„Zakochałam się w mężczyźnie z sąsiedniego leżaka. Miał obrączkę i spojrzenie, od którego miękły mi kolana”
„Tylko spojrzałam w jego oczy. I to wystarczyło. Pocałował mnie. Nie gwałtownie. Nie nachalnie. Delikatnie. Tak, jakby przepraszał. Za wszystko. Za żonę. Za to, że się tu znalazł. Za to, że jestem kobietą, która przez chwilę uwierzy, że to coś znaczy”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam naprawdę szczęśliwa. Może przed pięcioma laty, zanim Piotr oznajmił mi, że „musi znaleźć siebie” i wyniósł się do tej swojej joginki spod Wrocławia. A może jeszcze wcześniej. Przez jakiś czas próbowałam układać życie na nowo – randki z aplikacji, rozmowy, które kończyły się, zanim się na dobre zaczęły, wieczory spędzone z winem i filmem, który miał mnie pocieszyć. Ale nie pocieszał. Życie coraz bardziej przypominało niekończące się oczekiwanie. Na coś. Na kogoś. Na zmianę.
Zdecydowałam się na wyjazd – hotel all-inclusive gdzieś nad Morzem Śródziemnym, gdzie nikt mnie nie zna, nikt o nic nie pyta. Potrzebowałam słońca, drinka z parasolką i spokoju. Bez aplikacji, bez randek, bez myśli o tym, że znów coś trzeba naprawić.
Usiadłam na leżaku z książką, chociaż nie przeczytałam ani jednej strony. Obok mnie leżał on – mężczyzna o lekko siwiejących skroniach i oczach, które uciekały, gdy próbowałam złapać z nim kontakt wzrokowy. Ale nie uciekły do końca. Bo było coś w tym spojrzeniu. Coś, co sprawiło, że serce zabiło mocniej. Uśmiechnęłam się. On też. A potem zobaczyłam jego dłoń z obrączką.
Ciągle o nim myślałam
– Mówię ci, on nie musi się odzywać. On wszystko mówi oczami – powiedziałam, zaciągając się drinkiem z palemką.
Magda uniosła brwi i spojrzała na mnie z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania.
– No dobra, a co takiego ci powiedział tymi oczami?
– „Zostań” – szepnęłam i sama się zaśmiałam z tej swojej patetyczności. – I jeszcze „Widzę cię. Naprawdę cię widzę.”
– Jagoda, kochanie, przecież on nosi obrączkę – przypomniała mi, jakby była moim sumieniem. – Może jest jednym z tych nudnych mężów, którzy raz w roku wyrywają się z rodziną na wakacje i udają, że wciąż mają coś do powiedzenia żonie?
– Może. Ale... nie wiem. Tam coś iskrzy. Tylko nie wiem, czy to we mnie, czy między nami.
Magda pokręciła głową i sięgnęła po swój kieliszek.
– Wiesz, że to pachnie kłopotami, prawda?
Wiedziałam. Ale po raz pierwszy od dawna nie chciałam uciekać od problemu. Tylko przyjrzeć mu się z bliska. Nawet jeśli miał mnie sparzyć. Wieczorem nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, a w głowie odtwarzałam jego spojrzenie. To, jak podniósł wzrok znad książki, jak zadarł lekko brwi, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Obrączka nie kłamała. Ale jego oczy... też nie.
On też coś czuł
Spotkaliśmy się przy barze. Zupełnie przypadkiem. Ja przyszłam po kolejnego drinka, on zamawiał espresso. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się tym uśmiechem, który znałam już z leżaka. Ciepłym. Lekko nieśmiałym. Trochę jakby chciał powiedzieć „Cześć”, ale nie był pewien, czy wolno.
– Książka była dobra? – zagadnęłam, wskazując brodą na jego egzemplarz leżący na barze.
– Wiesz co... – zawahał się, jakby nie chciał skłamać. – Przeczytałem zaledwie kilka stron.
– To znaczy, że coś cię rozprasza – powiedziałam z uśmiechem.
– Może... może ktoś – odpowiedział, po czym upił łyk kawy.
Usiedliśmy na leżakach przy plaży, tym razem już obok siebie. Nie planowaliśmy tego. Tak po prostu wyszło.
– Michał – powiedział, wyciągając rękę.
– Jagoda.
Rozmawialiśmy o książkach, filmach, o tym, że nie znosi krewetek i że kocha jazz. Że mieszka pod Warszawą i że jego ulubiony miesiąc to wrzesień. O żonie nie wspomniał ani słowem. Ani o dzieciach. A ja nie zapytałam. Nie miałam odwagi. Za to w jego oczach widziałam smutek. Nie taki teatralny. Prawdziwy, głęboki. Jakby coś zgubił dawno temu i już nawet nie próbował szukać. Wróciłam do pokoju z głową pełną pytań. Czy to możliwe, żeby coś nas łączyło? Czy to tylko moja tęsknota wyczytała z jego oczu więcej, niż naprawdę tam było? Ale nie. On też czuł. To nie była jednostronna iluzja.
Zaczęło się od muśnięcia dłoni
Spacerowaliśmy brzegiem morza po kolacji. Cicho. Fale szumiały, a piasek skrzypiał pod stopami. Nie musieliśmy rozmawiać – wystarczało, że szedł obok, blisko. Czułam jego obecność każdym nerwem. I że każde nasze milczenie coś znaczyło. Zatrzymał się, schylił i podniósł muszlę. Podał mi ją z uśmiechem.
– Na pamiątkę.
Nasze dłonie musnęły się na ułamek sekundy. Ale wystarczyło. Poczułam, jakby mnie sparzyło. Serce zaczęło mi bić tak mocno, że miałam wrażenie, że słychać je w całym hotelu. On też się zaciął, spojrzał na mnie długo, jakby coś w nim pękło.
– Jagoda... – zaczął, ale nie dokończył. – Nie powinienem... – dodał ciszej.
Nie odpowiedziałam. Tylko spojrzałam w jego oczy. I to wystarczyło. Pocałował mnie. Nie gwałtownie. Nie nachalnie. Delikatnie. Tak, jakby przepraszał. Za wszystko. Za żonę. Za to, że się tu znalazł. Za to, że jestem kobietą, która przez chwilę uwierzy, że to coś znaczy.
A ja? Ja pozwoliłam. Nawet nie próbowałam się cofnąć.
Po wszystkim szliśmy dalej, milcząc. Już nie jak dwoje obcych ludzi. Ale też nie jak kochankowie. Tylko jak dwoje zagubionych ludzi, którzy na chwilę przestali być samotni. I choć głowa krzyczała: „Uciekaj!”, serce szeptało: „Zostań”.
Nic mi nie przeszkadzało
– Gdzieś ty się podziewała? – Magda siedziała na tarasie z kieliszkiem wina, gdy wróciłam. Spojrzała na mnie uważnie, marszcząc brwi. – Znowu z nim byłaś?
Nie odpowiedziałam. Usiadłam obok, patrząc w ciemne niebo nad basenem.
– Jagoda, nie bądź naiwna. Ty naprawdę myślisz, że to coś więcej niż romans na wakacjach?
– On nie jest szczęśliwy – powiedziałam cicho.
– Ale nadal jest żonaty – przypomniała ostro. – A ty jesteś tą drugą. I wiesz o tym.
Milczałam. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Ale nie chciałam tego słuchać. Bo przecież wiedziałam. Wiedziałam od początku. Ale było już za późno, żeby się cofnąć.
– Może i jestem tą drugą – odpowiedziałam w końcu – ale przez te kilka dni czuję się jak pierwsza.
– To iluzja – syknęła. – I wiesz, że tak jest.
Wstała i weszła do środka, trzaskając drzwiami. Zostałam sama. W myślach wciąż czułam smak jego ust i dotyk dłoni. Wiedziałam, że robię źle, ale nie potrafiłam przestać. Bo wszystko, co złe, potrafi smakować najlepiej. Szczególnie gdy życie przez długi czas smakowało jak papier. A Michał? Michał się nie cofał. Wręcz przeciwnie. Pisał, szukał mnie wzrokiem przy basenie, zapraszał na kolejne wieczory. I ja szłam. Coraz głębiej w coś, co miało mnie tylko połknąć i wypluć.
Wyjechał bez słowa
Obudziłam się z poczuciem, że coś jest nie tak. Pościel obok była zimna. Michał wyszedł, zanim jeszcze wzeszło słońce. W pokoju było cicho, za cicho.
Zerwałam się z łóżka, narzuciłam sukienkę i pobiegłam do recepcji. Serce waliło mi jak oszalałe. Może coś się stało? Może tylko wyszedł po kawę? Może…
– Przepraszam, pokój 218. Michał... Czy on…? – zaczęłam niezdarnie, ledwo łapiąc oddech.
Recepcjonistka spojrzała w monitor, potem na mnie.
– Gość z pokoju 218 wyjechał dziś rano. Wcześnie, około szóstej. Zostawił wiadomość. Dla pani Jagody?
Pokiwałam głową. Podała mi złożoną kartkę.
„Dziękuję za wszystko. Nie jestem gotów.”
Stałam w holu z tym kawałkiem papieru w dłoni i czułam, jakby ktoś we mnie uderzył. Tak po prostu. Bez pożegnania, bez wyjaśnienia, bez odwagi. Nie płakałam. Jeszcze nie. Ale w środku coś się rozpadło. Nie pierwszy raz. Ale za każdym razem boli tak samo. Wróciłam do pokoju. Wciąż czuć było zapach jego perfum. Michał zniknął. A ja zostałam z pytaniami. Czy byłam tylko chwilą? Oderwaniem od rzeczywistości? Fantazją? Czy on czuł choć połowę tego, co ja? Nie miałam odpowiedzi. Miałam tylko kartkę. I milczenie po drugiej stronie.
Jeszcze pamiętam
Wróciłam do Polski z ciężarem w sercu, który nie chciał się rozpuścić, nawet pod prysznicem, nawet przy winie, nawet po tabletkach na sen. Znów chodziłam do pracy, znów włączałam seriale wieczorem, znów mówiłam koleżankom, że „u mnie wszystko dobrze”, ale nie było. Bo coś we mnie pękło. Albo raczej – coś się obudziło. Coś, czego nie umiałam już zepchnąć w kąt.
Zrozumiałam, że nie tęsknię do Michała jako osoby. Tęsknię do emocji. Do spojrzenia, które mówiło, że jestem widziana. Do tego, że przez kilka dni nie byłam tylko koleżanką z pracy, córką, sąsiadką z trzeciego piętra. Byłam kobietą. Taką, którą się pragnie, której się słucha, której się nie omija wzrokiem.
Czy Michał coś do mnie czuł? Może. Może tyle, ile człowiek potrafi czuć przez kilka dni, na gorącym piasku, z drinkiem w ręku i cieniem rodziny na plecach. Ale to nie miało znaczenia. Bo to nie była jego historia. To była moja. Czy znowu się zakocham? Nie wiem. Może. Ale jeśli tak, to nie w spojrzeniu zza leżaka. Tylko w kimś, kto zostanie na śniadanie.
Jagoda, 36 lat
Czytaj także:
- „Zabraliśmy rozwiedzionych rodziców na wspólny urlop. Kolacja pod chmurką odsłoniła dawne rany”
- „Wspólne konto zniszczyło nasz związek i moją niezależność. Nie mogłam nawet kupić podpasek bez pretensji”
- „Codziennie udawałam idealną matkę w internecie. W rzeczywistości nawet nie lubię swojego syna”

