Karola poznałam na jednym z wyjazdów pod namioty, które organizowała moja przyjaciółka. W sumie widywaliśmy się tam przez kilka kolejnych lat, ponieważ była to stała ekipa, która jeździła razem na pola biwakowe i po to, by chodzić po górach. Takie zloty mieliśmy raz lub dwa razy do roku. Po jednym z takich wyjazdów zaiskrzyło między nami.
Szukałam nowej pracy
Na koniec wyjazdu wymieniliśmy się telefonami i zaczęliśmy się spotykać. Były to tradycyjne randki w jakiejś restauracji, na kawie, w kinie, czy też na spacerze. Któregoś razu zwierzyłam się Karolowi, że od pół roku poszukuję pracy, ale jakoś nikt nie oddzwania. Poprzednio pracowałam jako sprzedawca w jednym z marketów, ale teraz nie chciałam już pracować w tej branży.
Byłam na studiach, więc dalej interesowała mnie praca zmianowa, bo byłam w trakcie pisania magisterki. Jednak wykładanie towarów i dźwiganie nie było dla mnie.
– Może spróbuj złożyć aplikację do mojej firmy – zaproponował Karol.
– A gdzie pracujesz? – zapytałam z zainteresowaniem.
W sumie do tej pory nie rozmawialiśmy o naszych pracach.
– W jednej z sieci komórkowych w call center. Może nie jest to praca marzeń, ale na studiach jest ok, bo jest dość elastycznie, jeśli chodzi o czas pracy.
Kolejna korporacja, pomyślałam. Z drugiej strony jednak nie wiązało się to z dźwiganiem ciężkich dostaw, a kończyły mi się już oszczędności i musiałam iść do pracy. Postanowiłam spróbować.
Byliśmy codziennie blisko
Złożyłam aplikację i o dziwo bez problemu dostałam pracę. Oboje pracowaliśmy teraz nie tylko w jednej firmie, ale w sumie w tym samym miejscu, tylko innych teamach. Widywaliśmy się teraz więc codziennie. Postanowiliśmy więc, że chyba nadszedł czas, aby zamieszkać razem.
Trochę się bałam, że nasza relacja na tym ucierpi, ale okazało się, że wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy wspólnie wynająć mieszkanie, a kilka miesięcy później Karol mi się oświadczył. Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Moje życie zaczynało się układać w wymarzony sposób.
Pojechaliśmy więc w cudowną podróż poślubną, którą zaplanowaliśmy na Krecie. Niesamowite widoki, cudowna pogoda i to, że byliśmy bardzo szczęśliwi, sprawiło, że były to najlepsze wakacje w moim życiu.
Zaczęliśmy mieć inne priorytety
Rzeczywiście praca w call center nie jest pracą marzeń – przynajmniej dla mnie. Studiowałam pedagogikę i chciałam w przyszłości być nauczycielem. W międzyczasie naszej historii skończyłam studia i robiłam jeszcze jedną podyplomówkę, a poza tym odbywałam praktyki. Praca więc w dalszym ciągu mi odpowiadała, bo dawała szerokie możliwości planowania innych rzeczy. Karol także był już po studiach, ale informatycznych. On jednak nie kwapił się do jakichś zmian czy szukania innej pracy.
– Kiedyś mówiłeś, że nie jest to praca marzeń, ale jakoś niczego nie szukasz. Zmieniłeś zdanie? – zapytałam, gdy kiedyś siedzieliśmy przed telewizorem.
– O co ci chodzi kobieto?– zareagował dość niegrzecznie.
Zdziwiło mnie jego ton, bo dotychczas mogliśmy o wszystkim swobodnie rozmawiać.
– O nic – powiedziałam z uśmiechem. – Po prostu na początku naszej znajomości tak powiedziałeś, a upłynęło już kilka lat, skończyliśmy studia, a ty masz świetny zawód i pytam z czystej ciekawości.
– Świetnie radzę sobie w tej pracy i myślę, że niedługo czeka mnie awans – powiedział do mnie.
Ja uśmiechnęłam się szczerze, objęłam go i pogratulowałam. Zapytałam, skąd ma takie informacje, a on odpowiedział już łagodniejszym tonem, że ma już taki staż i umiejętności, że to pewne.
Mąż nie cieszył się z mojego awansu
Losy ludzkie jednak nie zawsze idą tą drogą, która wydaje się najbardziej oczywista. Minęły może dwa miesiące, gdy zostałam wezwana na rozmowę do dyrekcji. Usłyszałam tam, że już od dłuższego czasu mam najlepsze wyniki nie tylko w moim teamie, ale w całym zespole, a oni będą teraz potrzebowali nowego lidera, bo jeden z obecnych odchodzi. Zapytali, czy chciałabym przyjąć awans i po kilku szkoleniach, zostać przełożoną moich obecnych kolegów.
Muszę przyznać, że mile połechtało to moją ambicję i poczucie własnej wartości. Nie mogłam się doczekać, by powiedzieć o tym mojemu mężowi. Tego dnia mieliśmy różne zmiany, więc czekałam jak na szpilkach w domu, by obwieścić mu radosną nowinę. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy usłyszał wieści, nie okazał takiej radości i wsparcia, jak ja okazałam jemu, gdy mówił tylko o spodziewanym awansie.
– I z czego się cieszysz? Przecież i tak planujesz stąd odejść.
Zrobiło mi się bardzo przykro i nic na to już nie odpowiedziałam. Owszem – chciałam zostać nauczycielką, ale to na razie była pieśń przyszłości, a teraz miałam szansę na lepsze pieniądze i lepszą pracę. Czemu miałabym z tego nie skorzystać?
Był bardzo zazdrosny
Szybko okazało się, że nastrój mojego męża wynikał z tego, że znał on plotki na temat mojego awansu, a nie swojego. Atmosfera jeszcze zgęstniała, gdy wyszło na jaw, że miałam być jego przełożoną. Zaczęło być nieprzyjemnie nie tylko w pracy, ale i w domu.
– Karol, ja tak dłużej nie mogę. Traktujesz mnie jak wroga. Czemu nie cieszysz się moim awansem? Zostałam doceniona, a i kasy będzie teraz trochę więcej – zagadałam do niego któregoś dnia wieczorem, jednocześnie próbując się do niego przytulić.
– Lepiej się przyznaj, komu wlazłaś do łóżka, że tak się stało – rzucił i odepchnął mnie.
Patrzyłam na niego oniemiała i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
– Co ty wygadujesz? Znamy tyle lat, a ty insynuujesz, że... – powiedziałam cicho, a łzy same płynęły mi z oczu.
– Ten awans należał się mnie, rozumiesz?! Mnie! A dostała go taka baba jak ty, więc musiałaś to jakoś załatwić.
Odgryzłam mu się
I wtedy dostałam szału. Nie wiedziałam, że mój mąż może zachować się w ten sposób, że może odstawić taką chorą scenę zazdrości. Czułam się zraniona. Nie tylko dlatego, że nie potrafił docenić mnie jako dobrego pracownika, ale też dlatego, że podejrzewał mnie o coś takiego jak zdradę.
– Jakbyś miał dobre wyniki, to by ci się należało, a ty ledwo pływasz na wierzchu – wykrzyczałam mu i wyszłam.
Gdy zostałam liderem, miałam dostęp do wyników każdego członka teamu. Wyniki mojego męża były w dolnych granicach akceptowalnych przez naszą firmę, a nie takie świetne, jak utrzymywał.
Mąż myśli, że go zdradziłam
Ta kłótnia zdecydowanie nie poprawiła naszych relacji. Co więcej – gdy wróciłam następnego dnia z pracy, Karola nie było w domu. Nie było też części jego rzeczy, a na stole znalazłam liścik, że nie zaakceptuje nigdy czegoś takiego jak zdrada. Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał.
Karol zwolnił się także z pracy. Jego przyjaciel próbował przekonać mojego męża, że to wszystko jest bez sensu, że nic się nie stało, ale on nie odpuścił.
Minęło już prawie pół roku od dnia, kiedy Karol się wyprowadził. Jeszcze przez pewien czas łudziłam się, że może być dobrze, że przejrzy na oczy. Jednak tak się nie stało. W zeszłym tygodniu złożyłam więc pozew o rozwód.
Teraz, gdy prawie na chłodno zastanawiam się nad tą całą sytuacją, to nie jestem pewna, czy mój jeszcze mąż uważał, że go zdradziłam z innym mężczyzną. Wydaje mi się, że jako zdradę odebrał też fakt, że to ja awansowałam, a nie on. Szkoda, że z powodu chorej, męskiej dumy zaprzepaścił nasze małżeństwo.
Iwona, 32 lata
Czytaj także: „Zrobiłam sobie urlop od rodziny i wyjechałam bez słowa. Mam dość podstawiania tym darmozjadom wszystkiego pod nos”
„Syn znalazł portfel pełen gotówki, ale się nie przyznał. Za jego chciwość musiałam słono zapłacić z własnej kieszeni”
„Mąż siedział w domu jak stary grzyb, a ja marzyłam o podróżach. Wreszcie wypłaciłam kasę z konta i ruszyłam w świat”