Reklama

Z zewnątrz nasze życie wyglądało zwyczajnie. Praca w agencji PR, wspólne mieszkanie w centrum miasta, wakacje raz do roku, znajomi w weekendy. Tomek – mój mąż – był spokojny, przewidywalny, raczej milczący niż wylewny. Był też wierny. Tak przynajmniej sądziłam.

Coraz częściej czułam, że mijamy się jak współlokatorzy – on zamknięty w swoim świecie, ja tęskniąca za bliskością. Michał pojawił się nagle, z błyskiem w oku i uśmiechem, który za często był skierowany tylko do mnie. A kiedy padło słowo „delegacja”, nie zaprotestowałam. Wręcz przeciwnie – poczułam, że chcę tam pojechać. Z nim.

Poczułam się zawstydzona

– Chcesz jeszcze jednego drinka? – zapytał Michał, opierając się łokciem o blat hotelowego baru.

– Może jeszcze jednego... – odpowiedziałam z uśmiechem, który był chyba zbyt pewny siebie jak na kobietę zamężną.

Wieczór po prezentacji dla klienta dłużył się nieprzyzwoicie przyjemnie. Michał był wyluzowany, zabawny, błyskotliwy. Pochylał się ku mnie z każdym kolejnym zdaniem, jakby słuchał tylko mnie, jakby nie istniała cała reszta biura, cała reszta świata. A ja – nie odsunęłam się ani o krok.

Skończyło się szybciej, niż przypuszczałam. Pamiętam, jak wjeżdżaliśmy windą na górę, w milczeniu, tylko nasze spojrzenia mówiły wszystko. Drzwi jego pokoju. Szum krwi w uszach. Dotyk dłoni, który był jednocześnie obcy i znajomy. Nie całowaliśmy się od razu. Najpierw zdjął mi marynarkę. Ja jego. To było szybkie, zachłanne, nerwowe. Jeden raz, który miał coś naprawić, coś uciszyć, coś udowodnić.

Rano Michał siedział na brzegu łóżka, już ubrany, z telefonem w dłoni.

– Powinniśmy się pospieszyć – rzucił chłodno, nie patrząc mi w oczy.

– Michał... – zaczęłam, nie wiedząc właściwie, co chcę powiedzieć.

– Było miło, ale to nic nie znaczyło. Przecież jesteśmy dorośli. Nie róbmy z tego dramatu – dodał, wstając i wygładzając koszulę.

Zostałam sama. Naga, zawstydzona, rozbita. I po raz pierwszy od dawna czułam się naprawdę winna.

Nie mogłam w to uwierzyć

Drzwi naszego mieszkania otworzyły się cicho. Klucz zadziałał jak zawsze – bez problemu, jakby nic się nie zmieniło. A przecież zmieniło się wszystko.

Tomek siedział w salonie. Laptop na kolanach, kubek po herbacie na stole. Nawet nie podniósł głowy, kiedy weszłam.

– Już jesteś – powiedział obojętnie, jakbym wróciła ze sklepu, a nie z innej rzeczywistości.

Zsunęłam płaszcz, zdjęłam buty, rzuciłam torbę na fotel. W powietrzu wisiała cisza. Napięta, zimna. Weszłam do kuchni. Tam leżała ona – koperta. Zwykła, biała, bez podpisu. Otworzyłam ją drżącymi palcami.

Zdjęcia. Ja i Michał. Hotelowy korytarz. Ujęcie z windy. A potem – to jedno, najgorsze – nasz pocałunek pod drzwiami pokoju. Nie dało się tego inaczej zinterpretować. Kto mógł to zrobić? To już nie miało znaczenia.

Z oczu napłynęły mi łzy. Serce waliło jak młotem. Z trudem wróciłam do salonu, trzymając kopertę w dłoni.

– Tomek... – zaczęłam.

– Nie musisz nic mówić – odparł spokojnie, odkładając laptopa. – Widziałem wystarczająco.

– To był błąd. Naprawdę... To się już nie powtórzy. Ja... – głos mi się załamał.

Patrzył na mnie bez gniewu. To było najgorsze.

Ja też cię zdradziłem – powiedział cicho. – Tyle że wcześniej. Jesteśmy kwita.

Zamarłam.

– Co? – wyszeptałam, nie wierząc w to, co słyszę.

– Po prostu... uznałem, że powinnaś wiedzieć. – Wstał i minął mnie, jakby nic się nie stało.

Zostałam z kopertą w ręku, z palącym gardłem i tysiącem pytań w głowie.

To bolało bardziej niż zdrada

Nie mogłam spać. Siedziałam przy kuchennym stole, wciąż z tą przeklętą kopertą obok, jakby miała mi udzielić odpowiedzi. Ale to nie ona miała mówić. To miał być Tomek.

Czekałam, aż wróci z pracy. Weszłam do przedpokoju, zanim zdążył zdjąć buty.

– Jesteś mi winny wyjaśnienia – powiedziałam stanowczo.

– Nie jestem ci nic winien – odpowiedział spokojnie. Jak zawsze. Jego opanowanie wyprowadzało mnie z równowagi. – Ale dobrze, porozmawiajmy.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Cisza znów między nami urosła do rozmiarów krzyku.

– Kiedy? – zapytałam. – Kiedy mnie zdradziłeś?

– Półtora roku temu – odparł bez emocji. – Byłem wtedy w delegacji w Krakowie.

– Z kim?

– To nie ma znaczenia.

– Dla mnie ma – syknęłam. – Z kim?

Zawahał się. Po raz pierwszy zobaczyłam, że się wycofuje. Że coś jednak czuje. Może nawet żałuje.

– Nie chcę wchodzić w szczegóły. Po prostu... to się stało. I nic więcej.

– To był romans? Przygoda? Coś więcej? – nie dawałam za wygraną.

– To był impuls – odpowiedział. – Zupełnie jak twój.

– A więc cały ten czas... żyliśmy obok siebie i udawaliśmy? – zapytałam, śmiejąc się przez łzy.

Spojrzał mi w oczy.

– Może po prostu było nam wygodnie – powiedział. – Może wcale się nie kochaliśmy, tylko trzymało nas razem przyzwyczajenie.

Zamarłam. Bo właśnie uderzył w sedno. I to bolało bardziej niż sama zdrada.

Straciłam nie tylko męża

Karolina odebrała telefon dopiero za trzecim razem. Mówiła szybko, jakby chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę. Ja też nie byłam gotowa na tę konfrontację. Bałam się prawdy, ale nie chciałam żyć w kłamstwie. A intuicja podpowiadała mi, że moja przyjaciółka coś przede mną ukrywa.

Kiedyś byłyśmy nierozłączne, ale od jakiegoś czas coś się zmieniło. Nagle kontakt praktycznie się urwał. Niemal z dnia na dzień. To było... półtora roku temu. Teraz już zaczynałam się domyślać, co było tego przyczyną. Ale chciałam to usłyszeć od niej.

– Hej, nie mogę teraz mówić. Jestem zajęta.

– To ważne – powiedziałam twardo. – Spotkajmy się. Musimy porozmawiać. Dzisiaj.

Milczenie. Westchnienie.

– Dobrze. Kawiarnia na rogu Pięknej o osiemnastej.

Przyszłam pierwsza. Siedziałam z filiżanką zimnej już kawy, kiedy weszła. Usiadła naprzeciwko mnie, nawet nie próbując się uśmiechnąć.

– Wiesz, o co chodzi, prawda? – zapytałam bez wstępów.

– Jeśli pytasz o Tomka… tak – odpowiedziała cicho.

Ty byłaś tą kobietą.

– Tak.

Czułam, jak moje serce się kurczy. Miałam nadzieję, że zaprzeczy. Albo, że to będzie ktoś obcy, jakaś przypadkowa kobieta. Ale Karolina? Moja przyjaciółka?

– Jak mogłaś?

– Nie planowaliśmy tego. To się po prostu stało. Był sam, ty byłaś wtedy w szpitalu…

Byłam ciężko chora! – syknęłam. – Właśnie dlatego potrzebowałam was obojga. A ty… ty po prostu wskoczyłaś mu do łóżka?

– To nie tak… – zaczęła, ale ja ją przerwałam.

– To dokładnie tak. Wiem, co to znaczy „to się po prostu stało”. Sama niedawno użyłam takich samych słów.

Spojrzała na mnie uważnie.

Nie jesteś bez winy – powiedziała cicho. – Każde z was coś w tym związku przegapiło. Tylko ty nie chcesz się do tego przyznać.

Wstałam.

– Straciłam męża i przyjaciółkę. Brawo, Karolina.

Wyszłam. I nie obejrzałam się ani razu.

Wszystko zniknęło

Spakował się w milczeniu. Siedziałam na brzegu łóżka, słuchając szelestu ubrań wkładanych do walizki. To była ta sama torba, z którą jeździliśmy kiedyś razem na weekendy. Teraz należała już tylko do niego.

– Gdzie się zatrzymasz? – zapytałam.

– Na razie u kolegi. Potem coś wynajmę – odpowiedział spokojnie, jakby mówił o przeprowadzce do innego pokoju, nie o końcu małżeństwa.

Zatrzymał się w progu.

– Tomek... – zaczęłam, ale urwałam.

– Tak? – zapytał cicho.

Spojrzał na mnie przez chwilę. I wtedy zapytałam:

– Czy ty mnie jeszcze kochasz?

Zawahał się.

– Nie wiem – odpowiedział. – Może nigdy nie kochałem cię tak, jak powinienem.

Trzasnęły drzwi. A ja zostałam sama. W pustym mieszkaniu, z jego zapachem unoszącym się jeszcze w powietrzu i ciszą, która dźwięczała w uszach.

Nie potrafiłam siedzieć bezczynnie. Włożyłam płaszcz i wyszłam. Wsiadłam w tramwaj. Podjechałam pod biurowiec, spotkać się z Michałem. Wiedziałam, że zostaje dziś dłużej.

Weszłam bez zapowiedzi. Siedział przy biurku, w słuchawkach. Gdy mnie zobaczył, zdjął je i podszedł.

– Ania? Co ty tu robisz?

– Chcę tylko porozmawiać – powiedziałam.

– Lepiej nie – rzucił chłodno. – Naprawdę nie komplikuj mi życia. To był jeden wieczór. Nic więcej.

– Ja... Myślałam, że...

– Nie myśl o tym. Po prostu zapomnij.

Wróciłam do domu z twarzą jak z lodu. Miałam pusty dom, puste relacje i puste serce. Wszystko, co kiedyś było moje, nagle zniknęło.

Pozbyłam się złudzeń

Zamknęłam drzwi od mieszkania, ale tym razem nie usłyszałam znajomego kliknięcia. Zamek zadziałał jakby z oporem, jakby sam nie chciał uwierzyć, że to już naprawdę koniec.

W salonie nadal stał jego ulubiony fotel, w łazience na półce została maszynka do golenia. Ale nie było już Tomka. Nie było nas. Z Karoliną też już więcej nie rozmawiałam. Usunęłam jej numer, zdjęcia, wiadomości. Wszystko.

W pracy wróciła rutyna. Michał unikał mnie wzrokiem, ale nie przeszkadzało mi to. Nie chciałam litości. Ani fałszywej bliskości.

Wieczorami siadałam przy stole i zastanawiałam się, co tak naprawdę poszło nie tak. Czy to tylko jedna zdrada? Czy może była ona już tylko końcem czegoś, co od dawna dogasało?

Zaczęłam dostrzegać, jak wiele rzeczy ignorowałam. Ile razy unikałam rozmów, uciszałam emocje, udawałam, że wszystko jest w porządku. Przez lata uczyłam się funkcjonować, nie kochać. Tomek robił to samo. Byliśmy razem, ale obok siebie. Żyliśmy na niby. Aż coś musiało pęknąć.

Nie wiem, czy czeka mnie lepsze życie. Nie czuję się silna, nie czuję się odrodzona. Jestem teraz sama. Prawdziwie sama. I to też jest początek. Może niepełny. Może nie taki, jakiego chciałam. Ale mój.

Zamykając oczy tej nocy, pierwszy raz od dawna nie myślałam o nim. Ani o niej. Myślałam o sobie.

Anna, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czyta także:


Reklama
Reklama
Reklama