Iwona Słabuszewska-Krauze "Ostatnie Fado"

„Są książki, które nie opuszczają głowy przez długi, długi czas…”
/ 07.06.2011 07:34

„Są książki, które nie opuszczają głowy przez długi, długi czas…”

Są takie filmy, których się nie zapomina. Są też książki, które nie opuszczają mojej głowy przez długi, długi czas. To nie są zwykłe książki i nieczęsto się zdarzają. Aż boję się pisać o treści „Ostatniego Fado”, bo zwykły opis może sprawić, że ta magia pryśnie jak bańka mydlana. Ale kilka słów muszę. Trzy osoby, (a właściwie pięć) trzy historie, które na pierwszy rzut oka niewiele mają ze sobą wspólnego, a jednak splatają się niczym warkocz. Główna historia dotyczy Alicji, która ma do przekazania przesyłkę dla Rosy - śpiewaczki fado. Alicja postanawia znaleźć kobietę i osobiście wręczyć jej list. Wyrusza do Lizbony, gdzie wprowadza nas w urocze miejsca, przecudne zakątki, śliczne uliczki i niesamowite historie. Wkoło historii Alicji niczym bluszcz oplata się historia nieszczęśliwego Fernanda, tajemniczej Teresy i cudownych, jedynych w swoim rodzaju mieszkańców lizbońskich uliczek.

Wewnątrz oładki znajduje się mapa, która pobudza wyobraźnię czytelnika. Możemy zobaczyć gdzie była piekarnia Joanny, hostel Alicji, czy też kiosk Pedra. Wodząc palcem po mapie odwiedzamy kąty, zaułki i bramy tak specyficzne dla klimatu Portugalii. Po zamknięciu książki czytelnik ma wrażenie że poznał Lizbonę jak rodzinne miasto.

Książka zachwyciła mnie szczegółami i drobiazgami, które nadają historii klimatu. Opisy są wyśmienite - mogą zachwycać, a jednocześnie pozwalają czytelnikowi delektować się drobiazgami.

"Na wystawie sklepiku z mosiężnymi czajniczkami i ekspresami do kawy panował chaos. Były tu staromodne czajniczki z wygiętymi jak szyja łabędzia kranikami, przelewowe, trzyczęściowe ekspresy, ekspresy próżniowe z tłoczkami wydobywającymi kawowy aromat ze zmielonych ziaren, oraz drogie wysokociśnieniowe ekspresy domowe renomowanych firm. Na ulicę przenikał zapach świeżo zmielonych ziarenek. W głębi sklepu na półkach z lustrami stały w rzędach słoje i pojemniki z różnymi odmianami kawy - od kenijskich ziaren o smaku owoców i pachnących czekoladą, aromatyzowanych dymem ziarenek z Gwatemalii, po korzenne mieszanki indonezyjskie i doprawioną kardamonem kawę z Bliskiego Wschodu. Prawdziwy skarb - zebrane w dziko rosnących lasach Etiopii ziarna - zamknięto w blaszanym pojemniku ze szklaną przykrywką”. Czujecie zapach kawy?

Książka pełna jest takich "aromatycznych" chwil. Czytelnik ma wrażenie, że czas się zatrzymał, jakby oglądał fotografię w sepii ukazującą chwilkę, moment - tak magiczny i niezapomniany. Kielich szczęścia przepełnia muzyka. Jest wszędzie, słychać ją na każdej stronie książki. Magiczna, jedyna w swoim rodzaju. To fado. Muzyka powstała w biednych dzielnicach portugalskich miast. Urzekła mnie, wciągnęła zauroczyła. Ma w sobie ogromną dawkę emocji i smutku.

Na zakończenie dodam, że Wydawnictwo Otwarte stanęło na wysokości zadania. Trudno napisać, że książka jest pięknie wydana. Ona jest wydana... klimatycznie. Okładka o strukturze tak ciekawej, jakby była z materiału, na niej znaczek pocztowy, stempel, odpowiednia stonowana kolorystyka - miód na moją umęczoną atakiem wzorzystych okładek duszę. Zresztą zajdźcie do księgarni i spójrzcie na półkę - klasa!

I jeszcze jeden fragment:

"Jeśli nie kupię zbioru poezji, który widziałem dzisiaj w księgarni, będę mógł pozwolić sobie na nową muszkę - kalkuluje. Ile lat noszę tę moją? Nawet nie pamiętam. Już ma wołać ekspedientkę, kiedy nagle reflektuje się: A po co mi właściwie nowa muszka? A tam. Macha ręką i pospiesznie, jakby się bał, że zaraz zmieni zdanie, wychodzi ze sklepu. Jeszcze tego samego dnia w księgarni na Rua da Prata zostawia całą tygodniową pensję"

Jak tu nie kochać tej książki?

"Niektóre historie, które przeżyliśmy  albo które przeżywamy, giną w zakamarkach naszej pamięci unieważnione przez to, co dzieje się teraz, dzisiaj, albo przez to, co wydarzy się za chwilę. Inne trwają wiecznie."

Redakcja poleca

REKLAMA