„Ponad 20 lat czekałam, aż córka wyprowadzi się z domu. Nie miałam siły już walczyć z tym pazernym darmozjadem”

kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, JackF
„Na początku, jak to miała w zwyczaju, starała się wszelkimi metodami wymigiwać od swoich powinności. Robiła z siebie niewiniątko, twierdząc, że brakuje jej funduszy, by dołożyć do naszych opłat i wspólnych zakupów”.
/ 06.05.2024 18:30
kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, JackF

Gdy na świat przyszła nasza najmłodsza pociecha, Emilka, myśleliśmy, że będzie taka jak reszta dzieciaków. Ale gdzie tam! Nie było mowy o świętym spokoju, non stop nas wykańczała.

Zawsze była trudnym dzieckiem

Zniknęła mi z oczu, zostawiając za sobą chmury pyłu i odciski kół na drodze. Czy to już tak na zawsze? – zastanawiałam się, wpatrując się w auto, które malało w oddali, aż całkiem rozpłynęło się na horyzoncie.

– Zanim się sciemni, pewnie za nią zatęsknisz – Piotr przytulił mnie czule. – Ale póki co, mam inną propozycję. Co powiesz na kieliszek zeszłorocznego wina z gruszek i słodkie nieróbstwo na sofie… W absolutnej ciszy i spokoju!

Ostatnie słowa wypowiedział z taką ekscytacją, że obydwoje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Tyle czasu wyczekiwaliśmy tej chwili. Choćby jednego popołudnia bez awantur, złości, głośnego trzaskania drzwiami i dudniącej muzyki, która niczym kafar wwiercała się w nasze głowy. Uszczypnęłam się mocno w przedramię, by upewnić się, że rzeczywiście w końcu jesteśmy sami w naszych czterech kątach.

Mówiąc szczerze, odzyskaliśmy go po wieloletniej batalii z naszą córką, ponieważ mimo że od kiedy skończyła 13 lat, non stop marudziła na przebywanie ze staruchami, to jednak nie kwapiła się, by się usamodzielnić. Ostatecznie byliśmy zmuszeni ustalić inne reguły, żeby dotarło do niej, że życie pod naszym dachem kosztuje tyle samo, co wynajęcie czegoś ze znajomymi w podobnym wieku.

Na początku, jak to miała w zwyczaju, starała się wszelkimi metodami wymigiwać od swoich powinności. Robiła z siebie niewiniątko, twierdząc, że brakuje jej funduszy, by dołożyć do naszych opłat i wspólnych zakupów. Jednak gdy dwukrotnie pozbawiono nas dostępu do energii elektrycznej (Piotr celowo nie płacił rachunków) i raz odcięto dopływ wody (akurat przed ważną dla niej imprezą), dotarło do niej, że tym razem nie pójdziemy jej na rękę.

– A co by było, gdybym miała kłopoty w pracy? – Emilka próbowała się tłumaczyć, zanim zrealizowała przelew.

– Wtedy trzeba by było rozejrzeć się za nową robotą, żebyś mogła opłacić te góry fatałaszków i specyfików do makijażu, które zajmują twój kąt i naszą łazienkę – odparłam.

O rany, w życiu nie przypuszczałam, że przyjdzie mi prowadzić tego typu dyskusje z własną córką, która ma już ćwierć wieku na karku.

Gdzie popełniliśmy błąd?

Kiedy Patrycja, nasza najstarsza córka, poszła na studia, od razu postanowiła zamieszkać sama. Kacper, młodszy syn, mimo że zdecydował się tylko na technikum o profilu elektrycznym, też dość szybko opuścił dom. Przez pięć lat ciułał kasę, by w końcu móc pozwolić sobie na upragnione mieszkanko. Imał się każdej roboty, nawet w czasie urlopu tyrał za granicą, w Norwegii, gdzie dostawał niezłą kasę. Tak bardzo go tam docenili, że w pewnym momencie olał stałą posadę i odtąd dzielił czas pomiędzy zlecenia w naszym kraju i w Norwegii.

W swojej kawalerce bywał gościem, jednak nigdy by się nie wyrzekł tego niewielkiego poczucia niezależności, które zapewniało mu samodzielne życie.

– Siostra, ja tam nie mam pojęcia, nie ogarniam tych młodych w dzisiejszych czasach – przekomarzał się często z Emilką. – Ale nie krępujesz się zapraszać swoich chłopaków do rodziców i no wiesz... – Emilka zazwyczaj wtedy udawała, że go tłucze, niby rzucając się na niego z pięściami.

– No i proszę, oto efekty waszej nadopiekuńczości. Za bardzo ją rozpieściliście – powtarzała Patrycja.

W duchu przytakiwałam, że po prostu daliśmy się ponieść rutynie, lecz wstyd mi było się do tego przyznać głośno. Prawda jest taka, że niejednokrotnie brakowało mi sił, by poradzić sobie z naszą trzecią pociechą… A przecież nawet nie planowaliśmy powiększenia rodziny. Nie chcę, żebyście uważali nas za leniwców czy pozbawionych uczuć wobec naszych dzieci. Wręcz przeciwnie, ja i Piotr od początku bardzo odpowiedzialnie traktowaliśmy kwestię ich wychowywania.

Jako rodzice nie kierowaliśmy się stereotypowym podziałem obowiązków na typowo męskie czy damskie. Wszystkie nasze pociechy były przez nas kochane tak samo mocno. Dążyliśmy do tego, by przekazać im te same wartości. Nasz syn dbał o porządek w swoim pokoju tak samo jak córka, sam prał swoje ciuchy i gotował. Dobrze wiedział, kiedy jest czas na zabawę, a kiedy trzeba wziąć się do roboty. Nasze dzieci miały świadomość, że mogą z nami porozmawiać o wszystkim i korzystały z tego, gdy tylko zaszła taka potrzeba.

Najmłodsza i najbardziej rozpieszczona

Muszę przyznać, że zarówno ja, jak i mój mąż, czuliśmy się dumni z tego, jak udało nam się wychować nasze pociechy. Dlatego też, ogromnym szokiem było dla nas odkrycie, że nie damy rady poświęcić tyle samo uwagi i sił naszej wpadce. Myślałam, że zemdleję, gdy lekarz oznajmił mi, że dolegliwości, które brałam za symptomy zbliżającej się menopauzy, to tak naprawdę oznaki trzeciej ciąży. Miałam wtedy prawie 42 lata, Piotrek – 45, nasza córka Patrycja – 15, a syn Kacper – 13. Chyba tylko dzieciaki tak naprawdę się ucieszyły, gdy usłyszały nowinę o bobasie.

Piotr niepokoił się finansowym aspektem rodzicielstwa w dojrzałym wieku, ponieważ nasze fundusze nie pozwalały na posiadanie kolejnego potomka, jeśli zależało nam na zabezpieczeniu przyszłości dwójki dzieci. Ja z kolei zmagałam się z burzą sprzecznych uczuć. Przerażała mnie perspektywa radzenia sobie z natrętnymi spojrzeniami i docinkami ze strony nieznajomych. Dręczyły mnie również wątpliwości, czy decydując się na macierzyństwo w późnym wieku, nie wyrządzę krzywdy maleństwu.

Rodzina boi się, że będzie obiektem kpin i docinków rówieśników, ponieważ jej rodzice są w wieku dziadków. Bliscy krewni tylko spotęgowali nasze rozterki. Moja mama była w szoku, że zachowaliśmy się tak lekkomyślnie, a teściowa powiedziała mi wprost, żebym piła napar z piołunu… Uważała, że dzieci urodzone przez starszych rodziców mają wady genetyczne, więc dobrze byłoby zawczasu rozwiązać ten problem. Piotrek zrugał swoją matkę, a na szczęście nasza córeczka Emilka przyszła na świat bez żadnych komplikacji zdrowotnych.

Kiedy po raz pierwszy trzymałam ją w objęciach, poczułam niesamowitą falę miłości, ale już po roku odczuwałam ogromne wyczerpanie i irytację. Emi non stop marudziła, starszaki narzekały na kiepskie warunki do nauki, a ja i Piotrek wyglądaliśmy jak żywe trupy. Nawet posłanie małej do żłobka nie polepszyło sytuacji.

Byliśmy zmuszeni zrezygnować z przedszkola dla naszej małej po półrocznym okresie nieustannych infekcji migdałków i uszu, oddając ją pod opiekę opiekunek. Prawdę mówiąc, niewiele wspomnień zachowało mi się z początkowych trzech lat naszej pociechy, gdyż moje myśli krążyły głównie wokół tęsknoty za przespaną nocą. Dopiero po tym czasie, na parę lat, w naszych progach zagościła wyczekiwana cisza i harmonia.

Czy to się kiedyś skończy?

Zupełnie nieoczekiwanie Emi przeobraziła się z marudzącego i wiecznie niezadowolonego brzdąca w radosną, bystrą dziewczynkę. Wprost nie mogła się doczekać początku roku szkolnego i spotkania z rówieśnikami z klasy. Można by rzec – ideał, prawda? Tak, ale tylko do momentu, gdy skończyła 13 lat. Wtedy nagle, jakby ją coś opętało. Co prawda już nie płakała i nie grymasiła, ale za to non stop się obrażała i robiła sceny. Ilekroć pytaliśmy ją, o co chodzi, za każdym razem słyszeliśmy tylko: „Bo tak!”. Nie mam pojęcia, czy w ten sposób sprawdzała naszą wytrzymałość, ale jeśli faktycznie tak było, to niestety oblałam ten test, totalnie wyczerpana tą nierówną potyczką.

Ostro zrugałam córkę, kiedy zaczęła eksperymentować z koloryzacją włosów i przerobiła ciuchy, żeby wyglądać jak emo. Usiłowałam ją jakoś okiełznać, gdy mając zaledwie 15 lat stwierdziła, że porzuci „durną szkołę”. Dzięki wsparciu zatrudnionego psychologa oraz szkolnej pani pedagog, ledwo co odwiodłyśmy ją od wcielenia tego idiotycznego pomysłu w życie.

– No proszę, doczekałaś się normalnego dziecka i przekonałaś się na własnej skórze, co to znaczy bunt nastolatków! Luz, to będzie jak przeziębienie – minie, tylko bardziej cię wykończy – przekomarzały się koleżanki w robocie.

Starsze dzieciaki nigdy nie przysparzały takich kłopotów. Do tego zmęczenie związane z wiekiem coraz bardziej nam z Piotrem dokuczało. Nieraz kompletnie brakowało nam energii na ciągłe pyskówki o byle co, a już tym bardziej ochoty na dyskusje z młodą, która aż za ostentacyjnie przewracała oczami.

Minęło parę lat i z czasem zaczęłam przypominać jedynie własny cień, a na każdą sytuację odpowiadałam w mocno przesadzony sposób. Dostałam ataku histerii, kiedy zupełnie niespodziewanie odkryłam u Emilii mały woreczek z trawką, a niedługo potem dowiedziałam się, że oddala się od koleżanek i kolegów ze szkoły. Przez całe miesiące kontrolowałam jej oczy, dłonie i stopy, aż w końcu dotarło do mnie, że po prostu pragnęła zaspokoić swoją ciekawość i bawi ją moje przesadne zaangażowanie… Emi sprawiła, że zaczęłam się cieszyć, gdy poruszała temat pracy, chociaż kiedyś dałabym jej gwiazdkę z nieba, byle tylko zdecydowała się na studia.

– Niech w końcu znajdzie sobie jakąś robotę! I niech się już wyprowadzi z tego domu – zdarzało mi się powtarzać swojemu mężowi, a ten chichotał, że żaden pracodawca nie zechce zatrudnić takiej buntowniczki.

Pojawiła się nadzieja

Byliśmy w błędzie. Fakt faktem, wyleciała z roboty w dwóch ciuchlandach i knajpie przez ciągłe spóźnialstwo i, mówiąc wprost, olewanie swoich zadań. Za to na 120 procent odnalazła się jako pomoc w lecznicy dla zwierząt. Wreszcie przestała się spóźniać, a z roboty wychodziła jako ostatnia. Jednak po zakończeniu pracy wciąż stawała się tą samą nieznośną, zarozumiałą i bezczelną córeczką .

Dlatego gdy zbuntowała się przeciwko oczekiwaniom dotyczącym pieniędzy i oświadczyła, że wylatuje dzięki stypendium do Kalifornii liczyć jakieś ptaszki, a potem ruszy do Kanady na ratunek fokom, odczułam wewnętrzny spokójDroga wolna, leć!– przeszło mi przez myśl, gdy dziękowałam w duchu siłom wyższym, które nad nami czuwają.

– Leć! – powiedziałam stanowczo, wstając gwałtownie z sofy i rozlewając resztki wina.

– O matko, Piotr! Emilka na pewno uważa, że ją odrzuciłam, a to nieprawda! Po prostu brakowało mi energii, by nadążyć za jej temperamentem. Myślisz, że jestem kiepską matką? Koniecznie muszę dać jej do zrozumienia, że zawsze będzie mi jej brakowało, że ją kocham całym sercem i może na nas polegać w każdej sytuacji… – czułam, jak łzy napływają mi do oczu.

Małżonek bez słowa zabrał mi kieliszek, a w zamian podał komórkę, wskazując jednocześnie na widok za szybą.

– Zachód słońca – rzekł z uśmiechem, kiedy wykręcałam numer do Emilki.

– Emi! Jestem z ciebie taka dumna! – wykrzyknęłam, gdy tylko odebrała. Pragnęłam powiedzieć jej mnóstwo rzeczy, ale mnie uciszyła.

– Czyli mogę już wracać? – zapytała radośnie, chichocząc.

– Nie! Nie wracaj jeszcze! Ale bardzo cię kocham! – odpowiedziałam rozbawiona.

Krystyna, 62 lata

Czytaj także:
„Wyszłam za mąż z chęci odwetu na byłym. Lepiej być po rozwodzie, niż zostać starą panną, której nikt nie chciał”
„Najpierw poderwałam jej chłopaka, a potem ryczałam na jej ramieniu. Nienawiść i przyjaźń dzieli cienka granica”
„Córka wmawiała mężowi niewierność, choć to ona miała kochanka. Żyła w toksycznym trójkącie ze swoją pierwszą miłością”

Redakcja poleca

REKLAMA