Reklama

Gdybym miała wskazać moment, w którym wszystko zaczęło się psuć, nie umiałabym tego zrobić. Na początku nie widziałam problemu. Halina, moja przyszła teściowa, była miła, pomocna, nigdy nie wtrącała się do naszego związku. A Paweł – mój narzeczony – wydawał się samodzielnym, odpowiedzialnym facetem. Czego chcieć więcej?

Reklama

Masz szczęście, że trafiłaś na takiego chłopaka – mówiła moja mama. – Nie dość, że przystojny i pracowity, to jeszcze rodzinny. A to się teraz rzadko zdarza.

Rodzinny… No tak. To słowo wtedy brzmiało jak komplement. Teraz wiem, że to było ostrzeżenie.

Po ślubie zaczęłam dostrzegać pewne niepokojące drobiazgi. Niby nic wielkiego, ale wkurzało. Gdy wracaliśmy ze sklepu i chwaliłam się nowymi zasłonami, Paweł od razu dzwonił do mamy, by zapytać, czy jej się spodobają. Gdy mieliśmy wybrać kanapę, czekał na jej opinię. Każda decyzja musiała przejść przez jej filtr. Ale najgorsze było to, że każdą moją uwagę zbywał jednym zdaniem:

Moja mama chce dobrze.

Nie wiedziałam wtedy, że to zdanie będzie mnie prześladować przez całe nasze małżeństwo.

Wszystko musiało być przyklepane

To miało być nasze mieszkanie. Nasza przestrzeń, nasza decyzja. Tak przynajmniej myślałam, gdy siedziałam z Pawłem nad katalogiem meblowym i wybieraliśmy kanapę do salonu. Wybraliśmy piękny, dębowy stół, wygodną sofę w kolorze beżu – taką, jaką zawsze chciałam. Już się cieszyłam, jak wieczorami będziemy na niej oglądać filmy, jak zaproszę Kasię na wino i w końcu poczuję, że jestem u siebie.

Ale następnego dnia Paweł wrócił z pracy z inną wizją.

– Kochanie, rozmawiałem z mamą. Mówi, że ten kolor to zły pomysł. Za szybko się brudzi.

Zmarszczyłam brwi.

– I co z tego? To my tu mieszkamy, nie twoja mama.

– Ale ona się zna na wnętrzach. Wiesz, jak dobrze urządziła ich mieszkanie? Mówi, że brąz będzie lepszy.

– A mnie się podoba beżowy.

– No ale… moja mama chce dobrze.

To zdanie uderzyło mnie jak cios w brzuch. Poczułam, że robi mi się gorąco. Przecież jeszcze wczoraj byliśmy zgodni! Jeszcze wczoraj byliśmy partnerami. A dzisiaj okazało się, że jest ktoś trzeci, ktoś, kto musi zaaprobować każdą naszą decyzję.

Nie powiedziałam nic więcej. Zostawiłam Pawła z jego katalogiem i poszłam do sypialni. Ale to był ten moment, w którym coś we mnie pękło.

Romantyczne wakacje spędzałam z teściową

To miały być nasze pierwsze, prawdziwe wakacje jako małżeństwo. Tylko my dwoje, błękitne morze, kolacje przy świecach i odpoczynek od codzienności. Tego potrzebowałam.

– Kochanie, zarezerwowałam hotel w Grecji! Z balkonem z widokiem na morze – rzuciłam podekscytowana, pokazując Pawłowi zdjęcia.

Nie wyglądał na zachwyconego. Kręcił się, unikał mojego wzroku.

– Co jest?

Westchnął i podrapał się po głowie.

– Wiesz, moja mama od dawna mówiła, że Grecja to świetny wybór i… ona też chciałaby pojechać.

Zamarłam.

– Słucham?

– No bo ona zawsze marzyła o Grecji, a skoro już jedziemy, to moglibyśmy razem.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Paweł, to miały być nasze wakacje. Romantyczny wyjazd. Nie rodzinny!

– Ale przecież to nic złego! Mama nie będzie nam przeszkadzać, będzie miała własny pokój.

Zacisnęłam zęby. Tu już nie chodziło o wakacje. Chodziło o to, że Halina była wszędzie. W naszym mieszkaniu, w naszych decyzjach, w naszym życiu. A teraz miała być nawet na naszym urlopie.

Nie pojedzie z nami. Koniec tematu.

Paweł się nadął.

– Nie rozumiem, dlaczego jesteś taka uparta. Mama chce dobrze…

I znowu to zdanie. Jak mantra, jak zaklęcie, które miało mnie uciszyć.

Tego wieczoru zadzwoniłam do Kasi.

A nie mówiłam? – westchnęła. – On nigdy nie odetnie tej pępowiny.

Miała rację. A ja zaczęłam się bać, że utkwiłam w małżeństwie, w którym zawsze będę na drugim miejscu.

Musiałam ustalić jakieś granice

Był poniedziałek, wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam zapach rosołu. Przez chwilę myślałam, że Paweł zrobił mi niespodziankę i coś ugotował, ale wtedy usłyszałam znajomy głos z kuchni.

– O, Jowitka! Wróciłaś już? To dobrze, zrobiłam wam obiad!

Weszłam do środka i zobaczyłam teściową. Stała przy naszym blacie, mieszając w garnku, jakby to była jej własna kuchnia. Spojrzałam na Pawła, który siedział przy stole i zajadał domowe pierogi.

– Mamo, a co ty tu robisz? – zapytałam, starając się nie brzmieć zbyt ostro.

Przyniosłam wam trochę jedzenia, a że Paweł już był, to odgrzałam. Zresztą zobacz, co wam przyniosłam!

Otworzyła lodówkę i poczułam, jak zaciskam pięści. Była wypchana po brzegi. Słoiki z zupami, bigos, jakieś mięsa, kompoty. Jakbyśmy nie umieli sobie sami nic ugotować. Ale to jeszcze nie był szczyt wszystkiego.

– A, i zostawiłam Pawłowi nowe bokserki. Bo te, które nosi, to już się nie nadają. Takie powyciągane…

Zamarłam.

– Co zrobiłaś?

– No kupiłam mu bokserki! Takie bawełniane, dobrej jakości. Nie to, co te wasze tanie rzeczy.

Spojrzałam na Pawła, czekając, aż powie coś w stylu „Mamo, bez przesady, umiem sobie sam kupić bieliznę”. Ale on tylko wzruszył ramionami.

– No co? Mama chce dobrze.

Coś we mnie pękło.

– Paweł, jesteś dorosłym facetem! Naprawdę potrzebujesz, żeby twoja mama wybierała ci majtki?!

Przecież to nic wielkiego, Jowitka. Czemu się tak czepiasz?

Poczułam, jak mi się robi słabo. To nie była tylko kwestia bokserek. To była kwestia granic. A właściwie ich braku. Zaczynałam się bać, że jeśli sama ich nie postawię, to już nigdy ich nie będzie.

Miałam tego dosyć

Tego wieczoru długo siedziałam w sypialni, próbując się uspokoić. Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej mnie nosiło. Czy ja naprawdę wyszłam za faceta, któremu matka wybiera bieliznę? Czy on kiedykolwiek dorośnie?

W końcu weszłam do salonu. Paweł siedział na kanapie i oglądał mecz. Nawet nie zauważył, że jestem na niego wściekła.

– Paweł, czy ty naprawdę nie widzisz, że mama przekracza granice?

– Przecież nic złego nie robi. Przynosi nam jedzenie, czasem coś kupi…

– Bieliznę! Kupuje ci bokserki, Paweł! Czy to cię w ogóle nie rusza?

– Jowita, ale o co ci chodzi? To tylko bokserki!

– Nie, to nie tylko bokserki. To wszystko! Ona podejmuje decyzje za ciebie. Nie masz swojego zdania. Za każdym razem, gdy zwracam ci na to uwagę, mówisz mi, że „mama chce dobrze”.

Widziałam, że zaczyna się irytować.

– Bo tak jest! Moja mama mnie kocha i chce, żeby było mi dobrze! Czemu nie możesz tego zaakceptować?!

– Bo ja też chcę, żeby było ci dobrze! Ale ja jestem twoją żoną, nie ona! A ty nie widzisz różnicy!

Przez chwilę panowała cisza. Widziałam, jak jego szczęka się zaciska, jak walczy z tym, co chciał powiedzieć.

Chyba nie każesz mi wybierać między tobą a moją mamą?

Poczułam, jak robi mi się zimno.

– Ja nie każę ci wybierać. Ja chcę, żebyś w końcu był mężczyzną.

Ale Paweł nie odpowiedział. Wtedy zrozumiałam, że chyba nigdy nim nie będzie.

Nie chcę być na drugim miejscu

Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Ja nie miałam już siły walczyć, a Paweł zachowywał się, jakby wszystko było w porządku. Jakby ta rozmowa się nie wydarzyła. Nie chciałam być tą, która znowu zacznie, ale czułam, że jeśli nic się nie zmieni, to zwariuję.

W końcu zadzwoniłam do Kasi.

Ja już nie wiem, co robić.

– Przestań. Wiesz doskonale.

– Ale ja go kocham.

– A on ciebie? Bo wygląda na to, że najbardziej kocha swoją mamusię.

Wiedziałam, że Kasia ma rację. I że muszę podjąć decyzję, której bałam się od dawna.

Tego wieczoru, gdy Paweł wrócił z pracy, czekałam na niego spakowana.

– Co to jest? – zmarszczył brwi, patrząc na walizkę.

Nie mogę tak dłużej.

– Ale… o co ci chodzi?

– O wszystko, Paweł. O to, że w naszym małżeństwie jest ktoś trzeci. O to, że nie mam męża, tylko chłopca, który wciąż szuka aprobaty mamy. O to, że nigdy nie będziemy mieć normalnego życia, bo ty nie potrafisz powiedzieć jej „nie”.

Zamilkł. Widziałam, że coś w nim pęka.

– Jowita… proszę, nie rób tego.

– To ty to robisz.

Przez chwilę myślałam, że mnie zatrzyma. Że zrobi coś, co zmieni bieg wydarzeń. Ale on tylko stał, z opuszczonymi rękami. Złapałam za walizkę. A potem wyszłam.

Musiałam to zrobić

Gdy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam, jak powietrze wypełnia moje płuca. Jakby przez te wszystkie miesiące coś mnie dusiło, a teraz w końcu mogłam oddychać. Nie wiedziałam, dokąd pójdę. Nie miałam konkretnego planu. Ale wiedziałam jedno – nie mogłam zostać.

Zatrzymałam się na klatce schodowej. Może liczyłam, że zaraz otworzą się drzwi i usłyszę za sobą jego głos. „Jowita, wróć. Porozmawiajmy. Masz rację”. Ale nie usłyszałam nic.

Nie płakałam. Może łzy przyjdą później, może nigdy. Ale jedno było pewne – wyszłam za chłopca, który nigdy nie dorośnie. Gdybym została, moje życie zawsze toczyłoby się wokół teściowej.

Jowita, 32 lata

Reklama

Czytaj także:
„Mąż nie przestał być maminsynkiem nawet podczas rozwodu. Gdy zapadł wyrok, leciał wypłakać się w jej spódnicę”
„Teściowa miała pretensje, że nie robię bigosu z jej przepisu. Awanturowała się, jakbym dopuściła się zdrady”
„Mieszkaliśmy razem z teściami. Po awanturze o pączki w tłusty czwartek, ktoś musiał się w końcu wynieść”

Reklama
Reklama
Reklama