Nigdy nie pokazywałam przed innymi słabości, nawet w momentach, kiedy było mi rzeczywiście ciężko. Przecież musiałam dodawać otuchy innym. Lecz teraz coś się zmieniło. Siedząc samotnie w opustoszałym pokoju, bezmyślnie gapiłam się na transmisję szczypiorniaka, a po policzkach ciekły mi łzy... Doskwierała mi przeraźliwa samotność, miałam poczucie bycia pomijaną i niedocenianą przez najbliższych. Jakbym zupełnie przestała się dla nich liczyć.
Jego przyjemności były najważniejsze
Właśnie miałam skończyć pracę nad nową sukienką inspirowaną lodową księżniczką, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Okazało się, że to listonosz przynoszący sporo ważącą i niemałą przesyłkę dla mojego męża.
– Wydaje się, że pani mąż spędza czas w bardzo ciekawy sposób – listonosz uśmiechnął się z przekąsem, wskazując na adres nadawcy na etykiecie paczki. „Akcesoria i Gadżety do Domowego Warzenia Piwa".
Byłam totalnie wyczerpana, więc nawet nie skomentowałam. Mój mąż od jakiegoś czasu bardzo mocno wciągnął się w temat domowego warzenia piwa. Grzebał w internecie, przeglądając receptury i zrobił spis rzeczy, które musi zakupić. Z jego obliczeń wynikało, że za podstawowy zestaw będzie musiał wyłożyć parę stówek. Próbowałam oponować, zwracając uwagę na to, że musimy jeszcze spłacić nowy telewizor i oddać za rowerek dla Krzysia, ale chyba niespecjalnie go to obchodziło.
– Chłop powinien mieć jakieś zainteresowania – stwierdził, kiedy ze skwaszoną miną zwróciłam uwagę na karton. – Wolałabyś, żebym przychodził z pracy i leżał resztę dnia na kanapie? Nie marudź.
Głośno wypuściłam powietrze z płuc i ruszyłam dokończyć pracę nad strojem, jednocześnie zerkając na nasz nowy telewizor. Nabyliśmy go, korzystając z „superokazji”, a w zestawie mieliśmy także dostęp do stacji z transmisjami różnych wydarzeń sportowych. Mojego małżonka interesowała właściwie tylko piłka nożna, a od czasu do czasu tenis ziemny, mimo to co miesiąc musieliśmy uiszczać dość pokaźną opłatę abonamentową.
Przez te wszystkie opłaty i wydatki nasz budżet stawał się coraz bardziej napięty. Andrzej był jednak wniebowzięty. Od dawna chciał podziwiać zmagania najlepszych drużyn Starego Kontynentu na dużym ekranie we własnym domu. A przecież pragnienia są po to, by je realizować, czyż nie?
Nikt nie chciał ze mną nawet iść do kina
Nasz „domowy browar” powstał w pokoju, który wcześniej należał do naszej córki. Rozstawił tam swoje przyrządy do warzenia piwa – słoje do fermentacji, cylindry miarowe, areometry i zaczepy piekarskie. Później odwiedziła nas Iza z Marzenką, a nasza wnusia od razu zaczęła przymierzać kreację na przyjęcie kostiumowe. Wyglądała wprost cudnie! Okropnie zależało mi na tym, aby na własne oczy ujrzeć, jak wygląda w tym stroju, wirując w tańcu i spędzając czas z innymi dziećmi.
– Przyniesiemy ci mnóstwo zdjęć z zabawy! – zapewniła mnie Iza.
Problem w tym, że ja nie chciałam przeglądać żadnych fotografii. Liczyłam po cichu, że uda mi się pojawić na tym balu i popatrzeć na wnusię, ale Iza stanowczo mi tego odmówiła, tłumacząc, że „dziadkowie nie uczestniczą w takich imprezach”. Poczułam się nieco dotknięta, ale co mogłam na to poradzić?
Minęło parę dni i w kinach zaczęli wyświetlać film, na który od dłuższego czasu miałam ochotę. Zasugerowałam małżonkowi, że moglibyśmy się na niego wybrać, tym bardziej, że akurat w czwartki kino oferowało dodatkowe zniżki dla seniorów, które już nam przysługiwały.
– Nie mam na to ochoty – odparł, cały czas wpatrując się w małą baryłkę, do której nasypywał cukier. – Jeżeli chcesz, to pójdź sama, dam ci te dziesięć złotych na wejściówkę.
– Nie chodzi mi o pieniądze, przecież mam swoje! – zirytowałam się. – Zależało mi po prostu na tym, abyśmy wybrali się do tego kina razem!
Jeszcze przez moment próbowałam do niego przemówić, ale w odpowiedzi słyszałam tylko zdawkowe pomrukiwanie. Głowiłam się nad tym, kogo mogłabym zaprosić do kina, ale niestety nikt nie przychodził mi na myśl. Moje grono znajomych było bardzo małe, i poza domem praktycznie nie miałam nikogo bliskiego. Całe moje dotychczasowe życie kręciło się wokół najbliższych – dwójki pociech, wnucząt, no i rzecz jasna, Andrzeja. Nigdy nie pracowałam zawodowo, ponieważ mąż prowadził własną firmę poligraficzną, która przynosiła niezłe zyski. To z kolei sprawiło, że brakowało mi choćby koleżanek z pracy.
– Iza, może miałabyś ochotę wybrać się do kina na ten najnowszy szpiegowski film? – w końcu wykręciłam numer do córki.
Kiedy zaproponowałam to Izie, nawet przez moment się nie zastanawiała. Od razu stwierdziła, że nie ma wolnego czasu na takie rozrywki. No tak, było to dla mnie oczywiste – Krzysio chodzi do szkoły, Marzenka jest w przedszkolu, do tego jeszcze te wszystkie wywiadówki, imprezy i Bóg wie co jeszcze. Poza tym przecież musi chodzić do pracy. Jak mogłam wpaść na tak głupi pomysł?! Mój syn z kolei, choćby nawet chciał mi towarzyszyć, i tak by nie mógł. Studiuje w akademii wojskowej, z dala od rodzinnych stron, w domu bywa wyłącznie od święta. Wobec tego zdecydowałam, że pójdę sama.
„Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, przecież mnóstwo osób chodzi do kina samotnie” – próbowałam sobie wmówić, jednak kiedy czekałam pod wejściem na seans, dotarło do mnie, że jako jedyna w całym multikinie jestem samotną, starszą kobietą. Wokół same pary, gromadki znajomych i całe rodziny. Ja natomiast stałam z boku, udając wielkie zainteresowanie plakatami wiszącymi na ścianach… Teoretycznie byłam otoczona ludźmi, ale w środku czułam niewyobrażalną samotność, jakbym była jedyną osobą na całym świecie. Od tamtej pory dałam sobie słowo, że już nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego!
Tylko ja martwiłam się pieniędzmi
Kiedy wróciłam do domu, zastałam tam akurat Izę. Żywo dyskutowała o czymś z Andrzejem i z tego, co usłyszałam, wywnioskowałam, że namówiła go na zakup komputera do firmy, który trafiłby później do Krzysia. Trochę mnie to zaskoczyło, bo mimo że to Andrzej był właścicielem przedsiębiorstwa, to zazwyczaj omawiał ze mną wszelkie poważniejsze zakupy.
– Daj mi już z tym spokój! – przerwał mi, gdy spytałam czemu nie skonsultował tego ze mną. – Mamy mnóstwo roboty w drukarni, praktycznie non stop coś tworzymy. Możemy pozwolić sobie na realizację marzeń wnuczka.
– Teraz jest tak dobrze, bo to sam początek roku i firmy mają jeszcze niewykorzystany budżet na promocję, więc jest dużo zamówień – odparłam z przekąsem. – Ale latem też będą do zapłacenia raty, a wtedy masz zastój, nie wspominając już o końcówce roku.
Zauważyłam, że moje słowa dały mu nieco do myślenia, jednak ostatecznie zbył je lekkim gestem dłoni.
– Po to właśnie mamy marzenia, aby dążyć do ich realizacji – rzucił raz jeszcze, a potem zatopił się w swojej rzeczywistości wypełnionej wielkimi, plastikowymi pojemnikami, giętkimi rurkami i drobnymi tubkami.
Wybuchnęłam płaczem. Sfrustrowana na wszystko dookoła, rzuciłam się na sofę i znalazłam pilot od telewizora. Marzyłam tylko o tym, żeby obejrzeć parę odcinków mojego ukochanego serialu. Mimo usilnych prób, nie potrafiłam trafić na ten kanał. Dopiero po długich minutach irytującego skakania po programach, dotarło do mnie, że przecież jakiś czas temu zmieniliśmy pakiet na sportowy, rezygnując tym samym z całej masy stacji, które kiedyś mieliśmy!
Po samotnym seansie filmowym miałam dość. Czułam się przygnębiona i rozgoryczona. Martwiłam się powiększającymi się rachunkami do zapłacenia, a na dodatek mój mąż od paru dni mnie ignorował. To wszystko sprawiło, że się rozpłakałam.
A przecież nie uległam emocjom nawet wtedy, gdy mój kochany syn opuszczał rodzinne gniazdko! Minęły lata odkąd pozwoliłam sobie na choćby jedną łzę, bo przecież musiałam być podporą dla innych! A tu nagle siedziałam samotnie w pustym pokoju, gapiąc się bez wyrazu na jakiś mecz szczypiorniaka i ryczałam… Doskwierała mi przeraźliwa samotność, czułam się pominięta, zlekceważona przez najbliższych, zupełnie nieistotna.
Każdy miał jakieś hobby, pasje czy cele w życiu, ale ze mną było inaczej. Nigdy nie dbałam o siebie i swoje pasje, ponieważ przez dziesiątki lat to właśnie oni stanowili główny obiekt moich starań i zainteresowań. Moje istnienie kręciło się wokół realizacji ich pragnień oraz dbania o ich potrzeby.
Gdy stałam przed dylematem – kupić materac ortopedyczny, którego potrzebował mój kręgosłup, czy spełnić marzenie wnuczka o górskim rowerze, zawsze wygrywał jednoślad. Kiedy musiałam nadwyrężać wzrok i kaleczyć opuszki palców przez długie godziny, aby uszyć wnuczce strój z naszywanymi płatkami śniegu, podejmowałam się tego, mimo że wolałabym zająć się czymś innym. Gdy mąż chciał oddawać się swojej nowej pasji i brakowało mu dla mnie czasu, po cichu wymykałam się z domu i samotnie zasiadałam w kinowej sali pośród nieznajomych...
Mam dość takiego traktowania!
– Beatko, co się stało? – niespodziewanie Andrzej stanął w progu pokoju. – Zaraz, zaraz... Czy ty płaczesz? Skąd te łzy?
– Bo wszyscy mają mnie głęboko gdzieś! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam to przemyśleć. – Ty, Iza i... no właśnie, nie mam już nikogo innego do wyliczania. A ja chciałabym tylko spędzić z kimś popołudnie w kinie! Do tego chciałabym zobaczyć moją wnusię na balu kostiumowym! Marzy mi się też specjalny materac, by rano móc wstać bez rwącego bólu w plecach! I chciałabym móc obejrzeć w telewizji coś, co jest ciekawe dla mnie, a nie ciągle gapić się na te mecze!
Miny mojego małżonka chyba nigdy nie wyrzucę z pamięci. Gapił się na mnie w osłupieniu, jakby dopiero co dotarło do niego, że moje pragnienia wykraczają poza to, żeby dzieciaki i on mieli pełne brzuchy i uśmiechy na twarzach. Trzeba jednak oddać mu sprawiedliwość – udało mu się sprostać wyzwaniu. Uznał, że zarówno zakup nowego oprogramowania, jak i telewizora plazmowego były decyzjami podjętymi zbyt pochopnie.
Niestety, zwrot TV nie był już możliwy, ale począwszy od poniedziałku, moje ulubione programy ponownie zagościły na ekranie. Co więcej, zaprosił mnie do kina na komedię romantyczną, a następnie na... pełną romantyzmu kolację we dwoje. Do moich uszu dotarły urywki jego rozmowy telefonicznej z Izą, podczas której wspomniał, że w tym roku nie uda mu się już zainwestować w nowy sprzęt dla firmy. Poruszali jeszcze jakiś inny temat, ale nie wsłuchiwałam się w szczegóły, ponieważ akurat leciał mój ulubiony serial.
– Moment, już otwieram! – tydzień później usłyszałam dzwonek domofonu.
W drzwiach stanął kurier. W rękach trzymał sporych rozmiarów, zapakowaną w foliową bąbelkową osłonę przesyłkę. Mój nowy, specjalistyczny materac nareszcie dotarł! Niby nic takiego, a jednak poczułam, jak ogarnia mnie radość. Zdziwiłam się, jak poważnie Andrzej potraktował mój wcześniejszy wybuch płaczu. Na pewno opowiedział o wszystkim Izie, bo córka zaprosiła mnie znienacka na przedstawienie do przedszkola wnuczki. Dzieci świętowały nadejście wiosny, a moja mała księżniczka wcielała się w odchodzącą Panią Zimę. Wyglądała jak z bajki w kostiumie, który jej uszyłam!
Jasne, fajnie jest realizować pragnienia naszych bliskich, ale powinniśmy również pozwolić im dostrzec to, czego my potrzebujemy. Nie ma absolutnie niczego niewłaściwego w poproszeniu ich o zrobienie czegoś dla nas. Dzięki temu każdy z nas może poczuć się trochę bardziej zadowolony z życia!
Beata, 62 lata
Czytaj także:
„Kolega całkiem stracił głowę dla tej podfruwajki. Dla niej gotów był położyć na szali swoje życie i małżeństwo”
„Wszystko poświęciłam mężowi, który pił i mnie bił. Kiedy w końcu się wyniósł, moje dzieci stanęły po jego stronie”
„Odkąd odeszła moja mama, czuję zapach umierającej osoby. I wiecie co? To pozwoliło mi ocalić kuzynkę!”