Bałwanki z lukru - przepis z bloga Lawendowy Dom... od kuchni

Nie tylko świetnie gotuje, ale również o tym pisze. Prowadzi kulinarnego bloga, wydaje książki oraz zajmuje się stylizacją potraw. Sama się sobie dziwi, że jej pomysły nigdy się nie kończą. Beata Lipov, autorka bloga "Lawendowy Dom" ma unikatową świąteczną propozycję kulinarną dla Czytelników we2.
Marta Kosakowska / 10.12.2010 07:37

Nie tylko świetnie gotuje, ale również o tym pisze. Prowadzi kulinarnego bloga, wydaje książki oraz zajmuje się stylizacją potraw. Sama się sobie dziwi, że jej pomysły nigdy się nie kończą. Beata Lipov, autorka bloga "Lawendowy Dom... od kuchni" ma unikatową świąteczną prozpozycję kulinarną dla Czytelników We-Dwoje.pl.

Bałwanki z lukru

Te słodkie bałwanki wbrew pozorom nie są trudne do wykonania. Podane składniki powinny wystarczyć na dwunastu śnieżnych gentlemanów. To sporo, ale sami zobaczycie – przy odrobinie wprawy uporacie się z tym zadaniem zadziwiająco sprawnie. Przepis i zdjęcia pochodzą z książki „Dzieciaki szykują Święta“.

Składniki:
300 g mąki
1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia
125 g cukru pudru
2 łyżki startej skórki cytrynowej
180 ml maślanki
2 jajka
110 g masła
szczypta soli

Masło roztop i przestudź. W misce wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia, cukrem i solą. Dodaj skórkę cytrynową. W dzbanku połącz maślankę z jajkami. Wlej masę jajeczną do miski z mąką, dodaj masło i wszystko wymieszaj metalową łyżką na dość grudkowatą masę (ciasto nie powinno być gładkie). Porcje ciasta przełóż do foremek na muffinki wysmarowanych masłem i wstaw do piekarnika nagrzanego do 200 ºC na ok. 13 – 15 minut. Lekko przestudź i wyjmij z foremek.

Do zrobienia bałwanków można użyć gotowych lukrów plastycznych. Można je kupić w specjalistycznych sklepach dla cukierników lub przez Internet.
Możesz też sam zrobić pastę cukrową:
500 g cukru pudru
1 białko
1 łyżka ciepłej wody

Cukier przesiej do miski, dodaj białko i wodę. Mieszaj nożem z okrągłym czubkiem do uzyskania odpowiedniej gęstości. Zagnieć masę, podsypując stolnicę cukrem. Masę można barwić barwnikami spożywczymi.
Ulep po dwie kulki o średnicy ok.1 1/2 cm i 2 cm na każdego bałwanka oraz małe placuszki, na berety. Dolep bałwankom szaliki, guziki, oczy i nosy. Możesz do tego użyć barwionej pasty cukrowej i cukrowych kuleczek.
Gotowe bałwanki umocuj na babeczkach. Żeby mieć pewność, że nie spadną, wbij w babeczki wykałaczki i nadziej na nie bałwanki.



Ustawione na białym, posypanym cukrem pudrem talerzu, bałwanki robią furorę. Nie ma chyba osoby, która nie zwróci na nie uwagi. Wyglądają elegancko i z klasą w swoich śnieżnobiałych berecikach i nonszalancko zarzuconych szalach - mówi Beata Lipov, autorka bloga Lawendowy Dom.

Od jak dawna blogujesz i skąd pomysł na blogowanie?

To była bardzo mroźna zima 2009 roku. Pamiętam, że martwiłam się o ogród i krzaki lawendy, które przykryte czapą zmrożonego śniegu miały marne szanse na przetrwanie do wiosny. Pamiętam tę chwilę. Był wieczór, przeglądałam sobie różne piękne blogi, martwiłam się o te moje krzaki lawendy pod śniegiem i jakoś tak zupełnie nagle, bez planu założyłam bloga. Pierwsze wpisy nie ujrzały światła dziennego. Pisałam „do szuflady“ bo jakoś nie mogłam przełamać w sobie oporu do pisania tak w eter, do ludzi. Trwało to jakiś czas.

Dlaczego „Lawendowy Dom“?

Wiele osób pyta mnie oto. Bo Lawendowy Dom to ja. Mieszkam w nim i pracuję. Płaczę gdy mi smutno i śmieję się do łez, gdy jestem szczęśliwa. Czasem klnę pod nosem, że coś nie idzie po mojej myśli, że ciężko, że szaro i smutno, by za chwilę dać się ponieść jakiejś takiej naiwnej radości. Zaczęło się od wątku, który założyłam na forum wnętrzarskim. Zatytułowałam go „Lawendowy Dom“ . To były początki. Właśnie się przeprowadziliśmy, dom rozwijał się na oczach czytelników. To był bardzo długi wątek, do tej pory ludzie piszą do mnie i pytają, gdzie kupiłam tą lampę z sypialni dzieci, albo czym pomalowałam kuchenne szafki. Gdy zakładałam bloga, chciałam, żeby to był mój prawdziwy świat, nie wykreowany na potrzebę publiczności. I tak jest do dziś. Blog, a teraz także magazyn „Lawendowy Dom“, którego pierwszy numer właśnie się ukazał, to jest kawałek mojego świata, do którego zapraszam czytelników.

Co było pierwsze – blog czy publikacje książkowe?

Książki zaczęłam wydawać dużo wcześniej. Debiutowałam w 2005 roku. To się zazwyczaj zaczyna znienacka. Zawsze chciałam pisać książki i wiedziałam, że wcześniej, czy później to nastąpi. I tak się stało. Po prostu dzwoni telefon i ktoś zaprasza cię na spotkanie. Potem człowiek jest oszołomiony i szczęśliwy, a gdy pierwsza książka ukazuje się na rynku, czujesz się jak Król Wszechświata. Pierwsza książeczka miała sześćdziesiąt kilka stron, była częścią serii, którą robiliśmy dla Przyjaciółki. Nic wielkiego, ale dla mnie to był szczyt marzeń i dobry trening. Teraz to wszystko wyglądałoby pewnie inaczej, ale człowiek rozwija się, uczy i ma wciąż nowe pomysły. Właśnie oczekiwałam narodzin mojej trzeciej, najmłodszej córeczki, kiedy na mojej kanapie w salonie zaczęła się rozmowa o książkach dla dzieci. To była ta właściwa osoba na właściwym miejscu we właściwym czasie. Ruszyła machina. Dziesięć dni po narodzinach córki przygotowywaliśmy się do podpisania umowy na trzy książki z serii „Dzieciaki...”. Z niemowlęciem u piersi pisałam pierwsze rozdziały. Naprawdę niesamowity czas i niesamowici ludzie, którzy umożliwili mi spełnienie moich marzeń.

Skąd czerpiesz kulinarne inspiracje?

Wciąż, od niepamiętnych lat , czerpię pełnymi garściami z kuchni bałkańskiej. Mój mąż jest Bułgarem i ta bałkańska fascynacja zaczęła się właśnie tam. W naszym domu potrawy z tamtych regionów goszczą często na stole. Wczoraj na kolację były pieczone małże. Takie same, jakie łowimy latem w Morzu Czarnym i pieczemy na plaży. Moje córki wbiegały co chwilę do kuchni i podbierały muszle z takim apetytem, jakby to były cukierki i cieszyły się, że pachnie u nas morzem. Nawet mnie to zaskoczyło, bo dzieci zazwyczaj stronią od takich przysmaków. Lubię w bałkańskiej kuchni bogactwo warzyw, które podaje się na tysiące sposobów. Co oni potrafią robić ze skromną cukinią lub takim np. bakłażanem? Cuda, po prostu cuda. Do tego ser, owczy, o specyficznym smaku, dobre wino. Mięso, jak najbardziej. Jagnięcina upieczona zwyczajnie, z solą przez ciocię Swetłę we wsi Kubadin. Najprościej na świecie. Ja nigdy nie jadłam smaczniejszego mięsa. Zwierzęta pasą się na łąkach, skubią dziki tymianek i miętę. Ser robiony jest tradycyjnie, od setek lat wciąż tak samo. Na prawdę proste rzeczy, nic nadzwyczajnego, ale w tym właśnie zawarta jest cała radość życia. I to jest moja tęsknota i moje marzenie, moja największa kulinarna inspiracja.

Jaką kuchnię preferujesz - gotować i konsumować?

Prostą. Szybką. Nieskomplikowaną. To wybór, którym pokierowało moje życie. Jestem bardzo zajętą kobietą. Pracuję intensywnie, mam na głowie dom i tójkę dzieci. Właściwie nic wyjątkowego, bo takich kobiet jak ja jest przecież wiele. I ja dobrze te kobiety rozumiem, podziwiam i współczuję im. Nie mam czasu na skomplikowane eksperymenty kulinarne, lubię prostotę w dobrym wydaniu i to jest moje kulinarne motto.

Czy korzystasz z przepisów innych? Masz swoje kulinarne guru?

Podziwiam Jamiego Olivera za to, że podejmuje trudne społeczne tematy. Temat szkolnych stołówek poruszył mną bardzo, bo dotyczy nas wszystkich. Wiem, jak trudno coś zmienić w tej dziedzinie, bo z pomocą innych rodziców próbuję małymi krokami zrobić coś w szkole moich córek. To jest temat rzeka, temat bez dna. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy o jedzeniu, gotowaniu rozmawiali z dziećmi. Żebyśmy zapraszali dzieci do kuchni, pozwalali im w tej kuchni poznawać, odkrywać, próbować. Niech pokroją ogórka na sałatkę, schrupią przy okazji kalarepkę i spróbują liść szpinaku. Pod warunkiem, że ten szpinak i ogórek w naszej kuchni są. Często nie ma i to jest bardzo niepokojące.
Oczywiście, że korzystam z przepisów innych. Jestem psem gończym, który węszy i szuka. Mam swoje ulubione blogi, strony, pisma i książki. No i mam kilku zwariowanych przyjaciół, którzy jak ja, lubią dobre jedzenie. Gościmy się, razem gotujemy, wymieniamy przepisami. Mój pradziadek miał w Wolborzu na rynku restaurację. Nie poznałam go, ale za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam, patrzę na ten podupadły budynek i uśmiecham się pod nosem. Być może to ów nieznany mi pradziadek jest moim największym kulinarnym guru.

Fot. lawendowydom.blogspot.com

"Blog ze smakiem" to nowa inicjatywa we2, której celem jest prezentowanie sylwetek kulinarnych bloggerek i bloggerów oraz proponowanych przez nich przepisów. Jeśli prowadzisz kulinarnego bloga i chcesz zostać bohaterem naszego nowego cyklu, skontaktuj się z nami (m.kosakowska(at)we-dwoje.pl). Zachęcamy i życzymy wielu niepowtarzalnych kulinarnych inspiracji!

Redakcja poleca

REKLAMA