Elisabeth Duda zostaje w Warszawie

Elisabeth Duda
Elisabeth Duda, gwiazda programu „Europa da się lubić“ i „Tańca z gwiazdami“, przez lata żyła między Francją a Polską. Dziś zdecydowała: zostaję w Warszawie!
/ 23.06.2008 19:34
Elisabeth Duda
– Poznaliśmy się w programie „Europa da się lubić“. Potem był „Taniec z gwiazdami“. Czy telewizja zmieniła twoje życie zawodowe?
Ela Duda:
W tym pierwszym programie występowałam przez trzy lata. Chciałam w nim przekazać jak najwięcej informacji o Francji i francuskim postrzeganiu Polski. Miałam też nadzieję, że coś się zmieni w moim zawodowym życiu, bo jednak kino i teatr są dla mnie najważniejsze. Ale poważne propozycje dostaję dopiero teraz, po „Tańcu z gwiazdami”. Tak to już jest, że najszybciej zauważa się aktorów współpracujących z telewizją.

– To była już VII edycja „Tańca…“. Nie żałujesz, że udziału w programie nie zaproponowano ci wcześniej?
Ela Duda:
Nie, bo wcześniej miałam inne plany. Cały 2007 rok spędziłam w Paryżu. Szukałam moich dawnych
przyjaciół, wędrowałam po mieście, które kocham. I właśnie wtedy przekonałam się, że lepiej czuję się w Polsce, że tu jest moja przyszłość. Postanowiłam zamieszkać tu na stałe.

Skąd ta decyzja?
Ela Duda:
Paryż się zmienił. Można w nim turystycznie spędzić dwa, trzy tygodnie, ale żyć tam... Paryżanie stali się zbyt pewni siebie i zarozumiali. W Polsce ludzie żyją inaczej, spokojniej. Byłam w wielu miastach – prowadziłam konferansjerkę – sama i z kolegami z „Europy…”. To były niezapomniane chwile – Polacy są sympatyczni, gościnni. Myślę, że po prostu mają dobre serca.

– Tańczyłaś przez trzy i pół miesiąca. Został w tobie ten taniec?
Ela Duda:
Jestem przez niego opętana. Jeśli czas pozwoli, zapiszę się na lekcje.

– A co myślisz dziś o samym programie?
Ela Duda:
Realizacyjnie i tanecznie stoi na wysokim poziomie. Szczególnie widać to, porównując go z edycjami zagranicznymi. Poza tym ekipa jest przesympatyczna i profesjonalna. Jeśli mam jednak wrzucić łyżeczkę dziegciu do tej beczki miodu, to nie podobał mi się rozrzut głosów jury. Chciałabym zrozumieć, dlaczego jeden z sędziów dał mojemu partnerowi Mario i mnie za ten sam taniec 5, czyli średnio, a drugi 10, czyli bardzo dobrze! Ale to w sumie szczegół, bo naprawdę życzę każdemu aktorowi takiej szkoły.

– Czy rodzice oglądali twoje występy?
Ela Duda:
Tak, w telewizji w Paryżu. Mama była dwa razy na próbie generalnej. Była dumna i szczęśliwa. Oboje z tatą bardzo przeżywali moje występy. Kiedy ogłaszano wyniki, tata tak się denerwował, że wyszedł do kuchni, i to wcale nie z powodu marsza, którego grały mu kiszki.

– Pocieszali cię, gdy odeszłaś z programu?
Ela Duda:
Mamie bardzo zależało, żebym doszła jak najwyżej. Nie martwiła się jednak. Wiedziała, że odpadliśmy we wspaniałym stylu.

– Wspominałaś w programie o firmie, którą prowadzi ojciec...
Ela Duda:
Rodzice mają we Francji firmę rozbiórkową, którą tata przed 35 laty przejął od dziadka. Niedawno otworzył filię w Warszawie. Nie jest to zwykła firma. Rozbieramy wnętrza kamienic, zachowując jednak fasady – całe piękno starych domów. Czekamy teraz na decyzję o przyszłości Pałacu Kultury (śmiech).


– Podobno przed kilku dniami wzięłaś udział w nagraniu ostatniego odcinka programu „Europa da się lubić”?
Ela Duda:
Tak. Gościem honorowym był Paolo Cozza, który wystąpił najwięcej razy. Był Steffen, który specjalnie przyjechał z Niemiec, Kevin, który przyjechał specjalnie z… Radzymina, Steve Terret, Conrado i Irina. Grał zespół Lady Pank. Zakończyliśmy program, śpiewając „Nie płacz, kiedy odjadę”. Wzruszeni byli wszyscy. Skończył się pewien etap w naszym życiu. „Europa…” przez długi czas miała największą oglądalność spośród programów rozrywkowych i to trwało prawie sześć lat. Nie zapomnę, kiedy na pl. Piłsudskiego, w dniu wstąpienia Polski do Unii, tysiące ludzi śpiewało „Europo, witaj nam!”. Było cudownie.

– Elu, prowadzisz konferansjerkę, jesteś aktorką, profesjonalnym fotografem – miałaś już wystawy… Co tak naprawdę chcesz robić w Polsce?
Ela Duda:
Mam firmę producencką – chcę, we współpracy z Francuską Izbą Przemysłowo-Handlową i ambasadorem, ściągać do Polski francuskich aktorów, reżyserów, producentów, by tutaj kręcili filmy. Chcę odkryć dla Polaków to, co w Paryżu było dla mnie najcudowniejsze, związane z filmem, teatrem, piosenką, sztuką w ogóle. Mam też nadzieję, że w którymś z tych filmów zagram sama (śmiech).

– Skończyłaś Łódzką Szkołę Filmową...
Ela Duda:
I dwa miesiące temu – po czterech latach od ukończenia szkoły – zarezerwowałam kawiarenkę przyjaciela, by urządzić spotkanie całego roku.

– Udało się?
Ela Duda:
Było fantastycznie. Przyjechali ludzie z 1. roku, był pokaz slajdów i zdjęć, które robiłam na studiach – nie były autoryzowane, więc śmiechu mieliśmy co niemiara.

– Przyjechała jakaś dawna sympatia?
Ela Duda:
Nie lubię mówić o życiu prywatnym. Ale... Jak będę brała ślub, to wam powiem.

– Ale do ołtarza jeszcze się nie śpieszysz?
Ela Duda:
Nie! Żyję szybko, mam plany, marzenia… Jednym z nich jest oczywiście założenie rodziny, ale nie spieszę się z tym.

– Jaki będzie twój facet, może mąż?
Ela Duda:
Jestem bardzo tolerancyjna, ale jest kilka rzeczy, których nie cierpię: chamstwo, rasizm, niecierpliwość, podniesiony głos, bezmyślne działanie, brak poczucia humoru, nieumiejętność rozmowy… Wiem, czego nie chcę.

– Wyznałaś kiedyś, że chcesz mieć trójkę dzieci?
Ela Duda:
I nic się od tego czasu nie zmieniło. Jestem pewna, że przyjdzie na to odpowiedni moment.

– Zdążysz?
Ela Duda:
Spokojnie! Najważniejsze jest podejście do życia, a ja długo będę czuła się młoda.

– Twoi dziadkowie, którzy przed laty wyemigrowali do Francji, pochodzą z Makowa Podhalańskiego. Tam się urodziłaś. Ostatnie osiem lat spędziłaś w Polsce. Jesteś więc Polką czy Francuzką? Elisabeth czy Elżbietą?
Ela Duda:
Kiedy rozmawiam o tym, co się dzieje w świecie, jestem bardziej Francuzką, bo szybko zaczynam ostrą polemikę. A kiedy spotykam się ze swoimi przyjaciółmi i rozmawiamy o prywatnym życiu – to wtedy czuję się Polką. A co do mojej natury… w każdym razie obywatelstwo mam podwójne (śmiech).

Tomasz Brunner / Przyjaciółka

Redakcja poleca

REKLAMA