to, że na nic nie mogłam znaleźć czasu. Z trudem siadałam wieczorami do laptopa, by napisać parę zdań do bliskich. Robiłam to tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę, jak bardzo czekają na jakąkolwiek informację ode mnie. Ale te wiadomości, które od nich dostawałam, też nie były takie, jakich się spodziewałam.

Gdzieś w głębi duszy liczyłam na to, że Darek napisze, że beze mnie w domu jest inaczej niż zwykle i nie mogą się doczekać, aż wrócę. Tymczasem on wcale nie narzekał!

Odliczam dni do powrotu do domu

Moja siostra zdawała się być zupełnie nieświadoma, że to wszystko jest dla mnie potwornie męczące i zupełnie nie w moim stylu. Któregoś dnia zaskoczyła mnie nawet takim tekstem:

– Wiesz co, chyba cię nie doceniałam, siostro! Do tej pory myślałam, że jesteś zwykłą kurą domową, którą nie obchodzi ni oprócz tego, po ile jest chleb w sklepie osiedlowym. Ale chyba byłam w błędzie! Co ty na to, żebyśmy razem pokombinowały przy następnym projekcie, jak ten uda się skończyć? Następna może być Japonia.

Japonia? Raczej podziękuję! Tylko się uśmiechnęłam, ale w duchu już postanowiłam – koniec z wyjazdami w siną dal! Ewentualnie mogę się wybrać na urlop z rodziną, najlepiej nad Bałtyk… Ale to by było na tyle!

Leżałam w łóżku hotelowym. Za oknem migotały światła miasta, które podobno nigdy nie idzie spać. Mówi się, że to najciekawsze miejsce na świecie. Tylko co z tego? Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Jedyne, o czym marzyłam, to znaleźć się obok męża w naszym gniazdku.

Właśnie tutaj, w samym sercu Nowego Jorku zrozumiałam, ile jest prawdy w tych wszystkich oklepanych powiedzonkach… No bo jak to mówią: „Cudze chwalicie, swego nie znacie…” albo” „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.

Skreśliłam następną datę w terminarzu. Zaledwie tydzień dzieli mnie od powrotu do rodziny! I już nigdy więcej nie będę chciała ich opuszczać. Zobaczyłam na własne oczy, jak wygląda ta cała „wielka przygoda”. Zdecydowanie to do mnie nie pasuje!

Ewelina, 32 lata

Czytaj także:
„Skłamałam szefowi, że moja szwagierka to zołza, aby jej nie zatrudnił. Teraz czuję się podle, bo Gośka klepie biedę”
„Skończyłam czterdziestkę i jestem sama. Jak mam znaleźć chłopa, skoro zamiast księcia z bajki, spotykam paroba na ośle”
„Ślub i dzieci nie są dla mnie. Jak tylko kobieta zaczyna o tym wspominać, to mówię, że musimy się rozstać”

Redakcja poleca

REKLAMA