Nigdy nie przypuszczałam, że uczucie do mojej drugiej połówki przyjdzie tak niepostrzeżenie. Sądziłam, że gdy w końcu trafię na wymarzonego faceta, w mojej głowie zapanuje istny chaos, a serce osiągnie niebotyczne obroty. Miałam pewność, że od pierwszej chwili będę przekonana, iż to mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę swoich dni. Czekałam dokładnie 34 lata, 2 miesiące i 28 dni, by w końcu zdać sobie sprawę, że tak naprawdę ten wyjątkowy ktoś od dawna był blisko mnie. A teraz zmierza wprost do ołtarza.
Poznałam Michała na obozie żeglarskim
To było kilkanaście lat temu. Próbowałam opanować sztukę wiązania różnych supłów, szczególnie mocno koncentrując się na węźle ratowniczym. W pewnym momencie tak się zaplątałam w linę, że wyglądałam jak dobrze obwiązana pieczeń i za nic nie potrafiłam się sama uwolnić. Z opresji wybawił mnie nie kto inny, jak Michał. Miał ciemne włosy, nie był zbyt wysoki, ale dobrze zbudowany, a na twarzy gościł mu zaraźliwy uśmiech. W Stanach powiedzieliby o kimś takim „chłopak z sąsiedztwa” – może nie tyle przystojny, co po prostu piekielnie sympatyczny i łatwo nawiązujący kontakty z ludźmi. Taki właśnie był Michał.
Minęły zaledwie dwa tygodnie od rozpoczęcia naszego obozu, a ja już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Stał się moją drugą połową, dopełnieniem mojej osobowości. Na szczęście oboje pochodziliśmy z jednego miasta, więc nic nie mogło stanąć na drodze naszej przyjaźni. W tym wieku, mając naście lat, głowa jest pełna pytań dotyczących chłopców, a odpowiedzi na nie próbuje się znaleźć w czasopismach dla nastolatek.
Szukanie ich tam nie było konieczne, bo w tych kwestiach Michał był dla mnie prawdziwym guru. Udzielał mi cennych wskazówek odnośnie stroju na pierwsze spotkanie z nowo poznanym chłopakiem i doradzał, czy w ogóle warto się na nie wybierać. Bezlitośnie wytykał słabości moich sympatii, ale równocześnie uczciwie doceniał ich mocne strony. Kiedy któryś ze związków nie spełniał pokładanych w nim nadziei, mogłam bez skrępowania wypłakać się Michałowi w rękaw. Nie odczuwałam przymusu, by w ekspresowym tempie znaleźć nowego partnera tylko po to, żeby podbudować własne ego i uleczyć zranione uczucia. Przecież zawsze mogłam liczyć na Michała, który z przyjemnością towarzyszył mi w kinie albo na imprezie. Ja z kolei byłam oparciem dla niego.
Mogliśmy na sobie polegać
Kiedy stawaliśmy się coraz starsi i wdawaliśmy w poważniejsze relacje, to i nasza przyjaźń ulegała zmianom. Przeczuwając zazdrość naszych drugich połówek, zdarzało się nam nie spotykać przez wiele dni. Mimo to nigdy nie zapominaliśmy o pisaniu do siebie wiadomości i maili, dzięki czemu wiedzieliśmy, co słychać u drugiej strony. Ten stan rzeczy trwał przez dłuższy czas, dopóki Michał nie przeprowadził się do Szwecji.
– W Skandynawii błyskawicznie ukończę specjalizację, co nie udałoby mi się w naszym kraju! A do tego ich gabinety dentystyczne są świetnie wyposażone! – nie krył podekscytowania po otrzymaniu stażu, zaraz po obronie dyplomu stomatologa.
– Będę cię odwiedzać w tej ponurej Szwecji – odparłam, dając mu w prezencie lampę antydepresyjną, aby nigdy nie narzekał na niedobór promieni słonecznych.
Niestety, ta lampa na niewiele się zdała Michałowi, bo niedługo potem do tej kliniki na praktyki przyjechała pewna Paulina z Krakowa. I to właśnie ona zawróciła mu w głowie. Minął tylko miesiąc, a oni już razem zamieszkali. Pierwszy raz zdarzyło się, że nie znałam osobiście dziewczyny mojego kumpla i czułam się z tym jakoś nieswojo. Chyba dlatego, że nie miałam jak wyrobić sobie o niej własnej opinii, a z wiadomości od Michała wyłaniała się irytująca wizja idealnej kobiety.
„On jest w niej po uszy zakochany” – przemknęło mi przez myśl i poczułam lekkie ukłucie zazdrości, bo sama akurat byłam singielką.
Podczas pierwszego spotkania z Pauliną towarzyszył mi spory stres. W głębi duszy byłam jednak przekonana, że na pewno okaże się ciepłą i przyjazną osobą, bo przecież Michał za nią szaleje. Nie zakochałby się w kimś zupełnie innym...
Okazało się jednak, że mocno się na niej zawiodłam. Była wyniosła i oschła, zachowywała się jak lodowa księżniczka! Mimo to w imię naszej przyjaźni udawałam kompletnie zafascynowaną.
– Prawda? – za każdym razem, gdy mówiłam coś miłego o Pauli, Michał aż promieniał z radości, a mnie pozostawało tylko w duchu zawyć z bezsilności.
Wydaje mi się, że już wtedy czułam zazdrość z jego powodu, mimo że nie umiałam jeszcze określić tej nieznanej mi dotąd emocji... Ale jak to mówią, natura nie lubi pustki, więc niedługo potem sama się zauroczyłam – moim wybrańcem okazał się Tomasz, przystojny taksówkarz w okularach. Pod względem inteligencji nie dorastał Michałowi do pięt, ale był wobec mnie niezwykle lojalny i spełniał wszystkie moje kaprysy. A to było dokładnie to, czego w tamtym momencie potrzebowałam – bycia rozpieszczaną.
Tomek oświadczył mi się, gdy Michał miał przed sobą jeszcze ponad dwa lata praktyki zawodowej. Zawahałam się zaledwie na moment. Ostatecznie nie potrafiłam znaleźć w tym mężczyźnie żadnej wady, a fakt, że mój puls nie przyspieszał szaleńczo na jego widok? Wtedy nie miało to dla mnie znaczenia.
Życie to nie bajka
Wzięliśmy ślub, ale przysięgę małżeńską składałam bez głębokiego przekonania. Na nasze weselisko zawitał Michał w towarzystwie swojej sympatii. Pełnił rolę drużby.
– No proszę, ty pierwsza z nas postanowiłaś wydorośleć! – rzucił, przekazując gratulacje z okazji zamążpójścia.
Słowa Michała zabrzmiały dość nietypowo – tak jakby nie traktował poważnie relacji z Pauliną, mimo że dzielili wspólne mieszkanie od blisko trzech lat! W trakcie przyjęcia weselnego postanowiłam go o to zagadnąć. Wytłumaczył mi wtedy, że chodziło mu o to, iż przestałam uganiać się za ideałem faceta.
– Wiesz, ten Tomek to spoko koleś, ale jakoś nie widzę was razem – powiedział, a ja poczułam, jak zbierają mi się łzy w oczach. No jasne, że do siebie nie pasowaliśmy! Sama zdawałam sobie z tego sprawę. Gdyby tylko Michał był bliżej, uchroniłby mnie przed tym chorym pomysłem ze ślubem.
Zaledwie dwa miesiące przed jego powrotem do ojczyzny przeszłam przez trudny rozwód. Wraz z nim wracała też Paulina, bo oboje kończyli zagraniczny staż. Snuli ambitne plany otwarcia prywatnej kliniki dentystycznej na najwyższym poziomie.
– Stopniowo skompletujemy idealny zespół i będziemy wykonywać zabiegi stomatologiczne, o których Polacy dotąd mogli tylko pomarzyć! – Michał nie krył swojego zapału.
Gdy to usłyszałam, nagle zaczęłam patrzeć na relację Michała i Pauliny z całkiem innej perspektywy. Zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie jest bardziej jakieś biznesowe partnerstwo, a nie płomienny romans, jak wcześniej myślałam. Ale koniec końców, bez względu na to jak to nazwać, najważniejsze było to, że szykowali się do ślubu.
– Marzena, zgodziłabyś się zostać moją świadkową? – zagadnął mnie Michał. – Paulina bierze sobie brata za świadka.
Powiedziałam mu, że jasne, nie ma sprawy, i że będę się starać, żeby jego małżeństwo się udało, bardziej nawet niż on. W odpowiedzi popatrzył na mnie jakoś inaczej niż zazwyczaj, ale ostatecznie nie odezwał się ani słowem i tak naprawdę nie przeprowadziliśmy wtedy żadnej konkretnej dyskusji na ten temat.
Miesiąc przed ślubem coś się wydarzyło
W tamtym czasie moje serce należało do Pawła, pracownika firmy ubezpieczeniowej, który zajmował się wyliczaniem odszkodowań. Poznaliśmy się, gdy wyceniał straty po drobnej kolizji z moim udziałem. Sprawił mi przysługę, wywalczając wysoką rekompensatę, a ja w ramach podziękowania zaproponowałam wspólną kawę. Tak zaczęła się nasza znajomość.
Pewnego dnia Michał towarzyszył mi podczas spaceru z psem. Rozmowa krążyła głównie wokół przygotowań do jego nadchodzącej uroczystości weselnej.
– Niewykluczone, że niedługo znowu staniesz u mego boku jako świadek – zażartowałam.
– Mówiąc szczerze, nie sądzę, żeby Paweł do ciebie pasował! – wypalił nagle.
Zaniemówiłam, lecz szybko doszłam do siebie.
– Moim zdaniem twoja Paulina też do ciebie nie pasuje! – odpowiedziałam, odbijając piłeczkę.
Byłam pewna, że Michał nigdy mi tego nie daruje i porzuci mnie samotną pośród pól, jednak on popatrzył na mnie z powagą i stwierdził:
– Szczerze powiedziawszy, też tak uważam. Serio.
Milczenie, jakie nastało pomiędzy nami, zdawało się ogromne niczym kosmos...
– Czemu w takim razie planujesz się z nią ożenić? – przerwałam ciszę.
– Początkowo byłem nią naprawdę oczarowany. Potem wszystko samo jakoś się potoczyło. W końcu od 5 lat mieszkamy razem! Poza tym sama wyszłaś za mąż! – oznajmił z wyrzutem w głosie.
– Ale moje małżeństwo się rozpadło – odparłam. – Michał, może nie powinnam tego mówić, ale przemyśl jeszcze tę decyzję o ślubie. Chyba nie chcesz się potem rozwodzić?
– Nie chcę… Zwłaszcza że ty wtedy możesz znów być czyjąś żoną. I tak będziemy się rozmijać przez resztę życia? – spytał przyciszonym głosem.
Minęło kilka sekund, zanim zrozumiałam, co właśnie usłyszałam. Podniosłam wzrok, by na niego spojrzeć. W moich oczach na pewno widział przebłyski radości i nadziei.
– Kocham cię całym sercem, Marzenko – wyznał, tuląc mnie mocno i składając na moich ustach czuły pocałunek.
Tego samego wieczora Michał przedstawił sytuację swojej dziewczynie. Paulina nie tryskała entuzjazmem, ale chciała wiedzieć jedno – czy nadal ma w planach rozkręcenie z nią wspólnego biznesu i czy może na niego liczyć.
– Tylko powiedz, że mnie nie wystawisz do wiatru z tą kliniką – dociekała, uświadamiając Michałowi przy okazji, że z jej strony też nie ma jakichś wielkich uczuć.
Obie jesteśmy szczęśliwe – ja u boku mojej wielkiej miłości, a Paulina cieszy się zaufanym partnerem biznesowym. W gruncie rzeczy osiągnęłyśmy to, o czym zawsze marzyłyśmy.
Marzena, 34 lata
Czytaj także:
„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, nasz czas minął« i zostawiłem ją dla kochanki. Teraz błagam o wybaczenie”
„Córka nalega, żebym na jej ślubie pogodziła się z byłym mężem. Mam wyciągać rękę do drania, który złamał mi serce?”
„Ślub i dzieci nie są dla mnie. Jak tylko kobieta zaczyna o tym wspominać, to mówię, że musimy się rozstać”