– Kiedy urodziła się Julka, mówiłaś, że taniec zszedł na drugi plan. Jak jest teraz?
Anna Głogowska: Właściwie od razu po narodzinach Julki byłam pewna, że moja przerwa w pracy nie potrwa długo. Jako świeżo upieczona mama byłam zaaferowana nowymi wyzwaniami, ale miałam to szczęście, że urodziłam w czerwcu. Spędziłam z Julką prawie całe wakacje. Ale jednocześnie, kiedy spała, a spała 20 godzin dziennie, myślałam o swojej karierze. We wrześniu, kiedy mała skończyła trzy miesiące, zaczęłam jeździć na treningi. Oczywiście z Julką, której głośna muzyka nie przeszkadzała spać, bo słuchała jej, jeszcze będąc w moim brzuchu. Bardzo szybko weszłam na pełne obroty: Mistrzostwa Świata South American Show Dance, „Taniec z Gwiazdami”. Dzięki powrotowi na parkiet schudłam 27 kilogramów i odzyskałam kondycję. Teraz jestem zajęta przygotowywaniem wielkiego show o roboczej nazwie „The Best of Broadway”.
– Co to za show? Nazwa wskazuje, że będzie to musical...
Anna Głogowska: Tak! To będzie mieszanka fragmentów różnych musicali ułożona w fajną historię. Rafał Sławoń, scenarzysta „Tańca z Gwiazdami”, pisze scenariusz. Będzie miłość, nienawiść i zazdrość. Będzie też żart. Chcemy, żeby widzowie, którzy znają najsłynniejsze musicale, mogli bez problemu odnaleźć w „The Best...” swoje ulubione fragmenty, a ci, którzy nigdy nie byli na Broadwayu ani w Londynie, zobaczyli piękne widowisko na światowym poziomie. Będą światła, dymy i sceny obrotowe. Oglądając show, widownia pospada z wrażenia z krzeseł! (śmiech)
– Jak wpadłaś na ten pomysł?
Anna Głogowska: Łukasz Zagrobelny, z którym tańczyłam w „Tańcu z Gwiazdami”, opowiedział mi o swoim pobycie w USA na Broadwayu. O tym, że tam aktorzy świetnie grają, przecudnie tańczą, śpiewają i robią akrobatyczne popisy. Że tam robi się dopiero prawdziwe musicale, które kosztują 25 milionów dolarów, a nie – jak u nas – tylko 5 milionów. Powiedział mi: „Ania, jedź tam, zobaczysz i padniesz z zachwytu!”. Wtedy pomyślałam o wyjeździe do USA. Ale dla Julki to byłaby zbyt męcząca podróż, więc wybrałam się do Londynu. Tam ganiałam na dwa spektakle dziennie. Brałam też lekcje w słynnej szkole tańca Pineapple Dance Studio. Tam właśnie postanowiłam, że zrobię prawdziwy musical na światowym poziomie w Polsce. Zadzwoniłam od razu do pani Iwony Orzyłowskiej – cenionej i nagradzanej na świecie za choreografię, nowatorstwo i wkład w rozwój tańca. Powiedziała mi: „Aniu, jeżeli zrobisz to show, ja ci pomogę, a ty zatrudnisz moich najlepszych tancerzy”. Po tej rozmowie wiedziałam, że mi się uda.
– Więc o obsadę nie było trudno?
Anna Głogowska: Tancerze sami się do mnie zgłaszają. Wszyscy mają ochotę w to wejść. Kasi Skrzyneckiej, która nie dość, że jest genialną aktorką, to jeszcze wspaniale śpiewa, strasznie się ten pomysł spodobał. Poza tym w „The Best...” wystąpią Piotr Gąsowski, Hania Śleszyńska, Robert Rozmus...
– To Twój pierwszy tak duży projekt, a przecież nie masz doświadczenia w biznesie. Jak się w tym czujesz?
Anna Głogowska: Nieźle. Jestem urodzoną dyrektorką. Uwielbiam coś organizować. Mam swoje metody pracy, swoje kajety, w których na każdej stronie jest inny problem i inna branża i odhaczam tylko punkty, które już udało mi się zrealizować. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi i rozmawiać z nimi o swoich pomysłach. A wszystko to robię w sześć godzin, które spędzam poza domem.
– Nigdy nie zostawiasz Julki na dłużej?
Anna Głogowska: Zdarzyło się, że było to siedem godzin, ale bardzo pilnuję, by nie przekraczać sześciu. Poza tym wiele matek dwulatków pracuje przecież po dziesięć godzin dziennie. Wydaje mi się, że moje dziecko czuje, że mama jest szczęśliwa. Myślę nawet, że jakbym miała się zmienić w kurę domową, to Julka nie byłaby z tego powodu zadowolona.
Sześć godzin to chyba za mało, by zająć się nowym projektem i występować w „Tańcu z Gwiazdami”. Zrezygnujesz z udziału w dziewiątej edycji programu
– TVN?
Anna Głogowska: Tak.
– Nie będzie Ci żal?
Anna Głogowska: Będzie. Ale to ostatni dzwonek. Chcę tańczyć w swoim show, a za rok, dwa może być już za późno.
– Dlaczego?
Anna Głogowska: Z wielu względów. Na scenie powinien występować ktoś „apetyczny”, młody i piękny. Zdaję sobie sprawę z tego, że lata lecą. Poza tym teraz wszyscy aktorzy mają czas. Później mogliby być zaangażowani do innych projektów. Nie wiadomo też, czy będą kolejne edycje „Tańca z Gwiazdami”. No i jest kryzys, tancerze nie mają już tak wielu zaproszeń. Więc trzeba wyjść do ludzi.
– Myślisz, że zatańczysz jeszcze w „Tańcu z Gwiazdami”?
Anna Głogowska: Kto wie. Uwielbiam ten program, ale uwielbiam też tańczyć na turniejach. Czuję, że w „TzG” troszkę się wypstrykałam z pomysłów i entuzjazmu. Potrzebuję przerwy. Nie lubię robić czegoś podobnego trzy razy z rzędu. Zależy mi na treningach z moim partnerem Marcinem Wrzesińskim, które bardzo trudno było mi pogodzić z show.
– Teraz masz więcej czasu?
Anna Głogowska: Tak. Dlatego że swoją pracę „producencką” organizuję sobie tak, jak chcę. W „TzG” trenowałam pięć godzin dziennie i zostawał mi już tylko czas dla Julki. Miałam też zajęte całe weekendy.
– Ale do opieki nad dzieckiem nadal potrzebujesz pomocy?
Anna Głogowska: Pomagają mi dwie opiekunki.
– Aż dwie? Mówiłaś, że teraz masz więcej czasu...
Anna Głogowska: Mamy dwie, bo jedna z nich, nasza ukochana pani Małgosia, jeszcze pracuje zawodowo i musi mieć zmienniczkę. Oczywiście pomaga mi również moja mama, ale ona też pracuje zawodowo, i pani Nina – mama Piotra.
– A Piotr?
Anna Głogowska: Oczywiście. Ale on dużo pracuje. I najczęściej wieczorami, tak jak ja.
– Rok temu w jednym z wywiadów powiedziałaś, że czujesz, iż z każdym dniem coraz bardziej jesteście z Piotrem rodziną. Teraz możesz powiedzieć, że jesteście rodziną w stu procentach?
Anna Głogowska: Absolutnie. Tym bardziej że mam wspaniałe relacje z Kubą, 14-letnim synem Piotra. Kuba uwielbia Julę, z wzajemnością. Mamy tu bardzo blisko wszystkich przyjaciół, Hanię Śleszyńską i wszyscy naprawdę bardzo się wspieramy.
– No właśnie! Ty, Piotr i jego była żona będziecie występować w Twoim show.
Anna Głogowska: Tak. Boje się, żebyśmy, nie daj Boże, nie przenosili do domu stresów z pracy. (śmiech)
– Ostatnie święta Bożego Narodzenia były wyjątkowe, bo spędziliście je w komplecie. To były pierwsze święta we trójkę?
Anna Głogowska: Tak. W ubiegłym roku Piotr się spóźnił na Gwiazdkę. Ponieważ on zawsze wyjeżdża w grudniu w tę swoją podróż daleko za granicę, nie wiadomo gdzie (śmiech). Tym razem wyjechał do Wietnamu, Tajlandii i na Filipiny, ale postanowił wrócić na Wigilię. I była cudna! Z kolędami, 12 potrawami i prezentami oczywiście też. W tej kategorii wygrała Jula.
– Mieszkacie razem. Czy w Waszym domu panuje podział obowiązków? Udziela Ci się dyrektorski charakterek?
Anna Głogowska: Piotr nie przepada za moim dyrektorskim tonem. A ja staram się o tym pamiętać (śmiech). Dzielimy się obowiązkami. Sprzątamy po równo, bałaganimy tak samo. Ale oboje jesteśmy przeciwni ustalaniu reguł, a potem trzymaniu się ich sztywno. Lubimy dyskutować, lubimy się ścierać. Poza tym my docieramy się jeszcze. Jesteśmy ze sobą dopiero trzy lata.
– Jak spędzacie wolny czas?
Anna Głogowska: Bardzo intensywnie. Piotr jest mistrzem w organizowaniu nagłych wyjazdów. Mówi: „No to co, za godzinę jedziemy! No i trzeba się szybko pakować, żeby się nie rozmyślił. Jeździmy w najróżniejsze zakątki Polski albo za granicę... Czasami razem do nocy oglądamy filmy. Bardzo dużo rozmawiamy, dyskutujemy na najróżniejsze tematy. Piotr mnie bardzo dużo uczy. Zanim go poznałam, byłam inna, bardzo krytyczna. Wszystko było dla mnie albo białe, albo czarne, a on mi pokazał, że wszyscy jesteśmy niedoskonali i że mogę się mylić co do swoich ocen. Lubię te rozmowy. Poza tym Piotr jest bardzo towarzyski, więc mamy otwarty dom. Sami też lubimy jeździć w odwiedziny.
– A Wasza córka do kogo jest bardziej podobna?
Anna Głogowska: Jula ma świetny słuch i kiedy tylko słyszy muzykę, zaczyna tańczyć. Robi to w bardzo wdzięczny sposób. Ma długie nogi po tacie i jest bardzo do niego podobna fizycznie. Chociaż czasami, jak spojrzę na nią, kiedy jest na rękach u mojej mamy, to mam wrażenie, że patrzę na zdjęcie mojej mamy ze mną. Więc jest też chyba podobna do mnie. Poza tym wszystkich okręca sobie wokół palca. Nawet w towarzystwie innych dzieci to ona wiedzie prym, co mnie bardzo cieszy.
– Ale to po mamusi czy po tatusiu?
Anna Głogowska: Po obojgu (śmiech). Piotr jest duszą towarzystwa i zawsze jest w centrum zainteresowania.
– A ma większe zadatki na aktorkę czy na tancerkę?
Anna Głogowska: Oj, zdecydowanie na aktorkę. Żebyś widział, jak ona rozpacza, kiedy nie chcesz jej czegoś dać. Ma wystudiowane gesty aktorskie (śmiech). Czasami myślę, że będzie sprzątaczką, bo uwielbia sprzątać, za chwilę, że będzie pracowała w mięsnym, bo uwielbia się babrać w mięsie, zwłaszcza mielonym. Chciałabym dać jej szansę spróbować wszystkiego i niech sobie sama wybierze… Chcę, żeby była zdrowa i szczęśliwa. Na pewno kiedy podrośnie, pojedzie na narty, spróbuje grać w tenisa, tak jak rodzice.
– Myślałem, że tylko tańczysz?
Anna Głogowska: Dopóki nie poznałam Piotra, tylko tańczyłam. On zabrał mnie pierwszy raz na snowboard, pokazał golfa i tenisa. Piotr dba o szczegóły. Jak idzie na golfa, to musi mieć wypastowane buciki, świeżutkie rękawiczki, wszystko pod kolor, czapka pasuje do butów i spodenek, ma przepiękne kije golfowe i jeszcze ładniejszą torbę. Kiedy kupił mi pierwszą rękawiczkę w panterkę, musiałam sobie kupić do niej golf (śmiech).
– Taniec też ktoś Ci kiedyś pokazał?
Anna Głogowska: Nie. Tańcem sama się zainteresowałam. Miałam wtedy 11 lat, więc było już dosyć późno. Wcześniej byłam chórzystką, harcerką, brałam udział w konkursach recytatorskich, grałam w spektaklach itd. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że w osiedlowym Domu Kultury „Kamionek” są nabory do grupy tanecznej. Powiedziałam mamie, że sama pójdę. Bo mam blisko. Mama mnie puściła, bo nie wiedziała, że to trzy przystanki tramwajem, potem na piechotę i na przełaj. Spóźniłam się okrutnie na zajęcia i dostałam burę od trenerki, ale strasznie mi się spodobało. Od tamtej pory biegałam na każde zajęcia. Później były egzaminy do zespołu tanecznego, który miał liczyć 16 osób, i wybrano mnie spośród 80 dzieci. Pierwsze szycie strojów, pierwsze występy w parku Skaryszewskim… Tak się zaczęła moja przygoda.
– W tańcu osiągnęłaś już wiele, teraz organizujesz wielkie widowisko. Co dalej?
Anna Głogowska: Na pewno będę okrutnym i wymagającym trenerem, krytycznym sędzią (śmiech). Mam mnóstwo pomysłów. Będę się uczyć całe życie, bo to kocham. Chciałabym dużo podróżować, pojechać do Brazylii i zobaczyć prawdziwą sambę. Chciałabym poprowadzić firmę producencką. Chciałabym też otworzyć sklep z artykułami do treningów tanecznych.
– A chciałabyś mieć drugie dziecko?
Anna Głogowska: Pewnie, że bym chciała.
– Braciszka dla Julki?
Anna Głogowska: Obojętnie. Moje marzenie to trójka dzieci, ale nie wiem, czy się wyrobię (śmiech). Mam wspaniały przykład w postaci mojej pierwszej trenerki pani Beaty Bartoń, która ma trójkę dzieci, prowadzi dwie szkoły dla dzieci, organizuje obozy taneczne itd. Przy tym wszystkim znajduje czas i na windsurfing, i na narty, i dla swojego męża. Wiec ona jest dla mnie absolutnym wzorem.
– Wyobrażasz sobie siebie za 20 lat?
Anna Głogowska: Będę taką zasuszoną, ale energiczną babką. Bardzo zajętą, rozjeżdżoną i zadbaną. Codziennie prosto od fryzjera. Mam jeszcze na to czas. A poza tym za 20 lat będę miała piękną córę, a może więcej dzieci i będę fajną mamą i babcią… No, może jeszcze nie babcią! (śmiech)
Piotr Kozłowski / Party