"Love Happens" - We-Dwoje.pl recenzuje

Ciepły, miejscami bardzo wzruszający film o tym jak trudno jest żyć po śmierci bliskiej i kochanej osoby, nawet jeśli wiemy, że żyć trzeba. Doskonała rola Aarona Eckharta to tylko jeden z powodów dla których ten film trzeba zobaczyć. Do tego jest jeszcze emocjonalna historia, pełna pocieszenia dla wszystkich. A i z kina wychodzimy jakoś w lepszym humorze.
/ 23.12.2009 07:19
Ciepły, miejscami bardzo wzruszający film o tym jak trudno jest żyć po śmierci bliskiej i kochanej osoby, nawet jeśli wiemy, że żyć trzeba. Doskonała rola Aarona Eckharta to tylko jeden z powodów dla których ten film trzeba zobaczyć. Do tego jest jeszcze emocjonalna historia, pełna pocieszenia dla wszystkich. A i z kina wychodzimy jakoś w lepszym humorze.



Po tragicznej śmierci żony Burke (Eckhart) radzi sobie z bólem pisząc książkę, coś w stylu poradnika dla tych, którzy stracili bliskich. Ta nieoczekiwanie staje się bestsellerem a on sam zostaje wyniesiony do rangi speca od żałoby. Promuje książkę i samego siebie, organizuje seminaria i ćwiczenia. Staje się znakiem markowym. Nikt poza jego najlepszym przyjacielem i teściami nie wie, że Burke sam nie stosuje się do rad ze swojej książki, co więcej; mimo upływu 3 lat, jeszcze nie poradził sobie ze stratą ukochanej żony. To przypadkowo poznana Eloise (Aniston), jako jedyna zobaczy w nim nieokiełznane jeszcze pokłady bólu. I to ona stanie się terapeutą dla terapeuty, a zarazem przepustką do nowego życia dla cierpiącego mężczyzny.



Doskonały. To film o konieczności przeżycia tragedii i o zostawieniu za sobą bólu, którego nie chcemy zostawić. To też film o mężczyźnie, który od nowa uczy się niemalże całego życia. Burke z poczucia winy pielęgnuje swoje niemalże neurotyczne dziwactwa, sam jednak wie, że prędzej czy później będzie musiał wszystko zmienić i pójść dalej. I wreszcie, ten film to wirtuozerska gra Aarona Eckharta, ciągle jeszcze zbyt mało w Hollywood docenianego. Eckhart jest bez wątpienia w czołówce najlepszych, ba wyprzedza niejedną wynoszoną na szczyty tabloidów „gwiazdę”. Wierzę głęboko, że to co najlepsze jeszcze przed nim.



To, czym ten film nie jest, to bez wątpienia komedia romantyczna. Całkowitym nieporozumieniem wydaje się też reklamowanie go jako „nową komedię z Jennifer Aniston”, która – nota bene – przy Eckhartcie wydaje się być jedynie cieniem aktorki. Kiedy kolejny film zostaje marketingowo przypasowany do jednej i tej samej kategorii nieszczęsnej komedii romantycznej, mnie jak i podejrzewam wielu nałogowych kinomanów trafia całkiem nie filmowy szlag. No dobrze, sprzedaż sprzedażą, ale gdyby tak podliczyć tych, którzy zniechęceni łatką nie pójdą na naprawdę wartościowy, mądry film? To w zasadzie opowieść dla każdego, taka i do śmiechu, i do wzruszenia, świetnie napisana, rewelacyjnie zagrana, doskonała bez wyjątku. Szkoda jest wrzucać ją do worka z setkami filmowych miernot.

I jeszcze jedno. Polska premiera Love Happens nie została jeszcze wyznaczona, nie wiadomo czy będzie w ogóle, bo w Stanach Zjednoczonych kiepsko radził sobie finansowo. Ratują go jedynie niskie koszty produkcji, które być może pozwolą na szerszą dystrybucję, chociażby na DVD. Trzymam kciuki.

Fot. filmweb.pl

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA