Kiedy zdałam na studia dzienne w Warszawie, poczułam, że to początek spełniania moich marzeń. Chociaż mama martwiła się, czy dam sobie radę w wielkim mieście, jednocześnie była ze mnie ogromnie dumna. Niestety los sprawił, że nie doczekała chwili, gdy dostałam swój indeks...
Choroba szybko zabrała mamę
Tuż po rozpoczęciu roku akademickiego u mamy zdiagnozowano nowotwór, więc postanowiłam zostać w rodzinnym domu i się nią zająć. Mimo jej sprzeciwów wiedziałam, że nie mogę postąpić inaczej. Plany można odłożyć na później, a ja szczerze wierzyłam, że silną wolą da się przezwyciężyć wszystko, nawet raka jelita z przerzutami do wątroby, którego nie można zoperować. Ojciec pracował po kilkanaście godzin na dobę, na utrzymanie rodziny.
Przez ten czas opiekowałam się mamą, ciągle licząc na to, że stanie się jakiś cud. Tata tyrał w pracy, a ona gasła w oczach. Kolejnej jesieni opuściła nas. Parę tygodni po tym, jak ją pochowaliśmy, ojciec chyba wrócił do siebie. Popatrzył na mnie bardziej przytomnym wzrokiem i przypomniały mu się moje studia.
– Dostałaś się w końcu na listę przyjętych. Sprawdź, czy oferta jest nadal aktualna.
– Ale tato, rok akademicki już się rozpoczął…
– Nie gadaj, tylko ruszaj. Rozeznaj się w temacie, a przy okazji poznasz stolicę. Ciocia Zenka zaoferowała ci pokój, możesz się u niej zatrzymać. Zaraz znajdę do niej telefon i zadzwonię.
No i faktycznie zadzwonił. Wynegocjował dla mnie nocleg i wyżywienie po przystępnej cenie. Na koniec wręczył mi trzy tysiące na początek oraz kluczyki do swojego opelka.
– Gdybyś postanowiła tam zostać, a nie udałoby ci się znaleźć pracy, przeleję ci więcej pieniędzy. Powinnaś się stąd wyrwać, rozpocząć wszystko od zera, z dala od tego bałaganu… Wiesz, o czym mówię.
Czułam to. W ścianach zalegało cierpienie, choroba i żal po mamie, która umarła.
– Kiedy cię nie będzie, wezmę się za odświeżanie mieszkania. Jak wrócisz, przywitają cię pachnące nowością kąty. Sama się przekonasz – zapewniał mnie.
Odpuściłam.
Być może dręczyły go wyrzuty sumienia
Nie chodziło o przerwane studia, ale o mamę, z którą w zasadzie zostawił mnie samą. Nie odstępowałam jej na krok, ściskałam jej dłoń, kiedy umierała, przyglądałam się bezsilnie jej męczarni, w głębi duszy złorzeczyłam proboszczowi, który serwował nam banały w stylu, że cierpienie czyni nas lepszymi.
Wrzaski z bólu w nikim nie rozbudzają szlachetności. Za to błaganie o morfinę odbiera godność. Ojciec dobrze mi radził – muszę uciec, zostawić za sobą złe przeżycia i wściekłość. Spakowałam manatki, wskoczyłam do starego auta i odjechałam.
Ciocia otworzyła szeroko ramiona na powitanie.
– No cześć, słoneczko, ale schudłaś, nie przejmuj się, u mnie się podtuczysz, teraz ja się tobą zajmę… No chodź, chodź, urządziłam ci pokoik, trochę go ozdobiłam, na bank przypadnie ci do gustu.
Ciotka zaprowadziła mnie do pokoju, który na szczęście nie był aż tak cukierkowy i landrynkowy, jak się spodziewałam.
– Czuj się jak u siebie, a ja zajmę się posiłkiem. Co powiesz na knedle z owocami? Pamiętam, że za nimi przepadasz, a od tatusia słyszałam, że od dłuższego czasu nie miałaś okazji zjeść domowych rarytasów, bo nie było komu ich dla ciebie przygotować…
Ponownie zatraciłam się w uścisku ciotki.
– Nie martw się, kochanie, teraz nadszedł czas, żebym ja się tobą zajęła. Twoja obecność sprawi mi ogromną radość, Agatko. Nareszcie będę mogła z kimś pogadać, bo z Malwiną – ciocia westchnęła z rezygnacją – szkoda strzępić język… Tylko zakuwa i zakuwa. Zanim dobiegnie końca ta jej przygoda z prawem, oczy do reszty jej wysiądą. No to odpocznij trochę po podróży, rozpakuj walizki, a ja przygotuję coś do zjedzenia.
„Jak ciotka tak gada non stop, to nic dziwnego, że Malwina trzyma się od niej z daleka” – pomyślałam. Ale jak już trochę u niej pomieszkałam, to zobaczyłam, że ta przyszła adwokatka nie tylko ciotkę, ale w ogóle towarzystwo omija szerokim łukiem. W tydzień udało mi się zadomowić w pokoiku, ogarnąć pracę, a w dziekanacie dowiedziałam się, że muszę od nowa składać dokumenty i jeszcze raz startować w rekrutacji na wiosnę, żeby dostać się na następny rok.
Widocznie tak miało być
Kiedyś chciałam zostać dyplomatą i aplikowałam na kierunki takie jak historia czy politologia. Udało mi się dostać na historię, ale teraz sama nie wiem, czy faktycznie mam ochotę jeździć po świecie, poznawać nowych ludzi i robić karierę. Nawet największa kasa i znajomości nie pomogłyby mojej mamie. Kiedy umierała, nic tak mocno mnie nie dobijało jak świadomość, że nic nie mogę zrobić.
Jako osoba o zainteresowaniach humanistycznych, medycyna raczej nie wchodziła w grę. Wynalezienie cudownego leku na nowotwory również wydawało się mało prawdopodobne. Ewentualnie pozostawała jeszcze psychologia. Tak czy inaczej, do wiosny miałam jeszcze trochę czasu, żeby podjąć decyzję odnośnie wyboru właściwego kierunku studiów. Jedno było pewne – na pewno nie prawo, o ile wiązałoby się to z trybem życia, jaki prowadziła Malwina.
Podczas pierwszych dni mojego pobytu ani razu jej nie spotkałam. Zresztą później też nieczęsto się widywałyśmy. Z pewnością musiała korzystać z toalety, wchodzić do kuchni, jeść i wychodzić na uczelnie, jednak poruszała się po mieszkaniu tak cicho i niezauważalnie, że przypominała zjawę. Ilekroć wychodziła, pozostawiała po sobie nietypową woń, która unosiła się w powietrzu...
Ta specyficzna nuta zapachowa zdecydowanie nie kojarzyła się z żadnym z jej ulubionych kosmetyków czy perfum. Nie przypominała ani mydlanych nut, ani odświeżających akcentów dezodorantu, a tym bardziej subtelnych perfum czy naturalnej woni jej skóry. Było to coś zupełnie odmiennego, trudnego do zdefiniowania...
Miało się wrażenie, że to ledwie ulotna esencja, a nie wyrazista woń. Próbowałam znaleźć jakieś porównanie, ale bez skutku, choć jednocześnie przywodziło mi na myśl coś znajomego i miałam nieodparte wrażenie, że to nieprzyjemne, wręcz wzbudzające irracjonalny niepokój odczucie.
– Słuchaj, ciociu, czy według ciebie Malwina ma jakiś nietypowy zapach? – zagadnęłam.
– Co masz na myśli, że śmierdzi? Nie, ależ skąd. To samotniczka, ale o higienę dba. A w jej pokoju panuje wręcz pedantyczny ład. Musisz uwierzyć mi na słowo, bo raczej nie zaprosiła cię do siebie, niegrzecznie z jej strony.
Nie o to mi zupełnie chodziło, lecz skoro sama nie potrafiłam określić, co mnie tak trapi, jak mogłabym to przekazać cioci? Mimo to ta sprawa wciąż nie dawała mi spokoju. Przyłapywałam się na tym, że kręcę się przy pokoju Malwiny i wącham niczym jakiś czworonóg. Aż wreszcie mnie nakryła. Otworzyła drzwi i zobaczyła, jak sterczę za nimi, pochylając się do przodu.
– Co ty wyprawiasz? Szpiegujesz? Podpatrzyłaś coś? – spytała, krzywiąc się z niezadowoleniem.
Jak miałam jej to powiedzieć?
Stałam tam jak wryta, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Woń, która wydobyła się z jej sypialni, kompletnie mnie zamroziła. Nagle dotarło do mnie, skąd znam tę woń. Z emocji poczułam, jak po plecach spływają mi strugi potu.
– Halo, obudź się! O co chodzi? – mówiła do mnie. – Wpadłaś pogadać? Dobra, to załatwmy to od ręki…
– Nie, nie! – wrzasnęłam przerażona.
Nigdy w życiu nie odważyłabym się tam wejść. Przegryzłam wargę i z trudem wykrztusiłam:
– Ciocia chciałaby wiedzieć, czy zostaniesz na Boże Narodzenie, czy masz w planach wyjazd?
– Ale ja już wcześniej wspominałam, że jadę do rodzinnego miasta i mam zamiar wrócić dopiero po sylwestrze. Trajkocze bez przerwy, a w ogóle nie zwraca uwagi na to, co się do niej mówi. To powinno być wbrew prawu – dobiegło mnie zza drzwi, które zaraz zatrzasnęły się z hukiem.
– I jak tam, mała, chce ci się jeść? – szczebiotała ciocia. – A twój tata dzwonił z potwierdzeniem, że będzie obecny podczas wigilijnej kolacji? Wymyśliłaś już, co chciałabyś znaleźć pod choinką w prezencie?
– Ciociu, czy w pokoju Malwiny ktoś zmarł? A może przebywała tam jakaś osoba śmiertelnie chora? – wypaliłam.
Zdziwiona ciotka zaniemówiła, co było naprawdę niecodziennym widokiem.
– O matko jedyna, co ci strzeliło do głowy? – wreszcie doszła do siebie. – Odkąd żyję, niczego podobnego tu nie było. A dawniej? Nie mam pojęcia, w końcu ten budynek ma swoje lata, a dawno temu nie wszyscy umierali w szpitalach, ale tak w ogóle to dlaczego zadajesz to irracjonalne pytanie? Bo jakoś nie mogę tego pojąć…
Nie potrafiłam dobrać właściwych słów, aby jej to wytłumaczyć. Dla mnie samej pozostawało zagadką, czemu aromat unoszący się w pokoju Malwiny przywołał wspomnienie mamy. Jej sypialni, w której znosiła cierpienie, słabła, tocząc walkę ze śmiertelną chorobą. Odeszła w szpitalnym łóżku, ale mury wciąż nosiły w sobie odór śmierci. To stało się powodem mojego wyjazdu, a ojciec zdecydował się na odświeżenie wnętrza.
Czy Malwina jest chora?
Zastanawiałam się, czy to od niej pochodzi ta woń. Czyżby umierała, nie zdając sobie z tego sprawy? Wiedziałam, że muszę ją uprzedzić. Najwyżej uzna, że zwariowałam. Liczyła się każda chwila. Kiedy dotarło do mnie, co mnie tak dręczy, strach zaczął rosnąć jak lawina. Zawróciłam pod drzwi Malwiny i zaczęłam w nie energicznie uderzać.
– Malwina, to ja, Agata. Musimy porozmawiać. Nie odejdę, dopóki tego nie zrobimy – ponownie załomotałam w jej drzwi.
– O co ci chodzi? Co tak nagle? Sądziłam, że jesteś w porządku, ale chyba poszłaś w ślady cioci i masz równie...
– Idź się przebadać. Porządnie. Na wszelkie możliwe sposoby, bo niektóre choroby rozwijają się bez żadnych symptomów, a gdy te w końcu się pojawiają, jest już za późno na ratunek. Sprawdź jakie choroby były w twojej najbliższej rodzinie i zwróć szczególną uwagę, by przebadać się właśnie pod tym kątem. Nie oszczędzaj pieniędzy na badania i nie odkładaj tego na później.
Kiedy wreszcie uchyliła drzwi, mimowolnie się wzdrygnęłam i odskoczyłam do tyłu. Wzrok Malwiny przeszywał mnie na wskroś, jakby oceniała szczerość moich intencji.
– A to dlaczego? – rzuciła lakonicznie.
Cokolwiek bym odparła, nawet najbardziej przekonujące kłamstwo, nie zabrzmiałoby autentycznie, więc zdecydowałam się na szczerość.
– Ponieważ cuchniesz trupem.
Malwina z hukiem zatrzasnęła drzwi tuż przed moim nosem, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem do swojej sypialni.
A jednak posłuchała
Ostatni dzień starego roku świętowałam z kolegami i koleżankami z biura. Robiłam co w mojej mocy, żeby nie zaprzątać sobie głowy myślami o Malwinie. Próbowałam nie myśleć, czy weźmie sobie do serca moje złowrogie ostrzeżenie i czy gdybym ja znalazła się na jej miejscu, to przejęłabym się takim dziwnym i ponurym komunikatem. Powinna pojawić się z powrotem w domu ciotki w pierwszą środę po rozpoczęciu nowego roku. Ale się nie zjawiła. Czemu się tak przejmowałam i niepokoiłam?
Tak naprawdę nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko, w sumie ledwo ją kojarzyłam. Dziś do mnie zadzwoniła, numer dostała od ciotki. Bez owijania w bawełnę przeszła do rzeczy.
– Spokojnie, to nie rak, ale w mojej rodzinie zdarzały się przypadki pękniętych tętniczek w mózgu, a to zwiększa szansę na pojawienie się tętniaków. Tak jak zasugerowałaś poszłam na prześwietlenie i faktycznie, wykryli tętniaka mózgu. Można powiedzieć, że chodziłam z tykającą bombą zegarową w głowie. Teraz lekarze główkują, jak najlepiej rozbroić tę bombę, abym była zdrowa. W każdym razie wielkie dzięki.
I się rozłączyła, zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić. Pewnie czuła się równie dziwacznie jak ja. Bo co, mam jakiś radar na śmierć czy co? I już nie jestem wobec niej taka bezsilna? Trochę mnie to przeraża, nie powiem.
Daria, 19 lat
Czytaj także:
„Miałam 16 lat, gdy zaszłam w ciążę. Matka stwierdziła, że mam oddać dziecko siostrze, bo jej się bardziej należy”
„Chłopak wnuczki poderwał dziewczynę mojego syna. Wszystko zostało w rodzinie, jak w amerykańskiej telenoweli”
„Paweł potraktował moją przyjaciółkę jak chusteczkę do nosa. Wymiętosił, otarł łzy, wysmarkał się i wrócił do żoneczki”