– Powinnam zacząć od gratulacji?
Weronika Marczuk: A to dlaczego?
– Podobno zatańczy pani w kolejnej, 13. edycji „Tańca z Gwiazdami”!
Weronika Marczuk: A ja czytałam, że mam wrócić do „You Can Dance” i to w charakterze uczestnika (śmiech). To dobra koncepcja, bo rzeczywiście uwielbiam tańczyć. Jest jednak jeden warunek – musiałabym mieć dwadzieścia lat!
– Czy to znaczy, że nie jest pani jeszcze gotowa na powrót do telewizji?
Weronika Marczuk: Powoli odzyskuję wewnętrzną równowagę i pewność siebie. Ale czy jestem gotowa, by anonimowi ludzie znów oceniali mnie i każdy mój krok? Nie mam stuprocentowej pewności... Wiem natomiast, że resztka strachu, którą jeszcze noszę w sobie, skutecznie blokuje mnie przed podjęciem nowych wyzwań i nie pozwala żyć pełnią życia. I muszę stawić temu czoło.
– Na dobry początek przyjęła pani stanowisko dyrektor artystycznej festiwalu „Sąsiedzi przy stole”.
Weronika Marczuk: To wyszło spontanicznie. Po spotkaniu autorskim w Iławie ze strony dyrekcji tamtejszego Centrum Kultury padła propozycja, żebyśmy wspólnie zainicjowali jakieś fajne wydarzenie dla regionu. Wtedy nie miałam zbyt wielu zajęć, więc bez wahania się zgodziłam. Zapytaliśmy mieszkańców, czego im najbardziej brakuje, zrobiliśmy analizę i tak narodził się pomysł festiwalu.
– W dodatku kulinarnego!
Weronika Marczuk: Nie będzie to wyłącznie festiwal kulinarny, choć jego ważnym elementem jest gotowanie. Pod koniec czerwca najlepsi kucharze z Polski i sąsiednich krajów – Ukrainy, Rosji, Słowacji, Białorusi i Litwy – będą gotować regionalne przysmaki. Wydarzeniu będzie towarzyszył jarmark i koncerty zespołów reprezentujących te kraje.
– Dużo czasu musiało minąć, by inni pracodawcy także uwierzyli, że nazwisko Marczuk to dobra marka?
Weronika Marczuk: Prawie dwa lata. Moja firma przetrwała dzięki drobnym zleceniom, ale powoli, powoli pojawiają się nowe, ciekawe propozycje.
– A może pani zdradzić jakie?
Weronika Marczuk: Na przykład ostatnio zaproponowano mi zarządzanie dużą agencją eventową. Kusząca oferta, ale jej przyjęcie oznaczałoby, że musiałabym zrezygnować z własnej działalności i rozpoczętych projektów, aby poświęcić się nowym obowiązkom.
– Ale przykład Katarzyny Niezgody pokazuje, że może warto zaryzykować? A gdyby nie wyszło, to ma pani jeszcze swoją kancelarię.
Weronika Marczuk: Nie chcę pracować jako radca prawny, przynajmniej na razie. Jestem nieufna, wciąż mam wrażenie, że coś złego może mnie spotkać. Teraz skupiam się na nowych projektach. Z ramienia Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy organizujemy na Stadionie Narodowym wielki mecz Polska – Ukraina. Do reprezentacji obu drużyn zapraszamy najważniejsze osoby w państwie, artystów i tych, którzy pracują przy organizacji Euro 2012. Pomysł spotkał się z dużym zainteresowaniem. Teraz czekamy na ostateczną decyzję UEFA.
– A to prawda, że organizuje też pani zjazd harleyowców?
Weronika Marczuk: Ciężkie motory to moja nowa miłość. Wprawdzie jako nastolatka jeździłam na jawach i MZ-tkach, ale to nie to samo. Jadąc na harleyu, czujesz świat wszystkimi zmysłami. Niedawno razem z przyjaciółmi zjechaliśmy cały Peloponez – 1500 km w 8 dni. Myślałam, że oszaleję z radości na tym wyjeździe. Codziennie im dziękowałam, że mnie namówili na ten wypad. Wkrótce planujemy kolejny.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– Jak się prowadzi taką maszynę?
Weronika Marczuk: Na razie jeżdżę jako pasażer, ale zamierzam to zmienić (śmiech). Mam już swoje buty i spodnie. Teraz szukam dla siebie odjazdowej kurtki i kasku – bo to wyróżnia prawdziwego harleyowca.
– Gdyby jeszcze dorzucić do tego zestawu przystojnego motocyklistę, byłby komplet!
Weronika Marczuk: Tak, to byłaby fajna opcja. Ale chyba tylko na tydzień (śmiech)!
– A jaki facet jest w stanie zdobyć serce Weroniki Marczuk na stałe?
Weronika Marczuk: Wierzę w chemię między dwojgiem ludzi – taką od pierwszego spojrzenia, spotkania. Ale w tej materii trudno jest cokolwiek zaplanować. A mężczyzna idealny? Przede wszystkim powinien być rodzinny. Musi mieć pewność, czego naprawdę chce od życia, darzyć szacunkiem innych i tolerować odmienne poglądy. U mężczyzn cenię też dystans do siebie i poczucie humoru.
– Od rozstania z pani partnerem Maciejem Gołyźniakiem minęło ponad pół roku. Czy jest pani gotowa na nową miłość?
Weronika Marczuk: Nie jest łatwo całkowicie odciąć się od miłości, od przeszłości. Nasz związek się rozpadł, ale cieszy mnie to, że pozostaliśmy w dobrych stosunkach.
– Łatwo jest się kolegować z byłym chłopakiem?
Weronika Marczuk: Nie wiem, jak jest u innych, ale nam się udaje utrzymać dobre relacje.
– Wciąż chciałaby mieć pani dzieci?
Weronika Marczuk: Oczywiście! Wiem, że zbliżam się do czterdziestki, ale to nie znaczy, że porzuciłam marzenia o macierzyństwie. Monica Bellucci urodziła dziecko, mając 46 lat, więc wszystko przede mną. A jeśli mi się nie uda, biorę pod uwagę inne opcje. Jednak jestem dobrej myśli.
– Czyli nie wyklucza pani adopcji?
Weronika Marczuk: Uważam, że adopcja jest wspaniałą szansą zarówno dla dzieci, jak i rodziców, by stworzyć pełen miłości dom. Kibicuję wszystkim adopcyjnym rodzinom. Kilka lat temu sama chciałam nawet otworzyć w Polsce ośrodek, który pomagałby adoptować dzieci nie tylko z Polski, ale też z innych krajów. Kto wie, może jeszcze kiedyś wrócę do tej inicjatywy?
– Ale najpierw musi się pani rozejrzeć za... drugą połówką!
Weronika Marczuk: Słucham uważnie własnego serca. Miłość potrafi przyjść w najmniej oczekiwanym momencie, więc... nic na siłę!
– Myślała już pani nad prezentem dla siebie z okazji 40. urodzin?
Weronika Marczuk: Możliwe, że zaszaleję i kupię sobie motocykl (śmiech). A tak na poważnie, to nie zamierzam ich świętować. Chcę spędzić urodziny wspólnie z bliskimi. Najchętniej na Mazurach nad moim ulubionym jeziorem Jeziorak. A najbardziej życzyłabym sobie, by moje życie wróciło na dawny tor.
Magdalena Jabłońska-Borowik / Party