Reklama

W korporacyjnym labiryncie absurdów, w którym przyszło mi pracować, najczęściej marzyłem o jednym – zrozumieniu, jakie tajemnicze siły kierują decyzjami mojego szefa, Tomasza. Jego polecenia były niczym zagadki logiczne, które nie miały żadnego sensu.

Reklama

Codzienność pracy w tej firmie często przypominała żonglowanie rozgrzanymi kulami. Każda decyzja Tomasza wydawała się być bardziej absurdalna od poprzedniej. Raz kazał nam przenieść całe archiwum do piwnicy, tylko po to, by kilka dni później zażądać, byśmy je z powrotem przynieśli na górę.

W takich chwilach często zastanawiałem się, czy to może jakaś ukryta kamera, czy po prostu mój szef żyje w zupełnie innej rzeczywistości. W firmie mieliśmy wiele takich sytuacji, które z Markiem nazywaliśmy „perełkami”.

Byłem bliski granicy cierpliwości

Może w końcu nadszedł czas, żeby coś zmienić? Tego dnia, jak zwykle, siedziałem przy biurku i starałem się przetrawić kolejne absurdalne zlecenie od Tomasza. Miałem poczucie, że każde nowe zadanie było testem mojej wytrzymałości psychicznej. „Nie da się tego dłużej znieść!” – pomyślałem, otwierając pocztę.

Decyzja, którą dziś podjął, była po prostu poza wszelką logiką. Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem pisać do Marka – mój stały rytuał, by odreagować frustracje dnia codziennego.

– Cześć, Marek. Powiem ci, że nasz drogi Tomasz przebił dzisiaj samego siebie! – zacząłem z zaciśniętymi zębami. – Gdyby rozdawali nagrody za najgłupsze decyzje, miałby już całą kolekcję. Może to nowa strategia firmy, żebyśmy się wszyscy po prostu wynieśli z biura? A jak sądzisz, kto pierwszy pęknie?

Z ironicznym uśmiechem skończyłem maila, pisząc jeszcze: „Swoją drogą, ciekawe czy sam Tomasz zorientowałby się, gdybyśmy zamienili biuro na plac zabaw. Przecież to bez różnicy, co robimy, prawda?”. Zadowolony z siebie, nacisnąłem „wyślij”.

Chwila triumfu szybko ustąpiła miejsca przerażeniu, gdy zobaczyłem, że zamiast do Marka, mail poszedł prosto do Tomasza.

Serce zamarło mi na chwilę

Może jeszcze zdążę go odwołać? Może internet się zawiesi? Może Tomasz nie czyta maili? Panika rosła w mojej głowie. Co teraz? Co, jeśli zobaczy to i postanowi mnie zwolnić na miejscu?

Resztę dnia spędziłem, siedząc jak na szpilkach. Każdy dźwięk telefonu czy nowa wiadomość w skrzynce mailowej przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Wyobrażałem sobie już telefon z HR-u, zimne spojrzenie Tomasza albo wręczenie mi wypowiedzenia z rana. Marek, gdy usłyszał moją historię, wybuchł śmiechem.

– No, stary, chyba przeszedłeś samego siebie! – powiedział, ocierając łzy z kącików oczu. – Ale jeśli mam być szczery, to może być koniec twojej kariery tutaj. Może zacznij już szukać pracy w innym kraju?

Próbowałem się uśmiechnąć, ale było mi ciężko. Gdyby to była tylko żartobliwa wymiana zdań z Markiem, pewnie bawiłbym się świetnie. Ale sytuacja była inna. Każda minuta wydawała się trwać wieczność, a napięcie rosło.

Zastanawiałem się, czy nie napisać jeszcze jednego maila, tłumacząc, że to była próba literacka, albo – co gorsza – że testowałem system. Ale czym by to pomogło?

W głowie przewijały się dziesiątki scenariuszy. Czy Tomasz wezwie mnie na dywanik? A może przejdzie obok mnie w biurze z lodowatym spojrzeniem? Nic nie wydawało się wystarczająco dobre, by wyjść z tej sytuacji z twarzą.

Następnego ranka, gdy tylko przybyłem do biura, sprawdziłem skrzynkę mailową. Wtedy to zobaczyłem – odpowiedź od Tomasza. Serce zabiło mi szybciej, a ręce zaczęły drżeć, gdy klikałem, żeby otworzyć wiadomość. Zamiast wezwania na rozmowę dyscyplinarną, znalazłem krótki, zaskakująco lakoniczny mail:

„Doceniam twoją szczerość. Spotkajmy się jutro o 10:00. Tomasz.”

Czyżby to było jakieś uprzejme zaproszenie na egzekucję? Próbowałem odczytać w tych kilku słowach to, co Tomasz naprawdę chciał mi powiedzieć. Może zamierzał mnie po prostu zniszczyć osobiście? Albo wręcz przeciwnie – może to była jakaś pułapka? Mimo wszystko, zaproszenie brzmiało niepokojąco spokojnie.

Resztę dnia spędziłem na przygotowaniach do rozmowy, choć w głowie nieustannie krążyły myśli pełne obaw. Czy to oznacza, że moje dni w firmie są policzone? A może czeka mnie coś, czego w ogóle się nie spodziewam?

Opowiedziałem o tym Markowi, a on próbował mnie pocieszyć.

– Może nie jest tak źle, jak myślisz – stwierdził, choć sam nie wyglądał na przekonanego. – Może docenią, że w końcu ktoś powiedział prawdę?

Trudno było mi w to uwierzyć. Jutro miało się okazać, czy to początek końca, czy zupełnie nowy rozdział w moim życiu zawodowym.

Nadszedł dzień spotkania z Tomaszem

Wszedłem do jego gabinetu z duszą na ramieniu, gotowy na najgorsze. Tomasz siedział za biurkiem, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Gdy tylko zająłem miejsce, spojrzał na mnie i rozpoczął rozmowę.

– Kuba, doceniam twoją szczerość – powiedział bez żadnego wstępu, a ja poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. – Zawsze wiedziałem, że masz interesujące spostrzeżenia na temat naszej firmy.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy to jakiś test? Czy zaraz zacznie się prawdziwa rozmowa dyscyplinarna?

– To... To znaczy? – wyjąkałem, próbując zrozumieć, co się dzieje.

Tomasz uśmiechnął się, co zdarzało się rzadko.

– Cenię konstruktywną krytykę. Zawsze starałem się otaczać ludźmi, którzy nie boją się mówić prawdy. Dzięki twoim uwagom możemy poprawić pewne procesy w firmie.

Byłem zdezorientowany. To było ostatnie, czego się spodziewałem. Zamiast oburzenia, gniewu czy żądań wyjaśnień, Tomasz zaproponował mi... podwyżkę.

– Chciałbym, żebyś wziął bardziej odpowiedzialną rolę w naszej organizacji – oznajmił, patrząc mi prosto w oczy. – Masz talent, a ja chciałbym go wykorzystać w najlepszy możliwy sposób.

Siedziałem oszołomiony, nie wiedząc, czy to dzieje się naprawdę. Oto mój szef, którego krytykowałem bez ogródek, proponował mi awans. To musiał być żart. Ale Tomasz nie żartował. Chyba naprawdę docenił moją... szczerość.

Wyszedłem z gabinetu Tomasza, wciąż nie do końca wierząc w to, co właśnie się wydarzyło. Wszystko zdawało się być jak ze snu – ten, który zazwyczaj przekształca się w koszmar, ale tym razem zakończył się zupełnie inaczej.

Przechodząc korytarzem, wciąż zadawałem sobie pytanie: czy to możliwe, że szczerość naprawdę się opłaca, czy może Tomasz po prostu ma wyjątkowo dziwne poczucie humoru?

Spotkałem Marka, który niecierpliwie czekał na relację z rozmowy.

– No i co? Wywalili cię? – zapytał z niepewnym uśmiechem.

– Wywalili? Nie, Marek, wręcz przeciwnie. Tomasz dał mi podwyżkę i awans – odpowiedziałem, a Marek otworzył usta z niedowierzania.

– Żartujesz sobie? To co, teraz będziesz pisał maile o prezesie? Może to ci zapewni kolejny awans! – zażartował, chociaż w jego głosie dało się wyczuć nutę podziwu.

Nie wiedziałem, co myśleć. Czy to oznaczało, że Tomasz zawsze cenił moją pracę, a ja po prostu nigdy tego nie dostrzegałem? A może mój niefortunny mail otworzył nowe drzwi, o których istnieniu nawet nie wiedziałem? Czułem się, jakbym wygrał na loterii, ale jednocześnie nie byłem pewien, co z tym szczęściem zrobić.

Dni w pracy będą teraz wyglądać inaczej. Nowa odpowiedzialność, nowe wyzwania. I Marek, który teraz będzie mnie obserwować z jeszcze większą uwagą, szukając w moich decyzjach kolejnych „perełek”.

Czy to był początek nowego rozdziału w moim życiu zawodowym? Może teraz, kiedy byłem na nieco wyższym stanowisku, będę miał okazję wpłynąć na rzeczy, które do tej pory uważałem za absurdalne?

Kuba, 31 lat

Czytaj także:
„Awans w pracy zaszkodził mi bardziej niż stary pączek. Moim największym wrogiem okazała się najlepsza przyjaciółka”
„15 lat temu mąż wcisnął mi na palec obrączkę, a do ręki mopa. Teraz jest w szoku, bo zrobiłam cennik usług”
„Moja matka uważa, że lepiej być nieszczęśliwą żoną, niż zadowoloną rozwódką. W jej oczach jestem tylko życiową porażką”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama