Reklama

Jestem żoną Witka od piętnastu lat. W teorii nasze życie mogłoby wydawać się spełnione: mamy dwójkę dzieci, domek na przedmieściach i dobrze prosperujące kariery zawodowe. Jednak w praktyce moje życie przypomina szare, monotonne dni, które od dawna nie przynoszą mi radości.

Reklama

Witek jest niby dobrym człowiekiem, ale odkąd zaczął skupiać się na pracy, przestał dostrzegać moje potrzeby. Często czuję się niewidzialna, jakbyśmy mieszkali obok siebie, a nie razem. W mojej głowie kłębią się myśli o zmianach, ale brak środków i odwagi na rozwód trzymają mnie w tej sytuacji. Jestem rozdarta między pragnieniem nowego początku a odpowiedzialnością za rodzinę.

Nie umieliśmy rozmawiać

Siedzieliśmy w kuchni jak zwykle. Witek wrócił z pracy późnym wieczorem, zmęczony i pochłonięty swoimi sprawami. Patrzył w ekran laptopa, stukając w klawiaturę. W ogóle mnie nie słuchał.

– Witek, możesz na mnie spojrzeć? – zapytałam, starając się, by mój głos nie brzmiał zbyt natarczywie.

– Tak, oczywiście. Co jest? – odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu.

Chodzi o nas, o nasze małżeństwo – zaczęłam, czując, jak narasta we mnie frustracja. – Czuję, że się od siebie oddaliliśmy.

W końcu spojrzał na mnie, ale w jego oczach widziałam tylko zmęczenie.

– Nina, naprawdę, teraz chcesz znów narzekać? Miałem ciężki dzień. Może porozmawiamy jutro? – rzucił, wracając do pisania.

Zawiesiłam się na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. W mojej głowie krążyło tysiące myśli, a każda z nich zdawała się krzyczeć o mojej bezsilności.

Zawsze jest jutro, Witek. A to jutro nigdy nie przychodzi – powiedziałam, czując, jak emocje zaczynają mnie przytłaczać.

Nie zareagował. Wrócił do pracy, a ja poczułam, jak nasze emocjonalne oddalenie jest niczym przepaść nie do przebycia. Siedziałam tam, patrząc na niego, próbując zrozumieć, gdzie po drodze się zagubiliśmy.

Czułam się jak w pułapce

Następnego dnia spotkałam się z moją przyjaciółką, Anią, w małej kawiarni, którą często odwiedzałyśmy. Była dla mnie jak siostra, ktoś, komu mogłam powierzyć wszystkie swoje troski.

– Nina, coś cię gnębi, widzę to od razu – zaczęła Anna, spoglądając na mnie z troską.

To mój związek z Witkiem... Czuję, że jesteśmy jak dwa obce sobie ciała w jednym domu – wyznałam, mieszając kawę.

Koleżanka westchnęła i położyła rękę na mojej.

– A mówiłaś mu o tym? – zapytała, wpatrując się we mnie uważnie.

– Próbowałam. On... po prostu nie słyszy, nie słucha – odpowiedziałam z rezygnacją.

– Może po prostu potrzebuje czasu, może nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo cię to boli – próbowała mnie pocieszyć, choć ja w to wątpiłam.

– A ja się duszę. Myślę o ucieczce, o jakiejś zmianie, ale nie wiem, jak... Mam wrażenie, że nie mam dokąd pójść – powiedziałam, próbując opanować łzy.

Przyjaciółka przytuliła mnie mocno.

– Nina, musisz pomyśleć o sobie. Znaleźć coś, co da ci siłę. Rozwód to nie jedyna opcja, ale musisz zadbać o swoje szczęście – powiedziała, a jej słowa brzmiały jak echo w mojej głowie.

Rozmowa z Anią nie dała mi gotowego rozwiązania, ale poczułam się choć trochę lżej, mogąc wyrzucić z siebie to, co zalegało na mojej duszy.

Dla niego to był układ

Późnym popołudniem, kiedy dzieci bawiły się na podwórku, a ja sprzątałam w kuchni, przypadkowo usłyszałam rozmowę Witka przez telefon. Stojąc przy otwartym oknie, jego słowa dochodziły do mnie wyraźnie.

– Tak, jasne, że dla mnie kariera jest priorytetem. Nie rozumiem, jak można tego nie pojmować – mówił z irytacją do swojego kolegi. – Praca to nasze życie. Rodzina? Jasne, ale to ja przynoszę do domu pieniądze. Ktoś musi.

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Jego słowa były niczym cios w brzuch. Nie potrafiłam uwierzyć, że Witek tak myśli, że nie dostrzega, jak bardzo nasze życie rodzinne jest ważne, a moje uczucia całkowicie zignorowane.

– Tak, w domu zazwyczaj jest całkiem okej. Nina sobie radzi. Ale wiesz, to jest jak z mechanizmem – powiedział, a ja nie mogłam się dłużej powstrzymać.

Weszłam do pokoju, gdzie rozmawiał. Spojrzałam mu prosto w oczy, czując, jak wzbiera we mnie fala emocji.

– Witek, jak możesz tak mówić? – zapytałam, przerywając jego rozmowę.

Jego wzrok wskazywał, że zdał sobie sprawę, że usłyszałam więcej, niż powinnam.

– Muszę kończyć – powiedział do telefonu, a potem odłożył słuchawkę. – Nina, co się dzieje?

– Słyszałam wszystko, Witek. Jak możesz myśleć, że praca to życie, a ja... – urwałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Czy naprawdę nasz związek jest dla ciebie tylko mechanizmem?

Witek próbował się tłumaczyć, ale jego słowa zdawały się być puste. To był moment, kiedy zdałam sobie sprawę, że moje uczucia nigdy nie będą dla niego priorytetem, i że muszę coś zmienić. Planowanie zmian stawało się moją nową rzeczywistością.

Nie mogłam już tak żyć

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły się w mojej głowie, przypominając o przeszłości, kiedy moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Przed małżeństwem miałam swoje marzenia, plany i pasje, które gdzieś po drodze zaginęły. Byłam pełna energii i nadziei na przyszłość, zanim związałam się z Witkiem.

Pamiętam, jak marzyłam o podróżach, nauce nowych języków, rozwoju osobistym. Wszystko wydawało się możliwe. Teraz czułam, że utknęłam w miejscu, które już mnie nie satysfakcjonuje. Przestałam myśleć o sobie, stawiając na pierwszym miejscu rodzinę, ale w tym wszystkim zagubiłam siebie.

Nagle przypomniałam sobie o dawnych przyjaciółkach, z którymi straciłam kontakt. Jedna z nich prowadziła warsztaty z jogi, które kiedyś tak uwielbiałam. Może to była szansa na odnowienie więzi, na odzyskanie części siebie? Postanowiłam odnaleźć jej numer i zadzwonić. Może małe kroki doprowadzą mnie do większych zmian.

Zrozumiałam, że choć rozwód wciąż wydaje się niemożliwy, bo samej mnie na niego nie stać, mogę zacząć od drobnych rzeczy. Znaleźć coś, co przyniesie mi radość i zadowolenie. Było to wyzwanie, które zaczęło budzić we mnie nową determinację. Zdecydowałam, że nie mogę dłużej żyć w marazmie i muszę zawalczyć o swoje szczęście, nawet jeśli będzie to długa droga.

Nawet dzieci coś rozumiały

Siedzieliśmy z dziećmi przy stole, kończąc kolację. Ich śmiechy i niewinne rozmowy były jak promyk słońca w pochmurny dzień. Staram się, by były szczęśliwe, mimo że sama czuję się zagubiona. Nagle starsza córka, Zosia, spojrzała na mnie z powagą, której się nie spodziewałam.

– Mamo, co będziemy robić w wakacje? – zapytała, a ja poczułam lekkie ukłucie.

– Jeszcze nie wiem, kochanie. Może wybierzemy się gdzieś na wycieczkę? – odpowiedziałam, starając się brzmieć beztrosko.

Tato powiedział, że jest zajęty w pracy, ale chciałabym, żebyśmy byli razem. Czy możemy gdzieś pojechać, jak kiedyś? – dopytywała, a ja poczułam, że muszę unikać jej wzroku.

– Postaram się coś zorganizować – uśmiechnęłam się, choć w środku walczyłam z emocjami.

Młodszy synek, Kacper, dorzucił swoje trzy grosze.

– A czy jak się wyprowadzimy, to będę miał swój pokój? – zapytał niespodziewanie.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam, zaskoczona.

– Słyszałem, jak mówiłaś cioci Ani, że myślisz o wyprowadzce – wyjaśnił niewinnie.

W sercu poczułam, jakby ktoś pociągnął za strunę, która groziła pęknięciem.

– Kacper, nie martw się, wszystko będzie dobrze – zapewniłam go, przytulając.

Pod tekstem dziecięcych pytań kryło się więcej, niż chciałam przyznać. Musiałam być ostrożna w swoich decyzjach, bo wiedziałam, jak bardzo wpłyną one na nasze życie. To była kolejna cegła w murze moich rozterek – jak zbalansować pragnienie szczęścia z odpowiedzialnością wobec nich.

Zacznę od małych kroków

Siedząc samotnie w salonie, patrzyłam na zdjęcia z różnych etapów naszego życia, które wisiały na ścianie. Wspomnienia przeszłości mieszały się z niepewnością przyszłości. Wiedziałam, że nie mogę dalej żyć w zawieszeniu, że muszę coś zmienić, choć serce drżało na myśl o konsekwencjach.

Pragnienie szczęścia i niezależności stawało się coraz silniejsze, ale nie mogłam zapominać o dzieciach. Czułam się rozdarta między dwiema skrajnymi ścieżkami: jedną, która prowadziła do kontynuowania obecnego, pozbawionego radości życia, i drugą, niepewną i pełną ryzyka, ale obiecującą nowy początek.

Moje myśli ciągle powracały do rozmowy z Anią, jej słów o odnalezieniu czegoś, co da mi siłę. Wiedziałam, że muszę odnaleźć siebie na nowo, nawet jeśli oznaczało to stawienie czoła nieznanemu. Może podróże, może nowe pasje, może powrót do marzeń, które kiedyś miałam.

Zrozumiałam, że nie wszystko musi być czarne lub białe. Może istnieje jakiś złoty środek, który pozwoli mi znaleźć szczęście, nie rujnując przy tym życia rodzinnego. Byłam świadoma, że przede mną długa droga i wiele trudnych decyzji, ale czułam, że już nie mogę czekać.

Kończyłam myśleć o tym, co zrobić, z otwartym pytaniem na przyszłość. Co wybiorę? Jak potoczy się nasze życie? Miałam nadzieję, że z czasem odnajdę właściwą odpowiedź i że moja historia będzie drogowskazem nie tylko dla mnie, ale i dla innych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Może wreszcie wezmę się na odwagę i kiedyś zdecyduję się na rozwód.

Nina, 40 lat

Reklama

Czytaj także:
„Mąż chciał rozwodu, a ja chciałam ciągnąć tę rodzinną farsę dla dobra dziecka. To się nie mogło udać”
„Chciałam, żeby mąż obsypywał mnie prezentami, a on żałował kasy. Nie wie, że perfumy i biżuterię dostaję od innego”
„Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”

Reklama
Reklama
Reklama