„Narzeczony zrobił mi niespodziankę. Tak zaszalał na kawalerskim, że w podróż poślubną pojechałam z kimś innym”

zadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Yevhenii
„Byłam wdzięczna losowi, że rzucił mnie w to miejsce. Dziękowałam za słońce, morze, ciepłe wieczory, szum palm i świeże owoce. Choć niedawno płakałam i się wściekałam, teraz dziękowałam w duchu byłemu narzeczonemu, że wyciął mi taki numer”.
/ 04.09.2024 14:45
zadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Yevhenii

Nawet nie trzeba prasować. Robimy zdjęcia, wrzucamy do netu i już – moja przyjaciółka Hanka trzymała w ręku worek z zapakowaną w niego suknią ślubną. – Jak dasz dobrą cenę, pójdzie na pniu.

Parę dni temu zabiłabym ją za takie stwierdzenie, ale dziś pomyślałam: „Całe szczęście, że mam dobry gust i zdecydowałam się na ponadczasową klasykę, a nie jakiś wymyślny projekt”.

– A co ma nie pójść, w końcu to nowa w cenie używanej – zauważyłam z wisielczym humorem.

Hanka parsknęła śmiechem, dodając:

– Dajmy w pakiecie zaproszenia. Może trafi się akurat para, która nazywa się tak samo jak wy.

Fakt, że potrafiłam już żartować z mojego odwołanego ślubu i wesela, zdecydowanie poprawiał mi humor. Tym bardziej że były to imprezy starannie zaplanowane i dopracowane w każdym szczególe: salę zaklepaliśmy ze dwa lata temu, do ubrań wynajęliśmy stylistkę, a o wystrój i catering miała zadbać profesjonalna firma, żeby wypośrodkować tradycję (rosół i flaki dla wujostwa) z nowoczesnością i modą (młodzi kuzyni i koledzy na dietach bezglutenowej, wegańskiej, odchudzającej i wszystkich innych). Jednym słowem – my mieliśmy być szczęśliwi, a nasi goście – dobrze się bawić i wspominać imprezę do końca życia.

Zdradził mnie

Można powiedzieć, że w nasze plany walnęła bomba. Bo kiedy ja bawiłam się grzecznie z przyjaciółkami na wieczorze panieńskim (naszym największym szaleństwem było zamówienie za dużej ilości alkoholu, przez co kilka dziewczyn obudziło się z kacem), mój narzeczony poszedł w tango.

A konkretnie do łóżka z panią lekkich obyczajów, którą koledzy zamówili jako tancerkę na wieczorek. Nie, nikt nie wygadał się o tym niechcący ani nie podrzucił mi filmu z ukrytej kamerki. Pięć dni przed ślubem mój narzeczony przyznał się sam, bo gryzło go sumienie. Powiedział, że chciałby wejść w nowe życie bez tajemnic, dziś myślę jednak, że nie przewidział mojej reakcji. Co za łajdak!

Myślał chyba, że wspaniałomyślnie mu wybaczę, zwalę na nerwowe dni przygotowań, a kiedyś będziemy to wspominać jak anegdotkę. Kiedy trzasnęłam go w policzek, mówiąc, że to koniec, dosłownie go zamurowało! Nawet moja mama stwierdziła, że przesadzam, bo przecież nie takie rzeczy robią faceci po wódce, odbiło chłopakowi ostatni raz na wolności.

– No i przecież cię przeprosił – powiedziała.

Wszystko przepadło

Nie mogła znieść takiego wstydu jak odwołane w ostatniej chwili wesele córki. Wydawało mi się nawet, że wolałaby, żebym wyszła za mąż i potem szybko się rozwiodła, niż nie wychodziła za mąż w ogóle. Na pewno ludzie by mniej gadali.

– To był jej koronny argument, ludzkie gadanie – wypłakiwałam się przyjaciółkom w dniu wesela, które się nie odbyło.

Części zamówionego jedzenia nie dało się już zwrócić, a głupio by było, żeby się zmarnowało. Zrobiłyśmy więc sobie imprezę, którą nazwałyśmy „zamiastweselem”, na której piłyśmy szampana i próbowały znaleźć pomysł na odzyskanie części pieniędzy.

Mój niedoszły mąż, być może gnębiony wyrzutami sumienia, hojnie wziął na siebie pokrycie opłaty za salę, zadatków dla fotografa, kamerzysty i limuzyny, których już nie można było odebrać. Przepadły też pieniądze za kwiaty i wystrój kościoła, ale machnęłam na to ręką. „Trudno, za głupotę się płaci” – myślałam. W tym wypadku głupotą był wybór niewłaściwego kandydata na męża. Dziewczyny uznały jednak, że powinnam sprzedać wszystko, co się da.

– Raz – nie będziesz patrzeć i rozpamiętywać, dwa – nazbierasz trochę pieniędzy, kupisz sobie coś fajnego na poprawę humoru – przekonywały. Co prawda mnie humor poprawiłaby jedynie wiadomość, że mój były jest w piekle, ale niech im będzie. W najgorszym wypadku za zebraną kasę zrobimy jeszcze jedną imprezę.

Większość rzeczy sprzedałam

W ten sposób suknia, gotowa do użycia, ale nie użyta, została wystawiona za pół ceny w serwisie ogłoszeniowym. Zgodnie z przewidywaniami Hanki jakaś dziewczyna kupiła ją już następnego dnia. Oby jej się życie lepiej ułożyło, na wszelki wypadek nie przyznałam się do powodu sprzedaży.

W komplecie udało mi się pozbyć też bolerka i rękawiczek, a na innej aukcji poszły moje śliczne białe buciki. Welon i podwiązki wyrzuciłam, choć było to uczucie tak dziwne jak wyrzucanie chleba, a zimne ognie, które mieliśmy odpalić o północy, postanowiłam odpalić na siódmych urodzinach siostrzenicy; mam nadzieję, że mała będzie miała co wspominać. W komisie sprzedałam albumy na zdjęcia i kielichy, które mieli od nas dostać w prezencie goście.

Została tylko podróż poślubna

I kiedy mi się wydawało, że wszystko, co mogłoby mi przypominać o tej porażce, znikło już z mojego życia i mieszkania, Hanka wycelowała we mnie palcem:

– No, a co z podróżą poślubną?

Całkiem o niej zapomniałam. Była prezentem od mojego niedoszłego męża i jego rodziców na nową drogę życia. Co prawda kręcili trochę nosem, czemu nie chcemy jakiegoś małego autka, mebli, sprzętu audio czy czegokolwiek innego, co by nam służyło przez lata, tylko wydamy pieniądze na rzecz tak niepotrzebną i ulotną jak podróż, ale się uparłam: chcę z moim dopiero co poślubionym mężem pojechać gdzieś, gdzie jest pięknie, ciepło, egzotycznie i na co normalnie nie mogłabym sobie pozwolić. „Ślub bierze się przecież tylko raz w życiu i raz w życiu jest się młodym małżeństwem” – przekonywałam.

To był prezent od teściów

Teściowie w końcu machnęli ręką – w końcu żenili najstarszego syna – i obdarowali nas wakacjami w cudownej Tajlandii. Dwa tygodnie w raju! – skakałam z radości jak dziecko. Ponieważ prezent był kupowany z dużym wyprzedzeniem, niedoszli teściowie trafili na jakąś superofertę i w cenie zwykłego wyjazdu dostaliśmy luksus w domku zbudowanym na palach w wodzie z widokiem na białą plażę okoloną palmami.

Ponieważ mój wiecznie zajęty narzeczony nie miał czasu pójść do biura podróży ani głowy do takich drobiazgów jak ustalenie daty wyjazdu, zrobiłam to ja. I to moje nazwisko widniało na opłaconej rezerwacji.

– No więc co z wakacjami? Może da się odzyskać trochę kasy za nie, wybrałabyś się za to gdzie indziej? – drążyła Hanka.

Przeczytałam kwity dokładnie, ale nie trzeba geniusza, żeby zrozumieć, że oferta była jak na taki wyjazd tania, bo bezzwrotna. Pokręciłam przecząco głową, a Hanka westchnęła.

Miałam nadzieję, że wystarczy chociaż na jakieś spa nad polskim morzem albo gdzieś w głuszy. Przydałby ci się po tym wszystkim solidny odpoczynek.

„Phi, też mi atrakcja” – pomyślałam w duchu. Po tych wszystkich marzeniach o rajskich plażach i drinkach z palemkami – polskie lasy. Albo nawet Bałtyk: nigdy nie wiesz – ciepły czy chłodny?

To był świetny pomysł

Patrzyłam tępo na swoje nazwisko na rezerwacji, patrzyłam na Hankę, a potem znowu na nazwisko. W głowie zaczynała mi świtać pewna myśl… Przeczytałam kartkę jeszcze raz. „Zuzanna O. Data wyjazdu… Liczba osób – 2”. I dopiero wtedy dotarło do mnie, że mogę to zrobić.

– Wiesz co – powiedziałam do Hanki. – Żadne wakacje w głuszy. Żadne zaklęcia o słońce. Zapraszam cię do Tajlandii.

Hanka przekładała akurat jakieś zaproszenia i inne papiery na stole; kiedy to usłyszała, zamarła z nimi w ręku jak jakiś posąg. A kiedy patrząc na nią, pokiwałam głową i się uśmiechnęłam, rzuciła je wszystkie pod sufit, złapała mnie za ręce i zaczęła tańczyć.

Słońce, palmy, ananasy – krzyczałyśmy, kiedy leciał na nas deszcz moich ślubnych podziękowań, wstążek, którymi niczego już nie udekorujemy, i zabranych z sali kwiatów. Po raz pierwszy od chwili, gdy wykrzyczałam, że ślubu nie będzie, czułam się naprawdę zadowolona.

Moja mama jak zwykle powiedziała, że zwariowałam i co ludzie powiedzą, ale miałam to zupełnie w nosie. Byłam tak zachwycona wyjazdem, że postanowiłam tym razem nie dyskutować z nią ani się nie stawiać, tylko obłaskawić.

– Mamo, wycieczka jest na moje nazwisko. Jeśli ja nie pojadę, to przepadnie, a pieniędzy nie da się odzyskać. I tak tyle wydaliśmy, głupio, żeby i to się zmarnowało – argumentowałam.

Mama coś tam jeszcze ględziła, że sama jestem winna niepotrzebnego wydania pieniędzy, ale w końcu zmiękła i stwierdziła, że jeśli Hanka zrezygnuje, to ona sama chętnie ze mną się wybierze. Akurat – zrezygnować z takiej wycieczki!

Było jak w bajce

Tydzień później stałyśmy w kolejce na lotnisku, żeby oddać nasze walizki na bagaż. Dla każdej z nas była to pierwsza – i być może jedyna w życiu – taka daleka wyprawa, trochę się więc bałyśmy. Nie przyznałyśmy się jednak sobie do tego; strach bardziej zastępowała ekscytacja, jak to będzie. Było bajkowo! Foldery nie kłamały ani trochę: woda była szmaragdowa, plaża – bielusieńka, a słońce – złote. Mogłabym spędzić cały dzień w ciepłym jak mleko oceanie, ale przecież dookoła tyle się działo!

Odważyłyśmy się z Hanką wyjść za bramę naszego hotelu i poznać ten inny dla nas świat. Okazał się bardzo przyjazny i ciekawy, a ludzie się uśmiechali i na migi pokazywali, skąd odjeżdża autobus. A ile było zabawy, kiedy wynajęłyśmy miejscowy ni to motor, ni samochodzik, pojazd na trzech kółkach bez okien nazywany tuk tukiem i pojechałyśmy nim na całodzienną wycieczkę przez pola ryżowe.

Kierowca pokazał nam mnóstwo lokalnych świątyń i zabrał nas na targ, na którym odważyłam się zjeść ryż z krewetkami z wielkiego garnka zawieszonego nad ogniem. Było to chyba najbardziej ostre danie w moim życiu! Leciały mi łzy, ale dałam radę! A kierowca się śmiał i bił mi brawo.

Świetnie się bawiłyśmy

Wieczory spędzałyśmy w wielkim ogrodzie przy naszym hotelu, gdzie po kolacji organizowano tańce. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wierzyłam, że będę miała ochotę spojrzeć na jakiegoś faceta (zresztą jaki spojrzy na mnie, przecież ja ich teraz zabijam wzrokiem), a tu – proszę bardzo. Ustawiała się kolejka chętnych, żeby mnie porwać na parkiet, o pardon – na trawnik.

– Bierz tego Włocha – szeptała Hanka. – Rozkochasz go w sobie, zaplanujesz ślub, zażyczysz sobie jako prezent wycieczkę na Karaiby, a potem go rzucisz i pojedziemy we dwie.

Podrywali mnie różni mężczyźni

Cóż, miała we mnie wiarę, bo celowała wysoko. Karaiby! Wyspy rozrzucone na morzu, rum i wycieczki łódką – marzyłam, patrząc na przystojnego Włocha. Dwa wieczory później przy bogatym Szwedzie wymyśliłyśmy taki sam plan, ale z wyjazdem do Kenii (w końcu każdy chciałby zobaczyć lwy i słonie na wolności), a potem nieco ślamazarny Anglik miał nam sprawić wycieczkę do Australii. Trzeba przyznać, że fantazja tak nas poniosła, że jeszcze kilka dni, a leciałybyśmy na Księżyc!

Miałam duże wzięcie. Ludzie szeptali, że wzbudzam takie zainteresowanie mężczyzn, bo promienieję. Po pewnym wyjątkowo udanym wieczorze pani w średnim wieku z naszej grupy zapytała mnie, co sprawia, że przyciągam mężczyzn jak magnes. Ponieważ byłam w doskonałym nastroju, opowiedziałam jej o niedoszłym mężu, który zdradził mnie na wieczorze kawalerskim, odwołanym ślubie i podróży poślubnej, na którą wybrałam się z przyjaciółką. Ale mi chyba nie uwierzyła, bo patrzyła z niedowierzaniem, a potem szeptała po kątach, że mam jakiś sekret.

A ja po prostu chciałam się dobrze bawić. Byłam wdzięczna losowi, że rzucił mnie w to miejsce. Dziękowałam za słońce, morze, ciepłe wieczory, szum palm i świeże owoce. Choć niedawno płakałam i się wściekałam, teraz dziękowałam w duchu byłemu narzeczonemu, że wyciął mi taki numer.

Dzięki temu zrozumiałam, że jest wiele sposobów na szczęście – nie tylko wyjście za mąż. Z lotniska wysłałam jeszcze kartki mamie i niedoszłej teściowej. Pierwszej napisałam, że warto słuchać siebie i swojej intuicji, a nie innych, i że odwołany ślub wyszedł mi tylko na dobre. Drugiej – bez złości podziękowałam za udane wakacje… 

Zuzanna, 30 lat

Czytaj także: „Przyjaciółka wściekła się, że spotykam się z jej byłym mężem. Skoro go wyrzuciła, to teraz moja kolej na uciechy”
„Sypiałem z przypadkowymi panienki, a później wyłączałem telefon. Po miesiącach zabawy dopadła mnie dotkliwa karma”
„Zięć ma długie włosy i gra na gitarze. Boję się, że zamiast o rodzinę, będzie dbał o kolegów”

Redakcja poleca

REKLAMA