Usiadłam w fotelu i przymknęłam oczy. „Dziecko jest dziś wyjątkowo niespokojne” – pomyślałam, kładąc ręce na brzuchu okrągłym jak dmuchana plażowa piłka. Cisza w mieszkaniu działała na mnie dziwnie przygnębiająco. Chociaż dochodziła dwudziesta, Jarka jeszcze nie było. Ostatnio stale siedział w firmie do późna. Ponoć dopracowywali dokumenty potrzebne do wygrania ważnego przetargu, a mnie to strasznie denerwowało. Chciałabym spędzać z mężem więcej czasu. Tęskniłam i, co tu kryć, niepokoiłam się.
Czułam niepokój o nasz związek
„Jarek jest przecież niesamowicie przystojny, zawsze się koło niego kręciły jakieś baby” – pomyślałam, uświadamiając sobie, jak okropne sceny zazdrości mu urządzam, od kiedy zaszłam w ciążę. Pewnie przez te rozszalałe hormony… Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy dziecko kopnęło po raz kolejny. Mąż zadzwonił pół godziny później.
– Słoneczko, ja tutaj jeszcze trochę dziś posiedzę. Nie czekaj na mnie, tylko idź spać koło dziesiątej. Musisz wypoczywać – powiedział. – Kocham cię, skarbie.
– No nie, nocować tam chyba nie zamierzasz? – syknęłam rozeźlona, bo do reszty zepsuł mi humor.
Rozumiałam, że musi się starać, aby rozkręcić firmę budowlaną, którą kilka miesięcy temu założył z kolegą, ale ile czasu można spędzać przed monitorem?! Wściekałam się w duchu, nie mogąc przestać myśleć o ich nowej asystentce. Ta to dopiero spędzała mi sen z powiek! Wysoka, strzelista blondyna w typie słowiańskiej dziewoi, za którą każdy facet w ogień by wskoczył!
Pomyśleć, że taka laska siedziała w biurze razem z moim mężem – piękna, młoda i uśmiechnięta, podczas gdy ja – zasapana, gruba jak balon, tkwiłam zamknięta w mieszkaniu…
Gdy poszłam do kuchni po kakao, przypomniała mi się była żona Jarka. „Przecież Arleta była w ostatnich miesiącach ciąży, kiedy ja odbiłam jej męża! – dotarło do mnie nagle. – Pewnie też czekała całymi wieczorami, aż on wróci, gdy tymczasem my oddawaliśmy się igraszkom w moim nowym mieszkaniu”.
Świetnie pamiętałam te czasy, w końcu to było niecałe dwa lata temu. On mówił, że mnie kocha, że rozwód jest kwestią kilku miesięcy, na okrągło okłamywał Arletę. Dzwonił do niej, twierdząc, że popsuł mu się samochód, że musi dłużej zostać w firmie albo że wpadł na kogoś w mieście i zje z nim kolację. Potem wskakiwał z powrotem do mojego łóżka…
Co jeśli on robi mi to samo?
„A jeśli teraz robi tak samo? Ja z kuszącej kochanki zamieniłam się w utuczoną żonę, więc on szuka teraz wrażeń z kolejną babką…” – zadręczałam się, drepcąc w kółko po małej kuchni, aż w końcu chwyciłam torebkę i wyszłam na klatkę. „Pojadę tam i rozwieję te moje wątpliwości raz na zawsze! – zdecydowałam. – Nie muszę nawet wchodzić do środka.Wystarczy, że pokręcę się przy firmie, na zewnątrz budynku. Zorientuję się chociaż, czy samochód Jarka stoi na parkingu” – pomyślałam, zamykając mieszkanie.
Zerknąwszy na moje auto stojące pod blokiem, po namyśle zdecydowałam się na taksówkę. W ósmym miesiącu ciąży lepiej się nie stresować za kierownicą… Był piękny wrześniowy wieczór. Taryfa podjechała dosłownie po chwili i kwadrans później znalazłam się pod firmą męża. Kiedy na parkingu zobaczyłam forda Jarka, odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się, że wciąż jest w firmie, choć wciąż jeszcze wszystko mogło pójść nie tak. Mógł na przykład teraz uprawiać dzikie harce z tą cholerną Renatą!
Budynek był opustoszały. Nocny portier kiwnął mi głową, ledwo odrywając wzrok od gazety, więc podeszłam do windy. Na piętnastym piętrze przyszło mi do głowy, że właściwie to idiotyczne przyjeżdżać tutaj tak późno, i że Jarek pewnie się wkurzy. Tak na mnie chuchał, odkąd zaszłam w ciążę… Teraz będzie miał pretensje. Nie powinnam sama wychodzić z domu i takie tam… „Ale skoro on całe dnie spędza w firmie, to ja mam prawo się zorientować, co się tutaj wyprawia!” – zdecydowałam.
W końcu, niestety, wiedziałam świetnie, że Jarek bywa wytrawnym kłamcą. Jeszcze przecież nie tak dawno całkiem skutecznie okłamywał Arletę… Ruszyłam wzdłuż korytarza. Światła były przygaszone i na piętrze panował przyjemny półmrok. Pchnęłam drzwi od gabinetu Jarka, lecz nikogo tam nie zastałam. Nikogo nie było też w małym pomieszczeniu obok i poczułam coraz większy niepokój. Została sala konferencyjna.
Skrzywiłam się, przypominając sobie ten wielki, dębowy stół, na którym kiedyś kochaliśmy się z Jarkiem. Wpadłam do niego po godzinach, mieliśmy iść na kolację. On wymruczał, że wyglądam wyjątkowo ponętnie, i zanim się zorientowałam, zaczęliśmy się całować, zrzucając z siebie ubrania. Nigdy nie zapomnę tego przyjemnego dreszczyku – w każdej chwili mógł nas ktoś nakryć, i chyba właśnie to najbardziej mi się wtedy podobało. Czułam się seksowna i stuprocentowo kobieca.
„Kiedy to było!” – pomyślałam z żalem, bo coraz częściej zamiast upragnioną kobietą Jarka czułam się po prostu żoną. A żony… się zdradza. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam ciężkie drzwi prowadzące do sali konferencyjnej. Oczyma wyobraźni już widziałam tę blondynę, która naga i rozpalona, obleczonymi w koronkowe pończochy nogami obejmuje plecy mojego Jarka.
Tylko się ośmieszyłam
Taka mnie nagle zazdrość ogarnęła, że wpadłam tam jak burza. Na mój widok mąż poderwał się z krzesła, doskoczył do mnie jednym susem.
– Kochanie! Coś się stało? Źle się czujesz? – pytał, podsuwając mi fotel.
Usiadłam, kuląc się ze wstydu, bo przy stole oprócz Jarka siedziało jeszcze jakieś dziesięć osób, które teraz posyłały w moją stronę pełne zaciekawienia spojrzenia.
Renata też tam była, jakże by inaczej. Spojrzała na mnie z wyższością i poprawiła długie blond włosy. Żmija!
– Źle się czujesz? – zapytał jeszcze raz Jarek, a ja przecząco pokręciłam głową.
– Nie, ja… – zawiesiłam głos, bo nie miałam pojęcia, czemu do jasnej cholery pojawiłam się w jego firmie o tej porze!
Czułam się jak ostatnia idiotka, choć z drugiej strony – kamień spadł mi z serca. Ta moja zazdrość tak mnie nakręciła! Byłam prawie pewna romansu Jarka z Renatą! W końcu on chyba się zorientował, że kierowała mną zwykła zazdrość, bo mruknął, że odwiezie mnie do domu.
– Zrobimy sobie jakiś kwadrans przerwy, a ja postaram się wrócić jak najprędzej – powiedział w stronę sztywniaków w garniturach. – Chodźmy – zwrócił się do mnie lodowatym tonem. W samochodzie prawie się do mnie nie odzywał.
Dopiero pod domem powiedział, że zrobiłam z siebie wariatkę, a przy okazji idiotę z niego.
– W firmie przez długie miesiące będą się śmiać za moimi plecami! – warknął. – Wtoczyłaś się tam taka wściekła, jakbyś miała ochotę zadusić nas wszystkich gołymi rękami! I czemu?! Niech zgadnę: bo podejrzewałaś, że zdradzam cię z Renatą. To zaczyna być chore, mam dość tych akcji! Dziewczyno, mieliśmy naradę z ważnymi klientami! Ci goście albo nas oleją, albo pomogą nam zarobić naprawdę grubą kasę! Szykowałem się do tego spotkania tygodniami, a ty tam wpadasz i odstawiasz jakiś cyrk!
Już w mieszkaniu kazał mi iść prosto do łóżka i nie ryzykować zdrowia dziecka.
– Kochanie, dlaczego nie możesz uwierzyć, że kocham ciebie, że tylko ciebie chcę? – powiedział cieplejszym tonem. Pogładził mnie po twarzy, pomógł mi ściągnąć żakiet i zaparzył melisy. Taki słodki, a jednocześnie taki sprytny… „Przecież tak dobrze znam go z tej złej strony” – myślałam bliska łez. Ileż to razy przez telefon zapewniał Arletę o swojej miłości, chociaż mi już wcześniej obiecał, że się z nią rozwiedzie!
– Nie potrafię tak do końca ci zaufać – powiedziałam cicho.
Wtedy on się wściekł. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Następnego dnia odzywał się do mnie półgębkiem. Weekend też minął nam w niemiłym nastroju, a w poniedziałek Jarek znowu siedział w firmie do późna. Nie wiem, co będzie dalej. Tak bardzo go kocham... Pomyślicie pewnie, że mam, czego chciałam, skoro z premedytacją uwiodłam żonatego. Może i tak.
Więcej prawdziwych historii:
„Mój ukochany sprzątał i gotował… tylko do ślubu. Z dnia na dzień zapomniał, jak wstawić pranie i zrobić jajecznicę”
„Nienawidziłam ojca, bo zostawił mnie i mamę. Chciałam zniszczyć mu życie, nie zasługiwał na szczęście”
„Syn nazywa tatą kochanka mojej żony. Ja harowałem za granicą, a oni żyli razem na mój koszt…”