„Teściowa urządziła mi życie jak własne mieszkanie. Zaraz da mi harmonogram, kiedy mogę harcować z żoną”

wściekły mąż fot. iStock, skynesher
„Jeszcze przed ślubem wiedziałem, że pani Halinka to chyba z czarownicą na charaktery się zamieniła. O wszystkim chciała decydować, wszystko zawsze wiedziała najlepiej. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie tolerowała”.
/ 28.08.2024 15:04
wściekły mąż fot. iStock, skynesher

Często słyszałem wśród kolegów opowieści o maminsynkach, kpinki z chłopaków uzależnionych od swoich matek. I oczywiście o nadopiekuńczych mamusiach, które wszystko robią za swoich kochanych syneczków, wszystko wiedzą najlepiej, o wszystkim decydują i nienawidzą swoich synowych, które z kolei nie dbają odpowiednio o ich synów. Chciało mi się wtedy śmiać, bo moja mama nigdy taka nie była. Za to matka Małgosi zgarnęła wszystkie opisywane w tych historyjkach cechy.

Jeszcze przed ślubem wiedziałem, że pani Halinka to chyba z czarownicą na charaktery się zamieniła. O wszystkim chciała decydować, wszystko zawsze wiedziała najlepiej. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie tolerowała. Ona mnie akceptowała, uznała za odpowiedniego partnera i męża dla swojej córki. Z czasem zacząłem jednak myśleć, że tylko dlatego, że miałem pracę, mieszkanie i nie sprzeciwiałem jej się specjalnie.

Jakoś wtedy nie zastanawiałem się nad przyszłością, wydawało mi się, że jak po ślubie zamieszkamy  u mnie, to teściowa przestanie się do nas wtrącać. Nie przyszło mi tylko do głowy, że Małgosia jest chyba uzależniona od tej swojej mamuśki…

Dziś wydaje mi się, że spokój mieliśmy tylko w podróży poślubnej, a i to nie do końca, bo istnieją, niestety, telefony i moja teściowa potrafi się nimi posługiwać. Dzwoniła do nas, a właściwie do Małgosi, o naprawdę ekstremalnych porach. A moja posłuszna żona, a właściwie posłuszna córka, odbierała wszystkie połączenia. Po kilku dniach miałem tego dość.

– Gosia, wyłączmy telefony chociaż na jeden dzień – prosiłem. – Będziemy mieli czas naprawdę tylko dla siebie, nikt nie będzie nam zawracał głowy – uśmiechałem się zachęcająco.

– No co ty, nie mogę tego zrobić – słyszałem w odpowiedzi – mama bardzo by się martwiła.

– Ale to jest nasza podróż poślubna. Twoja matka powinna to uszanować i zostawić nas w spokoju.

– Przecież nie pojechała z nami – żartowała moja żona; a może tylko usiłowała żartować.

Strasznie się tym wyjazdem zmęczyłem. Odetchnąłem po powrocie. Pomyślałem sobie – wracamy do codzienności, każde idzie do pracy, zaczniemy sobie urządzać mieszkanie, będzie dobrze. Szybko się okazało, że to tylko moje płonne nadzieje.

Firanki, owszem, zawisły w salonie. Prześliczne…

Już pierwszego dnia po powrocie z pracy zastałem w naszym mieszkaniu teściową. Otworzyła mi drzwi, jakby była u siebie i zanim zdążyłem zapytać, gdzie Gosia, wyrzuciła z siebie całą serię nakazów, zakazów, rad i pouczeń. Miałem nie wchodzić w butach, bo dopiero zmyła podłogę, nie nachlapać w łazience, bo tam również sprzątała. Byłem zszokowany.

– Gdzie jest Gośka? – zdołałem w końcu zapytać.

– Zaraz przyjdzie, pobiegła do sklepu.

Po co żona poszła do sklepu, już nie pytałem, przecież byliśmy umówieni na wieczór ze znajomymi, nie miała nic do kupowania. Okazało się jednak, że Gosia poszła po zakupy dla mamy.

– Będzie gotowała kapuśniak – wyjaśniła mi cichutko.

– Przecież wychodzimy.

– Zdąży…

– Ale ja nie lubię kapuśniaku.

– Lepiej się nie przyznawaj – zaśmiała się Gosia. – Zresztą mama robi pyszny. Zobaczysz, będzie ci smakował.

Rany – jęknąłem w myśli – ktoś mi nagle odmienił żonę. A może ożeniłem się także z teściową?

Oczywiście spóźniliśmy się na umówione spotkanie, bo Gośka musiała pomagać mamie w gotowaniu, a potem jeszcze przy sprzątaniu kuchni.

– Będziecie mieć na jutro – cieszyła się teściowa i wyraźnie czekała na podziękowania i objawy wdzięczności.

Szybko okazało się, że gotowanie to jedna z wielu zalet kochanej mamusi. Kolejną była absolutna nieomylność i wszechstronne doradztwo. Teściowa zapragnęła przemeblować całe moje mieszkanie, mało tego, jej się wydawało, że należy w nim zrobić remont. Kuchnia była według teściowej niefunkcjonalna. Należało wymienić w niej szafki, kupić nową lodówkę, a przede wszystkim zmienić kolory ścian. W salonie brakowało, według teściowej, firan i zasłon w oknach.

– Te rolety są do niczego – powtarzała – nie tworzą odpowiedniego klimatu, nie dają ani odrobiny przytulności.

– Ale ja mam alergię, mamo – przypomniałem nieśmiało. – A na firanach tylko zbiera się kurz.

– Oj tam, alergię – machnęła lekceważąco ręką. – Teraz wszyscy mają alergię. Albo tylko tak im się wydaje. A firany trzeba często prać i nie będzie problemu z kurzem.

– Gośka, litości – jęknąłem, kiedy zostaliśmy z żoną sami. – Przecież ja naprawdę mam alergię. A poza tym, możesz mi wyjaśnić, dlaczego twoja matka urządza nam mieszkanie? I to jeszcze po swojemu?

– Mama chce dobrze, naprawdę nie robi tego złośliwie. Nie złość się, kochanie. Ale spróbuję z nią porozmawiać na temat tych firan.

Nie bardzo rozumiałem, dlaczego Gosia obiecuje z nią porozmawiać. Przecież teściowa nie może decydować, czy będziemy mieli w salonie firany, rolety, albo jakie będziemy mieli kolory ścian. Powiedziałem o tym żonie. I w odpowiedzi znów usłyszałem, że przecież mama chce dobrze, radzi z dobrego serca, bardzo nas kocha i pragnie naszego szczęścia.

– To wspaniale, moja droga, ale ja przecież ożeniłem się z tobą, nie z twoją matką.

– Oj, Robert, przesadzasz.

Sam już nie wiem, czy przesadziłem, czy nie. W każdym razie zaczynałem mieć dość stałej obecności mamusi. Na dodatek przy każdej naszej rozmowie Gośka powtarzała co chwilę „mama powiedziała”, „mama uważa”, „mamusi się nie podoba”, „a mamusia wolałaby…”. Za którymś razem nie wytrzymałem i wrzasnąłem, że niewiele mnie obchodzi, co podoba się mamusi, ani, co by wolała. Małgorzata rozpłakała się, a potem nie odzywała się do mnie przez tydzień.

Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że moja żona jest tak uzależniona od swojej matki. Ona żadnej decyzji nie potrafiła bez mamusi podjąć. Kiedyś spytałem ją, czy zapytała mamusię o radę, kiedy się jej oświadczyłem. Gośka zaczerwieniła się gwałtownie.

– No… wiesz, nie pytałam jej o to – odpowiedziała – ale rzeczywiście rozmawiałyśmy na ten temat.

Pokręciłem głową z dezaprobatą.

– No co, moje koleżanki rozmawiają z przyjaciółkami na różne tematy – ciągnęła Gośka – a moją najlepszą przyjaciółką jest mama. Nie podoba ci się to? – rzuciła zaczepnie.

Niestety, nie podobało mi się. Sytuacja coraz bardziej mnie męczyła.

Rany boskie, to ona będzie z nami mieszkać?

Zdenerwowałem się, kiedy Gosia pomimo moich próśb zawiesiła w salonie firany. I to na dodatek bogate, ozdobione falbanami. Pomijając moją alergię, one zupełnie nie pasowały do wystroju salonu ani do naszego stylu.

– Gośka, to ci się naprawdę podoba? – zapytałem.

– No… – Gosia zająknęła się – nie bardzo, ale jakbym, no wiesz… to mama by się czepiała.

– Rany, Gośka! – jęknąłem. – Jeszcze trochę, a będziemy musieli wyprowadzić się na drugi koniec Polski.

To był oczywiście żarcik, ale momentami przechodziło mi przez myśl, że może, rzeczywiście, byłoby to rozwiązanie. Przynajmniej teściowa miałaby do nas daleko. Ale z drugiej strony ciekawe, jakbym wytrzymał, gdyby przyjechała do nas na tydzień albo na dłużej i siedziała cały czas.

Znosiłem więc tę swoją trudną relację z teściową, bo bardzo kochałem swoją żonę. Gdyby tak nie było, już dawno bym uciekł. Mój brat twierdził, że chyba zostanę świętym, bo on by nie wytrzymał. Co prawda, liczyłem na to, że sytuacja się utrze, że teściowej znudzą się ciągłe wizyty u nas. Niestety, nie zanosiło się na to. Wręcz przeciwnie.

Odkąd Małgosia zaszła w ciążę, a na dodatek lekarz powiedział, że ciąża jest zagrożona i żona musi bardzo dbać o siebie, dużo leżeć, odpoczywać i dobrze się odżywiać – teściowa prawie u nas zamieszkała. Rozumiałem, że chce opiekować się córką, ale przecież Gosia miała męża! Ja naprawdę starałem się o nią dbać, więc mamusia na stałe nie była niezbędna. Ona jednak tak nie uważała.
Czasem, wychodząc do pracy mijałam się w drzwiach albo na schodach z teściową. Po powrocie zastawałem ugotowany obiad i od razu słyszałem mnóstwo zaleceń.

– Gosia śpi, więc zachowuj się cicho, mój drogi – mówiła na wstępie.

Wydawała nam dyspozycje, jakbyśmy oboje byli małymi dziećmi, a ona naszą opiekunką. To moja teściowa zdecydowała, jakie rzeczy należy kupić dla dziecka. Samodzielnie pozwoliła nam wybrać jedynie łóżeczko. Do każdej innej rzeczy się wtrąciła, nawet kolor wózka jej się nie podobał i Gośka oczywiście ustąpiła.

Kiedy żona wróciła ze szpitala z małym, teściowa była już właściwie urządzona w naszym salonie.

– Trochę małe macie to mieszkanie – zakomunikowała mi spokojnie.

– Dla nas wystarczy.

– Ale przydałby się jeszcze pokój dla babci – oznajmiła spokojnie.

Zamrugałem zdziwiony.

– No, co się dziwisz? Małgosia potrzebuje teraz pomocy. I przy dziecku, i nawet dla siebie.

– Chyba mama przesadza… – zdenerwowałem się. – Przecież jestem ja, wziąłem urlop. Pomogę Gosi we wszystkim, a mama niech się lepiej zajmie sobą albo tatą.

– Tata da sobie radę sam – machnęła ręką i zaczęła rozkładać swoje rzeczy w naszej łazience.

Normalnie zrobiło mi się gorąco. Zrozumiałem, że jeśli teściowa z nami zamieszka, dłużej tego nie wytrzymam. Ale od Gośki znów usłyszałem, że „no wiesz, mama chce dobrze, chce być blisko wnuka” i takie tam gadki. Nie miałem już sił.

Wytrzymałem z teściową tydzień. Wszystko było pod jej dyktando. Decydowała, kiedy mieliśmy jeść, kiedy kąpać dziecko, kiedy kłaść się spać, kiedy wolno oglądać telewizję. Nawet w nocy wchodziła do naszego pokoju, kiedy tylko Bartuś zapłakał.

– Co się dzieje? – pytała, zaglądając do nas oczywiście bez pukania.

– Nic – warknąłem za pierwszym razem, ale teściowa była już obok mnie.

– Daj, daj, ja go wezmę – wyrwała mi z rąk dziecko i już podawała go Gośce do karmienia; tak jakbym ja nie potrafił tego zrobić!

Po tygodniu naprawdę miałem dosyć, czułem, że dłużej nie dam rady.

– Gosia, musimy coś z tym zrobić – powiedziałem żonie.

– Z czym, kochanie? – ona była autentycznie zdziwiona.

– Nie udawaj. Nie z czym, tylko z kim? Z twoją mamą.

– A co niby chcesz zrobić z mamą?

– Chcę, żeby wyprowadziła się od nas, żeby wróciła do swojego domu, zajęła się własnym życiem, twoim ojcem… Albo nie wiem, niech sobie kupi psa, kota czy jakiegoś innego zwierzaka – nakręcałem się.

– Oszalałeś? Na co mamie zwierzaki? Mało ma zajęcia?

– No chyba właśnie mało, bo za bardzo zajmuje się nami. Chciałbym, aby przestała nas osaczać.

Tak, to był mój pomysł ale co to kogo obchodzi

Gośka patrzyła szeroko otwartymi oczami, jakby uważała, że przesadzam.

– Osaczać? – spytała wreszcie. – Że niby moja mama cię osacza? Przecież ona tylko nam pomaga.

– Więc niech już nie pomaga, damy sobie radę we dwoje. Chciałbym w końcu pożyć tylko z żoną i synem, chciałbym samodzielnie decydować o której bawię się z małym, o której będę go kąpał, chciałbym chodzić po własnym mieszkaniu w majtkach i móc spokojnie pocałować żonę, nie zastanawiając się, czy nie zajrzy akurat teściowa. I nie skrzywi się niezadowolona, bo tak nie wypada.

– Jejku, Robert, naprawdę mama tak bardzo ci przeszkadza?

– A ty nie chciałabyś sama decydować o swoim życiu?

– Przecież decyduję.

– Akurat – wzruszyłem ramionami. – Gośka, przecież ty o wszystko pytasz mamę, byle bzdurę z nią konsultujesz. Tak dalej być nie może, ja tak nie mogę, nie dam rady.

– Porozmawiam z mamą – obiecała tylko Gośka i zajęła się małym.

Obawiałem się, że nic z tej rozmowy nie wyniknie, ale o dziwo, po kilku dniach teściowa spakowała swoje rzeczy i wróciła do siebie. Co nie znaczy, że przestała nas odwiedzać, a właściwie, powiedziałbym raczej, nachodzić. I tak była przekonana, że wie lepiej, jak należy wychowywać naszego syna, sprzątać nasze mieszkanie czy gotować obiady…

W końcu doszedłem do wniosku, że mam tylko dwa wyjścia. Albo muszę zabrać rodzinę i wyprowadzić się gdzieś daleko, najlepiej za granicę, albo zaakceptować teściową taką, jaka jest. Innej rady chyba nie było, przynajmniej ja nie potrafiłem takiej rady znaleźć. Szczerze mówiąc, wolałbym wyjechać, ale obawiałem się, że Gośka będzie się sprzeciwiała. W końcu tak bardzo kocha matkę, nie zgodzi się być daleko od niej.

Kiedy jednak nadarzyła się okazja, to znaczy kumpel zaproponował mi dobrą pracę w Szwecji, zacząłem delikatnie napomykać o tym Gosi. Bartuś był jeszcze na tyle malutki, że mogliśmy swobodnie zabrać go ze sobą i spróbować nowego, może lepszego, a na pewno spokojniejszego życia. No i tu Gosia mnie zaskoczyła. Zgodziła się natychmiast, prawie bez zastanowienia.

– Przemyślałam sobie wszystko, co powiedziałeś mi na temat mamy – powiedziała – i doszłam do wniosku, że masz rację. Dobrze mi zrobi, jeśli pożyję na własny rachunek. Sama jestem matką, nie mogę być wiecznie małą, zależną od kogoś dziewczynką.

Trzy miesiące później wynajęliśmy nasze mieszkanie i wyjechaliśmy wszyscy troje do Szwecji. Teściowa lamentowała i pomstowała. Szczególnie mnie krytykowała oczywiście, bo była przekonana, że to mój pomysł. Nie myliła się, jednak nie miało to już dla mnie znaczenia. Cieszyłem się, że będziemy daleko i teściowa nie będzie do nas wpadać ani codziennie, ani nawet raz na tydzień. Życie zapowiada się cudownie.

Robert, 32 lata

Czytaj także:
„Straciłam głowę dla mojego studenta. Tego, co wyprawiał w łóżku, nie mógł się nauczyć na żadnych wykładach”
„Od lat nie kontaktowałam się z kuzynką i dostałam od niej list. Zawartość sprawiła, że mój mąż zdębiał”
„Myślałam, że piesza pielgrzymka do Częstochowy to klepanie paciorków. Sąsiadka udowodniła, jak bardzo się myliłam”

Redakcja poleca

REKLAMA