"Pożądanie" Jelinek

Powieść Elfriede Jelinek to nudny seans sado-maso.
/ 21.05.2007 13:23
"Pożądanie" jest książką nieznośną. Udało się co prawda Jelinek wywołać mdłości powtarzalną sekwencją seksu, ale szybko wszelkie emocje przechodzą w znudzenie.


Oto dyrektor fabryki nieustająco używa swojej żony (kochanki odpadają ze względu na AIDS), która czeka "pokorna jak muszla klozetowa, aż mężczyzna się w nią wypróżni". Żona zaś tęskni za studentem, który używałby jej w dość podobny sposób. Jest jeszcze dziecko – obrzydliwy młody konsument – i obrzydliwa Austria, kraj idiotycznych narciarzy. Ta książka, jak i poprzednie, to seans nienawiści wobec mieszczańsko-narodowo-męskich cnót. Ale to, co było siłą "Amatorek" czy "Pianistki", tutaj wydaje się wtórne.

Mąż myśli tylko o tym, jak wjechać do "zajazdów żony", która jest niczym więcej jak użytecznym pojemnikiem czy innym domowym sprzętem. Przy czym żona nie jest wcale godna współczucia. W świecie Jelinek podziały są proste: bogaci, jak pani dyrektorowa, zasługują tylko na pogardę i nienawiść. Przedstawia się tę książkę jako antyporno, tymczasem ona nie do końca realizuje swój cel: obnażanie męskiego języka przemocy. Dzieje się coś innego. Mianowicie w sposobie opisywania ciągłych upokorzeń znaleźć można nutę sadomasochistycznej przyjemności. To nie tyle opisywanie brutalności, ile kontemplowanie jej, jakby pisząca lubowała się w takich obrazach.

Charakterystyczna dla Jelinek wywrotowa siła metafor może porażać na pierwszych stronach powieści. Dalej jednak czeka już tylko perwersyjny seans, w którym naprawdę nie musimy uczestniczyć.

Justyna Sobolewska/ Przekrój

Elfriede Jelinek "Pożądanie", przeł. Elżbieta Kalinowska, W.A.B., Warszawa 2007, s. 228, 20,90 zł