Reklama

Michała poznałam podczas spontanicznego wyjścia do klubu z koleżankami. Był z nami brat jednej z nich, a on był jakimś jego całkiem bliskim kumplem, więc chętnie się dosiadł. Podobało mi się wtedy, że jest taki swobodny, trochę beztroski, pociągał mnie swoim chłopięcym stylem bycia. Właściwie wszystkie dziewczyny na niego zerkały i chichotały głupio, gdy tylko się odezwał.

Reklama

Wydawał mi się taki wyluzowany

Cieszyłam się, kiedy to mnie poprosił potem o numer telefonu, a w kolejnym tygodniu umówiliśmy się na randkę. Może to było takie bardziej kumpelskie spotkanie, ale ja widziałam to inaczej. Przymknęłam oko na to, że spóźnił się dwadzieścia minut (zasiedział się przy grze wideo z kolegami), nie przejęłam się wcale, gdy okazało się, że zapomniał portfela i sama musiałam uregulować cały rachunek.

– Oddam ci albo zapłacę następnym razem – obiecał. Oczywiście, pieniędzy nigdy nie zobaczyłam – ale kto by tam o tym pamiętał.

Zaczęliśmy się regularnie spotykać, ja czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie, a i jemu chyba było całkiem dobrze. Mało rozmawialiśmy o pracy czy planach na przyszłość. Bo Michał nie miał żadnych konkretnych planów – pracował w firmie wujka, nie zarabiał tam fortuny, ale na przeżycie mu wystarczało i nie rozglądał się za niczym ambitniejszym.

– Może potem, z czasem, wujek da mi jakiś awans – twierdził. – Po co się ruszać i rozbijać po obcych, jak mam co robić wśród rodziny?

Moi rodzice, jak tylko poznali Michała, od razu krzywo patrzyli na to jego podejście, ale ja byłam mądrzejsza. I zdecydowanie trwałam u jego boku.

Nad ślubem nie zastanawiałam się długo

Jego oświadczyny bardzo mnie rozczuliły. Co prawda nie odbyły się w restauracji, do której chciał mnie zaprosić, bo nie mieli już miejsc. Michałowi oczywiście nie przyszło do głowy, żeby zadzwonić wcześniej i dopytać, czy znajdzie się wolny stolik i czy nie trzeba go przypadkiem zarezerwować z wyprzedzeniem. Bez zastanowienia powiedziałam „tak”, podobnie zresztą jak przed ołtarzem, mimo że większość rodziny odwodziła mnie od tego jak mogła.

– Będziesz tego żałować, Lucyna – stwierdziła poważnie moja mama. – To nie jest porządny facet. Żaden z niego materiał na męża.

Ja oczywiście uważałam, że przesadza, a Michał jest przecież taki słodki. No i rzeczywiście – wciąż się dogadywaliśmy, atmosfera w mieszkaniu też była całkiem niezła, dopóki trochę z nim nie pomieszkałam. Niczego nie potrafił zrobić. I to kompletnie. Najpierw zauważyłam, że w ogóle po sobie nie sprząta, a wszystkie rzeczy rozwala wokół siebie i te zalegają, dopóki ich nie pozbieram. Uznałam, że to jednak taki nawyk, który wyniósł z domu, a z czasem zaczęłam mu zwracać na to uwagę.

– Marudzisz jak moja matka – burknął któregoś razu, gdy znów zauważyłam, że zostawił brudne skarpetki pod stolikiem kawowym. – Weź przestań. Przecież nikt do nas dzisiaj nie przychodzi. Co ci przeszkadza, że tam leżą? Nawet ich nie widać.

Wkurzyłam się wtedy, ale jakoś to się tak rozeszło po kościach. Ale potem zaczęłam zwracać uwagę na inne sprawy. Kiedy kran zaczął przeciekać, nawet na niego nie spojrzał, tylko od razu kazał mi wzywać hydraulika. Nie potrafił nawet przykręcić poluzowanego zawiasu, z którym ostatecznie poradziłam sobie sama – bo i nie była to wielka filozofia. Wszystkie sprawy finansowe zwalał na mnie, nie brał się też nigdy za opłacanie rachunków.

– Ty wiesz co i jak – tłumaczył mi. – Ja nigdy nie ogarniam tych przelewów, a przecież nie chcemy wysłać takich kwot nie wiadomo gdzie.

Wszystko jest na mojej głowie

Niby się irytowałam, ale dla świętego spokoju brałam to na siebie. Żeby on chociaż miał jakąś ciężką, nie wiadomo jak wymagającą i męczącą pracę… ale nie. Większość dnia spędzał w domu, siedząc przed telewizorem, laptopem albo konsolą. Kiedy wracałam do mieszkania późnym popołudniem, najczęściej zastawałam go rozwalonego na kanapie, pośród pustych opakowań po chipsach i puszek po coli. Prania nigdy nie wstawiał, a jak go pytałam, dlaczego tego nie zrobił, twierdził, że nie umie.

– No chyba wiesz, jak działa pralka – irytowałam się.

– Ale tam jest tyle tych wszystkich programów… – skrzywił się. – Nie znam się na tym. Daj mi spokój, co? Wstaw lepiej, zamiast się kłócić.

Ze śmieciami z własnej woli wcale nie wychodził, a jak mu powiedziałam, żeby to zrobił, i tak zapominał. Podobnie sprawa miała się ze wszelkimi obowiązkami domowymi. W urzędach też nic nie potrafił załatwić, wszystko musiałam zawsze za niego rozliczać… No, po prostu jakbym miała w domu nastolatka, a nie dorosłego faceta!

Najbardziej wstyd mi było, gdy koleżanki opowiadały o swoich mężach. Tych wszystkich konkretnych, poukładanych mężczyznach, którzy ogarniali większość spraw w domu i byli prawdziwym wsparciem.

Daniel ogarnia wszystkie rachunki – twierdziła z dumą Patrycja. – Wiecie, ja to totalnie nie ogarniam, który przelew gdzie i jakie tam tytuły dawać, żeby się połapali w tej energetyce, czy gdzie to tam idzie. Tak się cieszę, że on to umie pozałatwiać.

– Kamil nie umie w papierki – przyznała Olka – ale za to świetnie sobie radzi w domu. Praktycznie wiecie, nie muszę gotować, sprzątać, prać, bo on to bardzo sprawnie załatwi, a mi pozostają pozostałe sprawy.

– No Robert to urodzony biznesmen – śmiała się Martyna. – Rachunki i należności nie mają przed nim żadnych tajemnic. Ja bym tam czasem coś sama zrobiła w tym kierunku, ale i tak mi wszystko zabiera.

Ja podczas takich rozmów siedziałam zwykle cicho. Bo i co miałam mówić? Że największym osiągnięciem Michała jest to, że dotarł na ostatni poziom swojej ulubionej gry?

Próbowałam go jakoś zmotywować

W którymś momencie podjęłam starania, by go jakoś zachęcić do większej odpowiedzialności. Udałam, że zapomniałam zapłacić za rachunki. Wysłałam wiadomość z pracy, zaznaczając, że jeśli nie opłaci tego, o co proszę, naliczą nam odsetki. Trochę w ogóle podkoloryzowałam sprawę, korzystając z tego, że on zupełnie nie orientuje się w takich kwestiach. Byłam nawet trochę podekscytowana i ciekawa tym, co powie, gdy wrócę do domu.

– Zapłaciłeś za prąd, tak jak cię prosiłam? – spytałam od progu.

Zaczął stękać, więc już wiedziałam, że nie mam się co łudzić.

– Lucynka, no po prostu mi się nie udało…

– A za mieszkanie? – ciągnęłam, spodziewając się doskonale odpowiedzi.

– No wiesz, też nie…

– No tak – mruknęłam pod nosem. – Czemu mnie to nie dziwi.

Spojrzał na mnie jak zbity pies.

– Te rachunki mnie przerastają… – zaczął zbolałym tonem.

– A co ciebie nie przerasta? – prychnęłam. – Mój pięcioletni kuzyn jest bardziej zaradny od ciebie, Michał!

Wtedy się oburzył. Zaczął twierdzić, że go terroryzuję i że chciałabym jakiegoś służącego, a nie męża.

– Robisz się zgryźliwa jak twoja matka – stwierdził z przekąsem. – Ja nie wiem, czemu tak marudzisz. Wszystko jest dobrze, a ty na siłę szukasz problemów. I wiesz co? Idę sobie. Do Pawła pójdę. A ty może ochłoń. I te rachunki lepiej zapłać, skoro są takie ważne.

Obraził się. Poważnie. Już nawet nie jak mały chłopiec, a nadąsana księżniczka. Nie miałam nawet siły, żeby się wściekać. Michałowi szybko przeszło. Tyle dobrego w tym wszystkim, że nigdy nie potrafił się długo wściekać – nie był tym typem człowieka. Ja natomiast powoli odpuszczam.

Oczywiście żałuję, że wybrałam sobie faceta, który nic wokół siebie nie potrafi zrobić, ale w sumie go kocham. Wiem, że ma inne zalety – nie zdradza, zawsze słucha moich żali i nie ma problemu, żeby gdzieś ze mną wyjść. Ostatecznie doszłam do wniosku, że podejmowanie wojny z wiatrakami zwyczajnie nie ma sensu.

Niech Michał sobie jest jaki jest, skoro nikomu to szczególnie nie szkodzi. Przecież nie muszę się nim chwalić, a i koleżanki wciąż twierdzą, że przystojniejszego faceta nie ma w promieniu wielu kilometrów. I cóż – chyba właśnie z tego powinnam się cieszyć.

Lucyna, 32 lata

Reklama

Czytaj także:
„Zatrudniłem się jako taksówkarz, bo liczyłem na łatwy zarobek. Z tego, co zarobiłem, nie starczy mi na parówki”
„Szwagier wpadał bez zapowiedzi i zapuszczał korzenie na kanapie. Najwyższa pora, by wyrwać chwasta”

„Matka całe życie ukrywała przede mną prawdę o ojcu. Gdy dorosłam, zrozumiałam dlaczego nic o nim nie wiedziałam”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...