Ktoś kiedyś pochylił się nad wiecznie krytykowanym, romantycznie umęczonym pokoleniem obecnych dwudziestoparolatków chcąc się nad nimi ulitować i stwierdził w swojej analizie, że przecież jest to pokolenie dzieci oszukanych.
Pokolenie dzieci, którym od maluszka wbijano do łba: MUSISZ iść do liceum, MUSISZ zrobić maturę, MUSISZ pójść na studia, a NAJLEPIEJ zrób sobie ze trzy kierunki. NA RAZ. I zrób to TERAZ, nie jutro, nie rozglądaj się, nie szukaj, PRZYJ. Wyjedź do DUŻEGO miasta i zrób karierę w KORPO.
W dzieciństwie uosobienie sukcesu zawsze było zilustrowane bandą facecików w garniturach szczerzących zębiska do monitorów lub też – co mnie osobiście bardziej przypadało do gustu – podobnego facecika w płaszczu niosącego torbę od laptopa, który był uznawany za symbol prestiżu.
Wedle instrukcji, za którymi należało podążać, aby wpasować się w klucz rozwiązań i osiągnąć sukces, dzieciaczki zaczęły dążyć do wyżej przedstawionego ideału wygranego życia. Problem pojawił się jednak kiedy zbyt szybko zorientowały się, że jedynym widocznym skutkiem noszenia owej torby jest pogłębiająca się skolioza nabyta już w szkolnej ławce.
Przy tej okazji jakiś inny mózg pochylił się nad pokoleniem Y ponownie dochodząc do druzgocących wniosków, które następnie ogłosił (oczywiście w mediach społecznościowych): pokolenie Y nie poprawi swojej jakości życia względem swoich rodziców, ponieważ nie pozwalają na to warunki społeczno-ekonomiczne. A toż to ciekawostka! I tutaj krzywda oszustwa popełnionego na Millenialsach się dopełniła.
Przeciętny Millenials mieszkający w Warszawie za wynajęcie przepierdzianej kawalerki od przedstawiciela pokolenia X, który ma ją po babci, która zapewne miała ją, bo jej się należało, musi zapłacić 3⁄4 swojej wypłaty.
Trzy tygodnie z miesiąca swojej harówy w kebabie, jako artysta kanapkowy, w call-center albo podejrzanej windykacji za najbardziej pierwotne, podstawowe prawo do prywatności, godnego bytowania. Oczywiście przytłaczająca większość z nich się na to nie decyduje, przeto to szalone. W takiej sytuacji moja babcia powiedziałaby: Lepij se legnąć.
Osobniki te jednak nie mając wyboru gnieżdżą się na ciasnych stancjach, a jednocześnie nie mając szerokich perspektyw w kwestii spędzania wolnego czasu ze względu na ograniczony kapitał, korzystają z wszelkich dobrodziejstw tego świata dostępnych za darmo w Internecie.
I tutaj zaczyna się bajka, istny haj. Pokolenie Y jest pierwszym, które rozumie Internet nie będąc jednocześnie zrośniętym z nim pępowiną tak jak to jest w przypadku Zetek. Potrafi się bez niego obejść, ale również potrafi z niego w pełni czerpać.
To właśnie Millenialsi jako pierwsi w latach swojej wczesnej młodości mogli w czterech ścianach swojego pokoju zderzyć się z wszelkim cudem tego świata, chłonąć nieprzerwany strumień wiedzy i opinii, kształtować swój światopogląd i konfrontować go ze schematami myślenia z najdalszych zakątków globu, natchnąć się wszelką znaną sztuką czy kulturą.
Mogli zobaczyć każdą ze znanych ludzkości masek dobra i zła, każdy możliwy stan dobrobytu i nędzy, każdy rodzaj szczęścia czy tragedii, a punkt zaspokojenia ich ciekawości kończy się tam, gdzie kończy się wyobraźnia.
Cóż można zrobić wobec takiego natłoku informacji ponad powzięcie refleksji nad swoim życiem? Może przestać porównywać: mam lepiej niż patologiczna rodzina z trzeciego piętra, a zacząć: mam gorzej niż Beyonce? Zastanowić się ile właściwie warty jest czas, własne życie i doznania którymi można je wypełnić? Poddać krytyce ludzi, którzy mają bezpośredni wpływ na nasze życie, przestać się przed nimi poniżać i okazywać chorobliwą bezmyślną pokorę? Kim oni właściwie dla mnie są, skoro nie mam bohaterów? Nie mam autorytetów ani nawet boga, więc dlaczego mam się przed nimi kulić?
Czy właśnie wyłania się obraz Millenialsa bezczelnego? Patrzę, widzę i coraz więcej wiem – ludzie na całym świecie porywają za sobą tłumy, piszą poruszające powieści, zdobywają szczyty, przełamują bariery własnego strachu i wytrzymałości, dają popis swoich talentów, słowem realizują marzenia. JESTEM ZAINSPIROWANY. Każdy ma jakieś talenty i każdy ma jakieś marzenia. Ja też. Problem w tym, że żeby je spełnić często potrzebna jest fontanna hajsu, który trzeba zarobić. Mogę zarobić, gdybym tylko miał gdzie, a jeśli już będę miał gdzie, to chciałbym mieć odrobinę czasu, żeby się zrealizować. Czy właśnie wyłania się obraz Millenialsa pełnego niespełnionych pomysłów?
CHCĘ spróbować najbardziej egzotycznych potraw jakie widziałem na YouTube! CHCĘ pogłaskać małego tygrysa! CHCĘ skoczyć ze spadochronem! CHCĘ zobaczyć zorzę polarną i śnieg na Kilimandżaro! CHCĘ przespacerować się po białych piaskach Malediwów i zobaczyć świecący plankton! CHCĘ NASIKAĆ DO KAŻDEGO OCEANU, bo przecież człowiek, który widział te wszystkie rzeczy i nie pragnie ich doświadczyć jest właściwie martwy w wieku dwudziestu lat. Czy właśnie wyłania się obraz Millenialsa roszczeniowego?
Stoję przed wyborem: albo walczę o godne życie, albo realizuję się przymierając głodem, ryzykując ewentualność samobójstwa z rozpaczy. I tutaj wyłania się obraz Millenialsa romantycznego!
Millenials-dekadent swojej epoki, zblazowany, zrezygnowany, niezmiernie rozczarowany, często introwertyk. Pławiący się w prostych uciechach i używkach, topiący swój wszechogarniający zawód. Cierpienia młodego Millenialsa. O co mu chodzi nie zrozumieją ani ci co po nim, ani ci co przed nim. Poeci, którzy opiszą ten wyjątkowy stan umysłu zostaną docenieni dalece po śmierci, kiedy nadejdzie moda na wiersze niemożliwe do zinterpretowania.
I tak o to właśnie tę postawę ludzie oceniają i interpretują różnie. W samym natomiast ocenianiu, jak to nie od dziś wiadomo, największym idiotyzmem i przejawem ignorancji jest mierzenie wszystkich jedną miarą, a czasem nawet (co gorsza!) swoją własną. Bo przecież kiedy wejdziemy głęboko w świat Millenialsów zobaczymy osoby wyjątkowe, które pomimo swojego młodego wieku zdążyły już zainspirować swoim talentem ludzi na całym świecie.
To właśnie Internet (ten sam, który zamieszał im w głowach) pozwolił im się pokazać, wybić spośród szamba wypromowanego na fali kultu przeciętności przez ich poprzedników i niestety również rówieśników. Bo w każdym bez wyjątku pokoleniu rodzą się ludzie zwyczajnie RÓŻNI.
Dlatego z fascynacją patrzę na tych nawet dużo młodszych ode mnie, którzy brną przez ten nowy, niezrozumiały świat. Na ludzi, którym chciałabym powiedzieć, że podziwiam to, że potrafią patrzeć inaczej niż ja, że potrafią się tym podzielić, a przede wszystkim, że patrzą szeroko, przez co wierzę, że mogą mi pokazać coś, czego sama jeszcze nie zauważyłam.
Na ludzi, którzy swoim niekonwencjonalnym podejściem zamkną usta piewcom schematów opracowanych ku wspaniałej idei spełniania czyichś oczekiwań i działania według określonego społecznie akceptowanego mechanizmu. Na tych, którzy zrujnują ten świat – świat widziany oczami zamkniętych umysłów.
Plucie na pokolenie Y stało się jakby modne, gwarantujące poczytność. Niestety jest to spojrzenie z jednego punktu widzenia – spojrzenie na przedstawicieli grupy kolejnych wyznawców przeciętnych celów w życiu, czyli zestaw wypoczynkowy + meblościanka w wersji Ikea. Skoro wszystkich to tak strasznie zamartwia proponuję przestać się nimi interesować. Przecież oczywistym jest, że nie są to ludzie, którzy zapiszą się w historii ludzkości jako zasłużeni przedstawiciele MOJEGO POKOLENIA.
Gryfno Dziołcha
Felieton jest polemiką do publikacji, którą pojawiła się jakiś czas temu na łamach portalu Polki.pl