„Złożyłem teściowej życzenia na Dzień Teściowej i żałuję. Potraktowała mnie jak najgorszego śmiecia”
„Odłożyłem telefon i przez chwilę wpatrywałem się w ścianę. Czułem się, jakbym dostał mokrą szmatą w twarz. Po co ja to zrobiłem? Czy naprawdę myślałem, że Teresa po latach obelg i wiecznych docinków nagle odkryje w sobie cień sympatii do mnie?”.

- Redakcja
Człowiek uczy się na błędach. Ale ja? Ja najwyraźniej uwielbiam wchodzić drugi raz do tej samej rzeki, nawet jeśli to rwący potok lodowatej wody. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jak co roku, postanowiłem złożyć mojej teściowej życzenia?
To nie było rozsądne
To nie miało prawa skończyć się dobrze. Ale może wciąż tliła się we mnie jakaś irracjonalna nadzieja, że tym razem będzie inaczej. Że może Teresa – ta sama kobieta, która od lat patrzy na mnie z miną, jakbym był zaschniętą plamą na jej ulubionym obrusie – nagle okaże choć cień uprzejmości.
Gdy tylko wybrałem jej numer, poczułem ścisk w żołądku. Wiedziałem, że robię głupotę. Wiedziałem, że powinienem się rozłączyć. Ale zanim zdążyłem podjąć właściwą decyzję, usłyszałem po drugiej stronie jej głos.
– No?!
I wtedy już nie było odwrotu.
– No?! – warknęła jeszcze raz, jakbym właśnie przerwał jej coś niezwykle ważnego, a nie tylko spokojne siedzenie i szukanie powodu do narzekania.
Zacisnąłem zęby. Jeszcze mogłem się wycofać. Mogłem powiedzieć, że pomyliłem numer, że chciałem zadzwonić do hydraulika, do dentysty, do jakiejkolwiek innej osoby, która nie patrzyłaby na mnie jak na zło konieczne. Ale nie. Ja, jak ten naiwniak, postanowiłem dokończyć dzieła.
Liczyłem, że doceni gest
– Dzień dobry, mamo – powiedziałem i od razu pożałowałem.
– Nie jestem twoją matką – skwitowała chłodno. – Czego chcesz?
Westchnąłem w duchu. Może gdybyśmy żyli w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, powiedziałbym: „Nic, pomyłka. Przepraszam, miłego dnia”. Ale nie, ja brnąłem dalej.
– Dzwonię, żeby złożyć ci życzenia z okazji Dnia Teściowej.
Przez chwilę panowała cisza. W myślach zacząłem odliczać: trzy, dwa, jeden…
– Ty mi składasz życzenia? – prychnęła z taką pogardą, że niemal poczułem, jak materializuje się po drugiej stronie słuchawki. – Może jeszcze kwiaty mi wyślesz?
– Jeśli chcesz, to mogę…
– Nie ośmieszaj się – ucięła ostro. – Ty mi składasz życzenia? Ty, który zabrałeś mi córkę?
Cudownie. Znowu to samo.
Czułem się jak śmieć
Odłożyłem telefon i przez chwilę wpatrywałem się w ścianę. Czułem się, jakbym dostał mokrą szmatą w twarz. Po co ja to zrobiłem? Czy naprawdę myślałem, że Teresa po latach obelg i wiecznych docinków nagle odkryje w sobie cień sympatii do mnie?
– Jarek? – Iza weszła do kuchni i od razu zauważyła moją minę. – Co się stało?
– Dzwoniłem do twojej matki
Przewróciła oczami i pokręciła głową.
– Boże, po co
– Chciałem być miły. Złożyć jej życzenia na Dzień Teściowej…
– Ty się nigdy nie nauczysz, prawda? – westchnęła.
– Może liczyłem, że kiedyś odpuści.
Spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i niedowierzania. Oparła się o blat, skrzyżowała ręce na piersi.
– I co ci powiedziała?
Powtórzyłem jej całą rozmowę. Każde słowo, każdą jadowitą uwagę. Iza słuchała w milczeniu, ale w jej oczach dostrzegłem gniew.
– No to pięknie – mruknąłem, gdy skończyłem. – Może czas po prostu przestać próbować?
– Może – odpowiedziała cicho.
Nie podobało mi się to jej „może”. Bo to nie był jednoznaczny koniec tematu. Wiedziałem, że Teresa zawsze będzie obecna w naszym życiu. I wiedziałem, że prędzej czy później znów dam się wciągnąć w tę bezsensowną grę.
Odwiedziłem teściową
Wieczorem Iza oznajmiła, że jedzie do matki.
– Nie musisz jechać – mruknąłem, choć wiedziałem, że i tak pojedzie.
– Muszę – odpowiedziała krótko.
– Ja zostanę – dodałem szybko.
– Nie, Jarek. – Spojrzała na mnie uważnie. – Pojedziesz ze mną.
Przez chwilę chciałem protestować, ale pod jej wzrokiem zrezygnowałem. Nie miałem ochoty na kolejną sprzeczkę.
Podjechaliśmy pod znajomy blok i już od progu czułem, że to zły pomysł. Teresa spojrzała na mnie z miną, jakbym był stosem śmieci, który ktoś zostawił jej pod drzwiami.
– I co? – zaczęła od razu, nawet nie udając uprzejmości. – Po co przyszedłeś
Zacisnąłem zęby.
– Przyszedłem, bo Iza chciała.
– No, chociaż tu mówisz prawdę – prychnęła i odwróciła się na pięcie.
Usiedliśmy przy stole. Iza próbowała prowadzić normalną rozmowę, ale Teresa co chwila rzucała mi spojrzenia pełne pogardy.
– Może herbaty? – zapytała z wymuszonym uśmiechem.
– Poproszę.
Przyniosła mi szklankę. Bez cukru, choć zawsze piję z cukrem. Bez łyżeczki. Po prostu postawiła ją przede mną i patrzyła, czekając, co zrobię.
Podniosłem szklankę i upiłem łyk.
– Dziękuję – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.
Jej uśmiech lekko zbladł.
Wtedy zrozumiałem, że nigdy nie zdobędę jej sympatii. I że czas przestać próbować.
Nie wytrzymałem nerwowo
Siedziałem przy stole, popijając tę gorzką, bezcukrową herbatę, i czułem, jak wzbiera we mnie irytacja. Patrzyłem na Teresę, na jej zadowoloną minę, jakby właśnie wygrała jakąś chorą grę, w którą sam się wpakowałem. Iza mówiła coś o pracy, o koleżance, która zmienia mieszkanie, ale ja już nie słuchałem. Widziałem, jak jej matka ledwo powstrzymuje uśmiech satysfakcji.
– No i co? – rzuciła nagle Teresa, przerywając Izie. – Siedzi jak ten dureń i nic nie mówi.
Zacisnąłem dłonie na szklance.
– Może dlatego, że nie bardzo mam ochotę na rozmowę?
– Och, ależ oczywiście! Przecież wielki pan Jarek łaskawie poniża się, że tu siedzi – prychnęła. – Musi być ciężko tak znosić towarzystwo teściowej, co?
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Izę. Miałem nadzieję, że coś powie, że zareaguje. Ale milczała.
– Wiesz co, Tereso? – odłożyłem szklankę. – Jesteś okropna i mam cię dosyć.
Zamilkła na chwilę. Potem się roześmiała.
– Oho! Jarek w końcu nauczył się mówić. Cud!
Wstałem.
– Iza, idziemy.
Spojrzała na mnie, potem na matkę, a potem skinęła głową.
A Teresa? Siedziała z zaciśniętymi ustami, ale widziałem w jej oczach coś nowego. Szacunek? Nie, to byłoby zbyt piękne. Ale chyba po raz pierwszy zobaczyła, że nie jestem już jej chłopcem do bicia.
Czułem satysfakcję
Wracaliśmy w milczeniu. Iza patrzyła przez okno, a ja zaciskałem dłonie na kierownicy, próbując nie myśleć o tym, co wydarzyło się u jej matki.
– Wiesz, że teraz będzie jeszcze gorzej? – odezwała się w końcu.
– Trudno – mruknąłem. – Ile można dawać sobą pomiatać?
Nie odpowiedziała. Widziałem, że jest rozdarta. Gdzieś tam w głębi wiedziała, że mam rację, ale nie umiała tak po prostu odciąć się od matki.
Następnego dnia wszystko wróciło do normy. Prawie. Czułem jednak dziwną ulgę, jakbym w końcu wyrwał się z toksycznej gry, w której przez lata pozwalałem się upokarzać.
Telefon zadzwonił wieczorem. Spojrzałem na ekran. Teresa.
– Odbierzesz? – zapytała Iza, a w jej głosie brzmiała ostrożna nadzieja.
Westchnąłem i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
– Tak?
– No, proszę. – W jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. – Myślałam, że obraziłeś się na zawsze.
– Nie mam pięciu lat, żeby się obrażać – odparłem sucho.
– No tak, ty masz trzydzieści pięć i nadal nie potrafisz wbić gwoździa.
Przymknąłem oczy.
– Dzwonisz, żeby mi to powiedzieć?
Chwila ciszy.
– Nie. Dzwonię, bo… – Zawahała się. – Wpadnijcie na obiad w niedzielę.
Spojrzałem na Izę. Miała szeroko otwarte oczy.
Czy to była próba rozejmu? A może nowa okazja, by mnie upokorzyć? Nie wiedziałem.
– Zastanowię się – odpowiedziałem i się rozłączyłem.
I po raz pierwszy to ja zostawiłem Teresę bez odpowiedzi.
Jare, 35 lat
Czytaj także: „Syn krytykował to, jak go wychowałam. Na własnej skórze się przekonał, że rodzicielstwo to nie tylko lukier i pistacje”
„Przekroczyłam z teściem w windzie wszelkie granice. Gdy mąż bawił się za ścianą, teść dawał mi najlepszy urodzinowy prezent”
„Relacja z teściową wiąże bardziej niż święty sakrament. Chciała zmusić nas do małżeństwa, bo rozwód to przecież grzech”